Na co mi ta sieć?
Druga w nocy. Zamiast iść spać (jutro do roboty na 8.00) - siedzę jak głupi przed monitorem i zastanawiam się co by tu jeszcze zrobić. O mam! Wejdę na stronę ŁKS Łódź. Nieważne, że kibicuję zupełnie innej drużynie grającej o klasę wyżej. Nieważne, że wszyscy moi łódzcy znajomi kibicują akurat innemu klubowi z tego miasta. W ŁKS nie gra nawet żaden "nasz" wychowanek. Po co ja to robię? O tej porze? Jak to po co? Przecież skoro płacę ciężkie pieniądze za neostradę to muszę jakoś je "wykorzystać". Myślicie, że jestem świeżo upieczonym internautą? Mylicie się. Sieć - najpierw na modemie, potem SDI, a teraz na neo - mam dłużej niż większość z Was. Tak, internet to wspaniały wynalazek. Chociaż - właściwie po co mi ta sieć? No właśnie. Po co?
O wynikach ŁKS-u, czy "mojego" klubu mogę dowiedzieć się z radia, gazet lub internetu w pracy. Mogę tez obejrzeć mecz na stadionie lub w TV. A gdy będę chory lub w delegacji - mogę zadzwonić do kumpla, który był na meczu. Zatem po co finansować TP SA dość pokaźnym miesięcznym abonamentem. Jak to po co? Jasne!
Wychodzę ze strony ŁKS i włażę na czata. Od razu przyczepiają się do mnie dwie - sądząc po wypowiedziach - małolaty szukające kogoś na szybki numerek. Tak jakby mój nick, "zgred_34" skutecznie nie zniechęcał napalonej młodzieży. Spławiam smarkule. Niestety są szybsze i na odchodne czytam na monitorze soczystą wiązankę pod moim adresem. Za co? Mało mam stresów, aby się dodatkowo dobijać? A tak na marginesie - one chyba o tej porze powinny już spać? A ja niby nie powinienem być w łóżku? Po co ja na ten czat włażę? Wszystkie miłe znajomości zawarłem poza siecią, a te internetowe okazały się pomyłką. Rozmawiać można przecież inaczej - w pubie, w pracy. Znacznie fajniej - bo widać reakcje rozmówcy, wiadomo czego od niego oczekiwać. A miłośnikiem "randek w ciemno" i sportów ekstremalnych polegających na rozczarowaniach na pierwszym spotkaniu poza internetem - nie jestem. Po co mi ta sieć? Czatowanie to czysta strata czasu. Właśnie... Patrzę na zegarek. 2.45. Trzeba by w końcu iśc spać.
Zaraz, zaraz. Sprawdźmy pocztę. Coś jest. O jak dużo. Ciągnie się i ciągnie. Co jest? Neo jest szybka, a o tej porze zazwyczaj zasuwa jak błyskawica. Idę zrobić herbatę. Wracam. 3.30. Co my tu mamy?. Siedem spamów - do kosza i mail od Zenka. Przysłał pierwszą cześć "Bridget Jones 2". Filmik. Fajnie. Obejrzę sobie. Ech, co za paskudna jakość. A właściwie - po co? Po pierwsze - to babski film, nie dla mnie, po drugie: jak będę chciał go zobaczyć to pójdę z Kasią do kina. Albo kupię "Claudię" za 9,90, bo do niej niedługo na pewno DVD dołączą. To nie taki aż ważny film, abym musiał go już teraz oglądać. Ale mam go za darmo. No, nie wiem czy za darmo. Ile to się w sumie pociągnie, ile komputer prądu zużyje. A potem jeszcze jakieś BSA ktoś na mnie naśle, znajdą i tyłek mokry. Nie, sieć mi jest niepotrzebna. Mail też. Będę chciał coś od Zenka to zadzwonię albo pójdę do niego. A ogłoszenia o wydłużaniu penisa nie są mi na nic potrzebne. Nie narzekam na rozmiar. Mniej spamu - mniej nerwów. 4.00. Idę spać! Chwileczkę, chwileczkę... dawno nie bylem na funsajtach. Może będzie coś zabawnego?
FunFromHell nie aktualizowane od ponad miesiąca (to powinno być karalne. Jak już facet założył taką stronkę to niech tam coś wrzuca. A tak - tylko stresuje odwiedzających...). Na JoeMonster towarzystwo wzajemnej adoracji włazi sobie do pewnej części ciała, od czasu do czasu sekując "nowych". Pseudoautentyki i stare kawały. Nowych jak na lekarstwo. Z czego tu się śmiać? Lepsze kawały usłyszę jutro od Glusia w pracy. Po co mi ta sieć?
