Quo vadis komórko?
Jeszcze kilka lat temu komórki widywaliśmy tylko za oknami szyb wystawowych lub w dłoniach prezesów i biznesmenów. W tej chwili na zakup telefonu komórkowego stać każdego. Nieco gorzej jest z "kosztami utrzymania" komórki, jednak to okazuje się dopiero w momencie otrzymania pierwszego rachunku. Masowość komórek zaowocowała nie tylko niezliczoną liczbą modeli (sama tylko Nokia wypuszcza ich rocznie od 40 do 60), ale także rozwojem samych komórek, które obecnie pełnią funkcję raczej przenośnego kombajnu niż aparatu telefonicznego. Pytanie: czy droga, jaką podążają twórcy komórek jest słuszna?
Idea SMS-ów została opracowana w ramach projektu GSM Phase1 w 1990 roku, a już dwa lata później operator Vodafone zaoferował pierwsze komórki umożliwiające wysyłanie takich wiadomości. SMS przyjął się doskonale. W pewnym momencie zaczął stanowić nawet większe źródło dochodów dla operatorów niż same rozmowy. W związku z tym operatorzy, którzy wcześniej masowo otwierali tzw. bramki SMS-owe, pozwalające wysłać "darmowego" SMS-a z sieci - zaczęli te bramki (stworzone celem popularyzacji usługi) szybko zamykać. Co ciekawe: do SMS-ów błyskawicznie przekonano się na całym świecie poza USA, gdzie usługa ta dopiero teraz zaczyna być popularna.
Kolejnym elementem rozwoju komórek były dzwonki. W pierwszych aparatach o nadejściu połączenia informowało "pikanie". Po kilku latach, gdy okazało się, że takie "pikanie" w niektórych sytuacjach przeszkadza, wymyślono alarm wibracyjny, gdy ktoś dzwonił, wprawiał komórkę w drżenie. Ten wynalazek również został przyjęty ciepło, choć stał się powodem niewybrednych żartów, mówiących, że sprzedaż komórek "z wibratorem" nabiły... panie.
W 1997 roku Nokia eksperymentalnie wprowadziła w niektórych telefonach zamiast "pikawki" cztery brzęczące dźwięki naśladujące melodie, które użytkownik mógł sobie ustawić jako dzwonek. I wtedy zaczęło się kolejne szaleństwo. Coraz chętniej kupowano telefony mające bogatą ofertę takich dzwonków lub posiadające oprogramowanie, umożliwiające tworzenie takich dzwonków lub pobieranie ich z sieci. Jednak nadal było to raczej brzęczenie niż muzyka. Dopiero w 2000 roku Sony dokonało przełomu, proponując dzwonki wielogłosowe (nazwane nie wiadomo czemu polifonicznymi).
Opisane wyżej komórkowe wynalazki nakręciły jednak rynek do tego stopnia, że w niewielką obudowę komórki zaczęto pchać bez zastanowienia wszystko co popadnie. O większości tych pomysłów pisaliśmy w serwisie NT.INTERIA.PL (jeśli chcesz przeczytać te informacje - kliknij na odpowiedni link). Część uzupełnień można uznać za miarę sensowne, część za niepotrzebne, a niektóre za zupełnie bezsensowne i bezmyślne.
Tę ostatnią możliwość popierają dwie grupy "nacisku". Są to:
* Producenci i operatorzy. Ich lobbing jest zrozumiały. W przypadku komórek nie popełniono bowiem błędu branży internetowej i wszystkie dodatkowe usługi są płatne (niekiedy nawet wysokopłatne). Jednak optujący za maksymalną rozbudową powinni zadać sobie pytanie "czy to się opłaca"? Moim zdaniem nie. Wprowadzenie dodatkowych funkcji wymaga wielkich nakładów na badania i wdrożenie oraz reklamę. A jeśli nie trafi się w rynek - nakłady te mogą się nie zwrócić. Przekonała się o tym boleśnie Nokia na kilku chybionych modelach (np. osławiony 5510, który można raczej nazwać odtwarzaczem MP3 uzupełnionym o funkcje komórki niż na odwrót). A i operatorzy powinni wziąć pod uwagę to, ze po okresie fascynacji nowa usługą (np. telewizja w komórce) - przychodzi moment otrzeźwienia u użytkownika (po otrzymaniu rachunku), który z co bardziej wymyślnych usług rezygnuje.
Ponadto - zazwyczaj okazuje się, że osobny PDA, odtwarzacz MP3 czy aparat cyfrowy funkcjonuje znacznie lepiej niż jego odpowiednik wbudowany w komórkę - nawet, jeśli teoretycznie ma takie same możliwości.
