Miejsce jak z horroru pod Wrocławiem. Wizyta w opuszczonym pałacu lalek
Opuszczony pałac w Stoszycach niedaleko Wrocławia to miejsce, które intryguje zarówno miłośników historii i urbexu, jak i pasjonatów zjawisk paranormalnych. Wnętrza różnią się od standardowych opuszczonych zamków i pałaców w Polsce, budując niepowtarzalny klimat grozy. Nasza rozmówczyni podzieliła się wrażeniami z wizyty w opuszczonym pałacu, zwracając uwagę na prawdziwe niebezpieczeństwo...

Spis treści:
Opuszczony pałac w Stoszycach. Miejsce jak z historycznej powieści lub... horroru
W niewielkiej miejscowości w województwie dolnośląskim, leżących nieopodal Wrocławia Stoszycach, kryje się obiekt, który mógłby z powodzeniem stać się scenerią historycznej powieści... Albo horroru. Sama pamiętam jeszcze swoją wizytę w tym miejscu ponad 10 lat temu, gdy obiekt już bardziej przypominał dom strachów, niż rezydencję, a jednak wciąż jeszcze mieszkali w nim ludzie.
Dziś to opuszczony, coraz bardziej popadający w ruinę obiekt, który stanowi gratkę dla miłośników urbexu, a także zjawisk paranormalnych. O pałacu krążą bowiem niesamowite historie. O wizycie w pałacu w Stoszycach opowiedziała Geekweekowi Joanna Stebel, promotorka historii i kultury śląskiej, która działa w sieci jako Sassy Silesian.

Ruiny pałacu pod Wrocławiem przyciągają pasjonatów urbexu i zjawisk paranormalnych
Pałac w Stoszycach (gmina Kąty Wrocławskie), cichy świadek minionych epok, to neogotycka budowla, która lata świetności ma dawno za sobą. Obiekt wzniesiono w drugiej połowie XIX wieku, gdy po sekularyzacji Stoszyc zostały one sprzedane Hoffmanowi. Przez dziesięciolecia pałac pełnił funkcję rezydencji szlacheckiej i gospodarstwa folwarcznego, otulony parkiem z aleją i promenadą.
Po II wojnie światowej obiekt trafił w ręce państwowego gospodarstwa rolnego (PGR), z czasem jego wnętrza przeznaczono na mieszkania - i choć warunki pogarszały się z każdym kolejnym rokiem, ludzie żyli w pałacu jeszcze ok. 10 lat temu.
W końcu opuszczony i częściowo zrujnowany pałac, otoczony prowizorycznym ogrodzeniem, stał się nieruchomością prywatną - ale niestety bez faktycznego planu na ratunek. Budynek popada w coraz większą ruinę, park zamienia się w dziką dżunglę, a z miejscem łączone są różne jeżące włosy na głowie historie.

Eksploracja pałacu w Stoszycach. Cmentarzysko zabawek
Jak to jest wejść do tego tajemniczego świata, który jeszcze do niedawna pełen był gwaru, a teraz jest opuszczoną ruiną?
- Zwykle eksplorowałam gdzieś tam bardziej Górny Śląsk, ale z ekipą stwierdziliśmy, że tym razem zmieniamy otoczenie i jedziemy w okolice Wrocławia. W pałacu w Stoszycach zafascynowało mnie między innymi to, że tak wiekowe miejsce, w tak fatalnym stanie, do niedawna jeszcze było zamieszkane, a teraz jest zapomniane przez świat. Przylgnęła do niego łatka po pierwsze cmentarzyska zabawek, a po drugie miejsca nawiedzonego - wyjaśnia Joanna Stebel.
- Zwykle staram się racjonalnie podchodzić do takich rzeczy, jak doniesienia o paranormalnych zjawiskach, ale muszę przyznać, że pałac robił wyjątkowe wrażenie. Na parterze panowały egipskie ciemności i atmosfera przypominała trochę klimat z gry Silent Hill. Uderzyło mnie to, że w pałacu było mnóstwo zabawek, a część z nich była zaaranżowana w jakieś specyficzne układy ilustrujące jakieś sceny. Niby wiedziałam, że pewnie jest to ustawka zrobiona przez fotografów, ale jednak było totalnie ciemno i wyłaniały się one tylko w świetle latarki, więc cały czas towarzyszyło złudzenie, że ktoś za mną stoi albo się na mnie patrzy. W dodatku latarka mi szwankowała i mogła w każdej chwili zgasnąć, co dodawało tej atmosferze grozy - mówi autorka projektu Sassy Silesian.
- Wiem, że zabawki zostały tu pewnie po dzieciach, które jeszcze nie tak dawno zamieszkiwały te przestrzenie, ale jednak nie jest to typowy widok w opuszczonych miejscach. W dodatku część tych zabawek była okaleczona, lalki miały powykłuwane oczy i tym podobne. Budziło to niepokój, choć nie łączę tego z aktywnością paranormalną, a z ludźmi, ale jednak tworzyło to wrażenie, które mogło dawać do zrozumienia, że sprawa ma drugie dno - opowiada rozmówczyni.

