Tajemnice ostatniego patrolu "Orła" cz. I
Okręt wyruszył z bazy w Rosyth o godz. 23.00, kierując się do ujścia Firth of Forth. Nim do niego dotarł, miał wysłać ostatni komunikat pożegnalny przez <a href="http://www.rmf.fm" target="_blank">radio</a>. Od tej pory, zdaniem Anglików, okręt nie odezwał się ani razu. Nie spotkała go także żadna z alianckich jednostek. Co mogło spotkać osławiony polski okręt i jego dzielną załogę?
Angielskie i niemieckie miny
Miny postawił wtedy zespół złożony z krążownika "Köln", niszczycieli: "Bruno Heinemann", "Hermann Schoemann" i "Richard Beitzen" oraz awiza "Grille". Zagroda 16a została postawiona na terenie od 56°37'N, 03°33'E do 56°51'N, 03°24,5'E. Miała wymiary 28 x 4,3 km. Zagroda 16b była złożona z około 200 min kontaktowych i 500 ochraniaczy pola. Długość zagrody była zbliżona do zapory 16a. Położono ją od 56°54'N, 03°42'E do 57°08'N, 03°36'E. Tuż po Niemcach miny bardzo blisko pola 16b (albo nawet w jego obrębie), postawili również Anglicy. Dziwnym trafem sami nie weszli na miny niemieckie. Może używali trałów-parawanów chroniących przed minami?
Wojenne błędy w nawigacji
Oprócz min istnieje kilka innych przyczyn, z powodu których okręt mógł zatonąć, wyszczególnię także kilka miejsc, gdzie tragedia okrętu była najbardziej prawdopodobna. Oto co udało mi się ustalić na temat ostatniego patrolu ORP "Orzeł".
23 maja 1940 r. załoga "Orła" szykuje okręt do siódmego patrolu bojowego z baz angielskich, a trzeciego patrolu w ramach trwającej od 8 kwietnia 1940 r. kampanii norweskiej. Zostawiła ona już trwałe ślady na okręcie i jego załodze. W piątym patrolu (8 IV1940 r.) "Orzeł" zatopił na południe od Lillesand niemiecki frachtowiec "Rio de Janeiro" (5261 BRT) w pozycji 58°08'N, 08°29'E; demaskując tym faktem niemieckie plany inwazji na Norwegię. Ze statkiem zatonęło 19 jego marynarzy i 164 żołnierzy a także działa, pojazdy, amunicja i zaopatrzenie.
Sukces ten kosztował załogę "Orła" bardzo drogo. Przez kolejny tydzień (10-15 kwietnia okręt był tak zaciekle tropiony i bombardowany przez niemieckie okręty i samoloty, że z trudem ocalał i powrócił do bazy w Rosyth 18 kwietnia. Załoga naliczyła sto kilkanaście wybuchów bomb głębinowych i lotniczych koło okrętu w trakcie pościgu Niemców. "Orzeł" zaatakował jeszcze raz (10 kwietnia o godz.18.22) torpedami niemiecki patrolowiec V-705, nie trafiając go, choć kpt. Grudziński był o tym przekonany.
Tylko prowizorycznie naprawiony
Uszkodzenia na polskim okręcie naprawione zostały tylko prowizorycznie i "Orzeł" poszedł na następny, szósty patrol (28 IV - 11V), w trakcie którego, skierowany w rejon Stavangeru, nie napotkał jednostek nieprzyjaciela. W drodze powrotnej został zaskoczony przez wrogi samolot, który zaatakował "Orła" - na szczęście niecelnie.
Trzy lata później - 8 października 1943 r. na storpedowanym przez U-378 i zatopionym na Atlantyku niszczycielu ORP "Orkan" zginą: kpt. mar. Pierzchlewski i ppor. mar. E. Sopoćko. "Orzeł" już po szóstym patrolu powinien trafić do doku remontowego, a załoga odpocząć dłużej, jednak rozkazy kierowały go na jeszcze jeden patrol. Dopiero po nim nastąpić miał remont okrętu i dłuższa przerwa w działaniach bojowych dla zasłużonych członków załogi. Na okręcie zdołano tylko, przed ostatnim patrolem, zamontować sprowadzone wreszcie z firmy Bofors brakujące zamki do dział pokładowych, których okręt nie miał od internowania w Tallinie w 1939 r.
Niebezpieczny początek rejsu
Zebrane przeze mnie w ostatnich kilku latach informacje udowadniają, że początek siódmego patrolu bojowego "Orła" był dla okrętu nie mniej niebezpieczny, niż spodziewane w dalszej perspektywie ciężkie zmagania z niemieckimi okrętami i lotnictwem już w rejonie Skagerraku.
Pierwszą przeszkodą na drodze "Orła" mogły być dwie zagrody minowe, postawione przez niemieckie okręty podwodne u ujścia Firth of Forth, przez które nasz okręt musiał każdorazowo przepływać. Niemieckie małe okręty podwodne typu II (280/328 ton), stawiały w jednej wyprawie po kilkanaście min, czasami jednak te niewielkie zagrody okazywały się niezwykle skuteczne. Na minach takiej zagrody, postawionej 20 grudnia 1939 r. pod Blyth przez U-22 (kpt. Karl Heinrich Jenisch), zatonęło aż 6 statków i pomocniczych okrętów alianckich.