* Młodzież. To bardzo wdzięczny klient. Z jednej strony młodzi ludzie są otwarci na wszelkie nowinki, z drugiej - większość rodziców odejmie sobie od ust, byle tylko ich pociecha miała komórkę nie gorszą niż koledzy czy koleżanki z klasy. Jednak i najwięksi młodzi fani nowości powinni zadać sobie dwa pytania: "Czy noszenie (i możliwość zagubienia lub skradzenia) drogiego kombajnu nie powoduje większego stresu niż możliwość utraty prostej komórki" ("za złotówkę w promocji")?. I pytanie drugie: " Z ilu funkcji swojej nadmiernie rozbudowanej komórki tak naprawdę korzystasz"? (oczywiście nie licząc kilku początkowych dni fascynacji możliwościami nowo nabytego telefonu).
operacje bankowe - bo to wygodne i (jak na razie) trudniejsze do przechwycenia przez e-przestępców niż bankowość z peceta
czytnik kodów kreskowych - pozwoli na szybkie zorientowanie się w cenie i właściwościach produktu (np. w supermarkecie)
komunikatory. GaduGadu, ICQ i tym podobne programy wrosły w nasze życie. W życie niektórych tak mocno, że nie potrafią się bez tych programów obejść.
Od biedy można uznać tez, że zasadne jest wzbogacenie komórki o:
alkomat - co pozwala kontrolować się na imprezie (zwłaszcza takiej, na którą przyjechaliśmy własnym samochodem)
termometr - szybszy, bardziej dokładny niż klasyczny, na dodatek nie grożący zatruciem rtęcią czy pokaleczeniem się szkłem
słownik - idealny dla osób wyjeżdżających za granicę, szybko pozwalający porozumieć się nawet przy słabej znajomości języka
podpis elektroniczny. Wprawdzie to jeszcze melodia przyszłości, ale ułatwi załatwianie wielu spraw wprost z komórki.
Ale po co wkładać do telefonu:
- systemy operacyjne i aplikacje tych systemów?. Na komórkach możemy korzystać już z uproszczonych wersji systemów: Windows, Java, Linuks czy z systemu Symbian. Możemy grać w gry z Playstation, GameBoya, C64, Atari i Amigi, odtwarzać różne formaty plików (m.in. QT, DivX, SWF). Niemniej nikt mi nie wmówi, że AutoCAD na mikroskopijnym wyświetlaczu jest bardziej dokładny, a Doom z pobrzękiwaniem z głośniczków bardziej wciągający niz na pececie
- telewizor. Usługa to droga, niestabilna (przejechali się na niej japońscy operatorzy), na dodatek ograniczona do jednego kanału. Chyba bym zwariował, gdybym musiał caly czas oglądać tylko TVP1.
- aparat cyfrowy (tutaj). Miniaturowy, zabawkowy "obiektyw" komórki zepsuje pracę nawet najlepszego układu CCD. Co potem zrobić ze zdjęciem wielkości znaczka pocztowego (o ile robiąc te zdjęcia z ukrycia nie podpadniemy osobie fotografowanej). To dobre tylko dla podglądaczy i dla tych, których po zakupie komórki nie stać już na kupienie aparatu cyfrowego. Zmienię zdanie dotyczące "fotokomórek" gdy technologia optyki (nie elektroniki) ruszy ostro do przodu, lub powstanie wiele ciekawych usług wykorzystujących taki aparacik.
- odtwarzacz MP3. Jakość "dźwięku" odtwarzanego przez mikrogłośniczek komórki jest fatalna.
- pornografię. Rozumiem, że operatorzy chcą zarobić, ale ta usługa może spowodować jeszcze większe kontrowersje niż "fotokomórki". W odróżnieniu od peceta nie da się bowiem ograniczyć dostępu osób zbyt młodych do tego typu usługi
- skaner. Podobnie jak w przypadku zdjęć jakość tak "zeskanowanych" materiałów nigdy dobra nie będzie (choć może "nigdy nie należy mówić nigdy"?)
O innych, jeszcze bardziej poronionych, pomysłach jak "dzwonek powiększający biust", "odzwyczajacz od palenia", "piersiówka" "tłumacz psiego szczekania", itp. nie będę się rozpisywał, bo to nikomu niepotrzebne gadżety obliczone wyłącznie na wyciągnięcie pieniędzy od jelenia (chciałem powiedzieć - klienta).
Gdzie zmierzasz komórko?
Wydaje mi się, że rozwój komórek powinien pójść w stronę ograniczenia funkcji do czysto komunikacyjnych (dzwonienie, SMS-y i MMS-y, internet w komórce) z ewentualnym uzupełnieniem o "niezbędniki" życiowe (zegar, budzik, organizer, konwerter walut, może elektroniczny tłumacz, itp.) i bardzo już popularne drobne dodatki (gry, dzwonki, tapety). Aby nie "zahamować rynku" rozwój telefonów powinien iść w kierunku specjalizacji "wiekowej" (komórki dla przedszkolaków, młodzieży, dorosłych, staruszków) i "cenowej" (np. tanie wymienne obudowy dla młodzieży, czy szpanerskie, wysadzane np. brylantami - dla snobow). A pieniądze wkładane w rozwój i promocję technologii i miniaturyzacji należałoby włożyć w zmniejszenie szkodliwego oddziaływania komórek. Telefon komórkowy potrafi bowiem uratować życie (np. gdy zgubimy się w górach), potrafi ponoć go i zniszczyć (badania - jeszcze niepotwierdzone - straszą, że promieniowanie elektromagnetyczne może powodować raka czy bezpłodność).
To moje zdanie na ten temat. Ale może się mylę. A co Wy o tym sądzicie? W jakim kierunku powinien pójść rozwój komórek?. Urządzenia, które jednocześnie nienawidzimy i kochamy.