Satelity SpaceX na kursie kolizyjnym z kosmicznymi śmieciami
Słynne słowa "not great, not terrible" idealnie pasują do sytuacji, w jakiej znalazły się satelity kosmicznego internetu Starlink od Elona Muska. Musiały one ustąpić miejsca kosmicznym śmieciom, podobnie jak astronauci z ISS. Są tacy, co uważają, że mamy nad tym kontrolę.
Nie jest dobrze, ale na razie nie ma też tragedii. Przynajmniej tak twierdzi Elon Musk. Jego firma musiała w ostatnich dniach nieco zmienić orbitę swoich satelitów w obawie o kolizję z kosmicznymi śmieciami. Na szczęście wciąż możemy uniknąć katastrofy, ale jak długo jeszcze to potrwa?!
"Stacja i Dragon mają osłony chroniące przed mikrometeorytami (pochłanianie uderzeń o bardzo dużej prędkości)" - powiedział Musk, "ale kombinezony (do aktywności poza pojazdem) nie mają, stąd większe ryzyko w przypadku spacerów kosmicznych" - dodał szef SpaceX.
Kosmiczne śmieci stanowią one coraz większe zagrożenie dla instalacji orbitalnych i astronautów na spacerach kosmicznych. Niestety, nic z tym faktem raczej nie da się zrobić. Można jednak zacząć budować satelity, które same będą się deorbitowały w atmosferze i wówczas ten problem w jakimś zakresie stanie się przeszłością.
NASA poinformowała, że jeden satelita, który został zniszczony przez rosyjski pocisk antysatelitarny, rozpadł się na aż 1500 dużych kawałków i setki tysięcy małych. Krążą one po różnych orbitach z prędkością 20 tysięcy km/h. To pokazuje, jak dużo kosmicznych śmieci może powstać tylko z jednego urządzenia. Jak będzie wyglądać orbita, gdy zderzy się kilka większych obiektów?!