Również miny pod Firth of Forth spowodowały straty. U-21 (typ II B) dowodzony przez kpt. Fritza Frauenheima postawił je jako pierwszy w trakcie patrolu bojowego z Kilonii (odbytego w dniach 22 X -8 XI 1939 r.). Nie były to miny kontaktowe, ale dużo niebezpieczniejszego typu - miny magnetyczne. Ich położenie oznakowano na mapie w książce Karla Dönitza "10 lat i 20 dni. Wspomnienia 1939-1945", Gdańsk 1999, (s.79).
Okręt bardzo szybko spotkało coś złego
Niewykluczone, że na swojej drodze natknął się na nie "Orzeł", gdy okręt wyruszył na swój patrol w nocy z 23/24 maja 1940 r. Brak kontaktu radiowego pomiędzy bazą i okrętem już w tej fazie jego operacji wydaje się szczególnie podejrzane i nasuwa przypuszczenia, że bardzo szybko okręt spotkało coś złego. Moim zdaniem rejon ten - jako jeden z pierwszych - należałoby uwzględnić w poszukiwaniach wraku.
Wytyczone korytarze w zaporach minowych
Zaporę ustawiano od 1939 r., przez 1940 r., aż sięgnęła ona po same Orkady. Ta część zagród, koło których ORP "Orzeł" miał przechodzić, istniała od grudnia 1939 r. Zasięg brytyjskiej zapory naniesionej na mapy, opublikowano w książkach: "Druga wojna światowa na morzu" J. Lipińskiego, Gdynia 1967 r., s. 57 i w "Burzy nad Atlantykiem" A. Perepeczki, Warszawa 1999, t.1, s. 161. W brytyjskiej zaporze minowej wytyczono korytarze żeglugowe, które alianckie statki i okręty znały.
Wspomnienia marynarzy ORP "Wilk" i z książki E. Sopoćki wyraźnie sugerują, że w trakcie patroli na M. Północnym "Wilk" i "Orzeł" niejeden raz omijali za dnia dryfujące miny. Szczególnie groźne były nocą, istniało bowiem niebezpieczeństwo, że obserwatorzy wachty nie dostrzegą ich na czas. Wejście na taką minę było możliwe zarówno koło brytyjskiej zapory, jak i dalej, na otwartym morzu.
Błąd nawigacyjny, choćby niewielki, też mógł przynieść tragedię, a pierwsze kilka godzin po wyjściu z Rosyth ORP "Orzeł" płynął nie za dnia, ale w nocy! Uważam ten rejon za drugi obszar, który wart jest przeszukania - po zaporach minowych niemieckich okrętów podwodnych, pamiętając, że "Orzeł" musiał za każdym razem tą trasą powracać. W przypadku wyminięcia brytyjskich min osłaniających angielskie brzegi, "ORP "Orzeł" płynąłby dalej na wschód (możliwe, że z pewnym odchyleniem ku południu).
Rozkaz początkowy dla polskiego okrętu, jest w ogólnym zarysie znany - "Orzeł" miał udać się do północnej połówki sektora A3 (sektor patrolowy okrętów podwodnych oznaczony A3 obejmował obszar od 55°10'N do 54°30'N i od 03°30'E do zachodniego krańca obszaru ogłoszonego przez Niemców za niebezpieczny - to jest do długości 04°25'E). Zgodnie z wytycznymi okręt powinien dotrzeć do wyznaczonego sektora 24 maja wieczorem.
Niespodziewane awarie
W toku trwania całego patrolu możliwy był błąd załogi, albo zaskoczonej niespodziewanym kontaktem z nieprzyjacielem, albo podczas pełnienia rutynowych obowiązków. Trzeba pamiętać, że większość załogi "Orła" była przemęczona dwumiesięczną prawie kampanią i mogła inaczej niż normalnie reagować na zagrożenia.
Badając historię naszych okrętów podwodnych z II wojny światowej, zebrałem sporą listę niebezpiecznych wypadków, z których nasze jednostki z trudem ocalały po błędach załogi lub niespodziewanych awariach. Prócz "Orła" w kwietniu 1940 r., także ORP "Sokół" i ORP "Jastrząb" w trakcie swych wojennych patroli osiągnęły, z powodu zacięcia sterów głębokościowych, krytyczne głębokości, których przekroczenie mogło skończyć się pęknięciem kadłubów i zatopieniem.
Uratowany dzięki przytomności kapitana
Najgorsze dwa wypadki "zaliczył" ORP "Dzik". Najpierw doszło na nim do wyssania sporej ilości powietrza z wnętrza okrętu przez silniki Diesla, bowiem ktoś nie przełączył napędu na elektryczny gdy rozpoczynało się zanurzanie. Część załogi straciła przytomność, ale inni na czas uratowali okręt. Drugi, koszmarny wypadek dotyczył złej obsługi wyrzutni torpedowej - torpeda nagle wystrzeliła z wyrzutni, niszcząc jej pokrywę i uszkodzona zataczała koła wokół okrętu - omal nie trafiając go na patrolu w grudniu 1944 r.
Ostatecznie okręt "odkleił" się sam. Wszystkie te przypadki wystarczająco obrazują skalę zagrożeń i fakt, jak bardzo los okrętu zależał od sprawności jego załogi. Gdyby o losie "Orła" zadecydował ludzki błąd - byłaby to najgorsza przesłanka dla ekip poszukujących go, bowiem trudno "wykalkulować" miejsce takiego zdarzenia. Można tylko poszukiwać wraku jednostki tam, gdzie miała zgodnie z rozkazami przechodzić.
Tadeusz Kasperski