No jak to po co? Po to aby wiedzieć co się dzieje na świecie. Wchodzę na serwis informacyjny. Morderstwo, porwanie, wypadek drogowy, zamach bombowy, przekręt podatkowy, korupcja. Nie... Jakby to wszystko było naprawdę to ten świat by już nie istniał. Na szczęście to rzeczywistość wirtualna. Tylko po co mi ona? Po co mi sieć?
A może na eBayu będzie coś ciekawego? Gdzie tam. Kolejne pół godziny stracone na przeglądaniu idiotycznych i silących się na oryginalność ofert (choć i tak "naszych" oferujących na sprzedaż szwagra, teściową, czy nawet własne wydzieliny chyb nikt nie przebije). Tylko po co mi to?. Chyba tylko pewien nie przepracowujący się felietonista "Wyborczej" ma czas na siedzenie i wyszukiwanie tam ciekawostek. Ja na to nie mam ani czasu ani pieniędzy. A jak bym miał - kto mi da gwarancje, że zamiast zamówionej książki nie dostanę pustego pudelka. Albo, że jakiś hacker przechwyci dane mojej karty. Kupię książkę jutro w księgarni. Zapłacę 15 zł więcej, ale będę miał pewność że mam to za co płacę. Zatem - po co mi sieć?
Jak to po co? Mogę pooglądać najpiękniejsze panienki świata. Na dodatek bez ubrania. Ale... Kasia się o to złości (nie wiadomo czemu), zresztą - jak mam być szczery - wole oglądać Kasię. W naturze i w 3D. I wtedy nawet dotknąć mogę, a to jest przyjemne. A tu co? Dotknę monitora? Będę zakochiwał się w supermodelce, która nigdy nawet nie zwróci na mnie uwagi? Bez jaj. Zatem - po co mi ten internet?
Jak to po co? KaZaA!!! Znajdziemy jakąś fajną muzyczkę... Ech, samo łupu-cupu. Może to kręci młodzież. Ja już jestem na taka muzę za stary. Jeeest!. Album mojej ulubionej grupy AliZwisaMuLaga (nazwa zmieniona - bez kryptoreklamy). Ale... oferujący nieaktywny. Śpi? O tej porze? Jak może! szukam dalej. Jest. Ciągniemy. Idę zrobić kawę. Niech to szlag! Zerwało połączenie chwilę przed końcem. Głupia neostrada. 6.00. Spać się już nie chce (kawa działa). Ale nie będę dalej ciągnąć. Dzień się budzi, i transfer już spada. Mam! Za tydzień moje urodziny. Zasugeruję Kasi jaki chcę prezent. Widziałem ten album w empiku. A skoro będę to mieć to po co mi internet? Żeby mieć dwa dni wcześniej? A potem jeszcze jakieś BSA się przyczepi? Po co mi to? Sieć jest zupełnie niepotrzebna.
Podsumujmy. Gdybym zrezygnował z internetu - zyskuję (co najmniej):
- to co płacę za neostradę
- spokojnie przespane nocki
- czas, który mogę poświęcić Kasi lub Zenkowi
- mniejsze opłaty za prąd
- nerwy, których nie stracę przy zerwanych i nie działających połączeniach
A co tracę? Jak napisałem wyżej - prawie nic. No może te 15 zł, które dopłaciłbym za książkę
Ale, ale. Sieć mi jest przecież potrzebna. Do pracy. No tak, ale pracuje się w pracy. Jakbym pracował w domu to chyba musiałbym być nienormalny. No i jeszcze sieć mi jest potrzebna po to, aby odwiedzić mój ulubiony serwis NT.INTERIA.PL. Ale to też mogę zrobić w robocie. Zwłaszcza, że oni wcześniej niż o 11.00 i tak nic nie wrzucają;)
Jak wyrejestrować neostradę? Dziś już za późno (tfu, za wcześnie - bo przecież kolejna nocka "z głowy"). Jutro zobaczę - na stronie tepsy. Nie - jutro jest już dziś, więc teraz zobaczę. Ech... oczywiście na temat rezygnacji nic nie ma. No i po co ta sieć? I tak będę musiał zadzwonić na Błękitną Linię Śmierci. Co? No tak, piszę bzdury bo już 6.20 po kolejnej zarżniętej nocce. Nie potrzebuję sieci po to aby się wykańczać. Teraz do wanny i do roboty. Przez pierwsze dwie godziny będę się cucił kawą (co na to mój żołądek?) wysłuchując zgryźliwych uwag współpracowników: "Znowu? Idź się leczyć!". Im to łatwo. Oni sieci w domu nie mają. To i wyśpią się i mają więcej czasu na wszystko. A zatem - koniec z siecią.
A może się mylę? Może sieć w domu jednak jest potrzebna? Ale do czego? O tej porze już niczego sensownego nie wymyślę. Może ktoś z Was mi podpowie i przekona, że jednak sieć jest potrzebna?