Sekrety pałacu w Stoszycach. Bujający się koń na biegunach
Opuszczony pałac ma swoje sekrety. Przestrzeń, która przez wielu uznawana jest za nawiedzoną, swoim niepokojącym klimatem oddziałuje nawet na sceptyków.
- Największe wrażenie zrobił na mnie jednak koń na biegunach na piętrze pałacu. Tam już było światło, ale jednak niesamowicie to wyglądało, że ten konik cały czas się lekko bujał. Można to tłumaczyć, że był przeciąg przez powybijane okna no i fakt, że podłogi były krzywe, ale jednak dawało to niesamowity efekt nawet dla osoby, która nie wierzy w nawiedzone miejsca - podkreśliła autorka profili Sassy Silesian.
- Było tam też pomieszczenie - coś jak kuchnia - z ułożoną równo na stole zastawą. Była co prawda cała pokryta pajęczyną, ale jednak wyglądało to tak, jakby ktoś sobie przed chwilą to ułożył i nie zdążył schować. Ta kuchnia też robiła takie dziwne wrażenie - dodaje rozmówczyni.

Aria na wysokości. Zawodzenie było słychać z oddali
Nie obyło się bez nieco innej, nietypowej sytuacji, która mogła oddziaływać szczególnie na osoby, które przebywały w okolicy.
- Na dachu była wieżyczka, a jedna z osób, która uczestniczyła w tym wypadzie, uwielbiała się wspinać. Nagle ten chłopak stwierdził, że wejdzie na tę kopułkę i... zacznie śpiewać arię operową. Nie wiem, czy zadziałało na niego to miejsce, bo taki był specyficzny jego urok. W każdym razie on miał bardzo głęboki głos. Więc jak o 7 rano zaczął tam z góry śpiewać, to nawet z oddali było słychać zawodzenie... - przypomina Joanna Stebel.
- To na pewno mogło wpłynąć na wyobraźnię - szczególnie innych ludzi, którzy być może byli w okolicy albo nawet akurat wybierali się do tego pałacu! - śmieje się moja rozmówczyni. - W każdym razie nie było to zbyt mądre.
Tajemnicze opuszczone budynki przyciągają nie tylko duchy
Na temat "pałacu lalek" w Stoszycach powstały liczne publikacje, m.in. w serwisie YouTube można znaleźć filmy wideo dokumentujące rzekome paranormalne zjawiska w jego murach. Ale warto pochylić się też nad innym, bardziej namacalnym niebezpieczeństwem czyhającym niekiedy w opuszczonych budynkach.
- W tego rodzaju miejscach mimo wszystko zawsze bardziej boję się ludzi. Oni mogą nam zrobić więcej krzywdy niż zmarli. Choćby wspomniane okaleczone lalki w Stoszycach - dawały mi do myślenia, że po co w ogóle ktoś je zniszczył. Zastanawiałam się, czy to na pewno zrobił ktoś dla celów uzyskania lepszego efektu na zdjęciach, czy też zabawki zostały zmasakrowane przez kogoś z problemami, kto się tak wyżywał - a to już niepokojące, bo takie akty agresji na lalkach mogłyby prowadzić do kolejnego kroku, dokonania jakiegoś niecnego czynu na człowieku - zauważyła Joanna Stebel.

- Najdziwniejsza sytuacja tego typu spotkała mnie natomiast kiedyś w pałacu w Sławie (woj. lubuskie, historycznie Dolny Śląsk). Na poddaszu siedział młody mężczyzna. Był sam, tkwił w małym okienku i patrzył pustym wzrokiem w jeden punkt, nie reagując w ogóle na nasze przybycie. Nie odpowiadał na pytania, czy potrzebuje pomocy. Pytaliśmy, czy wezwać karetkę, no nie dało się do niego dotrzeć. Trudno było ocenić, czy nie stanie się niebezpieczny - dla nas albo dla samego siebie - wspomina Joanna Stebel.
- I to nie jest odosobniony przypadek, z mojego doświadczenia wynika, że w takich opuszczonych obiektach spotkania z ludźmi, którzy czasem faktycznie mogą mieć jakieś złe zamiary, nie zdarzają się aż tak rzadko. Dlatego zawsze lepiej eksplorować w grupie i być odpowiednio przygotowanym - podkreśla moja rozmówczyni.