Z czym na Zachód?

Podczas ewentualnej wojny wojska Frontu Polskiego miały prowadzić operacje na terytorium RFN, Holandii i Danii.

Desant czołgów T-54 z barki desantowej
Desant czołgów T-54 z barki desantowejPolska Zbrojna

związki taktyczne i oddziały frontowe oraz armijne różnych rodzajów wojsk i służb) były związane z kierunkami operacyjnymi północnonadmorskim i jutlandzkim. Na początku lat siedemdziesiątych w pasie operacji zaczepnej należało ewentualnie rozbić - przy wsparciu lotnictwa i sił jądrowych Armii Radzieckiej - siły główne Północnej Grupy Armii oraz część 2 Połączonych Taktycznych Sił Powietrznych NATO.

Liczne siły przeciwnika

W Holandii były trzy okręgi wojskowe z siłami obrony terytorialnej w postaci batalionów piechoty, uzupełnień technicznych, kwatermistrzowskich, grupy transportowej i eskadry samolotów. W Danii natomiast - wojska obrony lokalnej przeznaczone do zwalczania niewielkich desantów i wzmocnienia działań wojsk operacyjnych. Znajdowały się tam ponadto wojska obrony regionalnej i morskiej.

Trudne zadanie Polaków

Takie warunki terenowe sprzyjały organizacji obrony, utrudniały zaś działania zaczepne wojsk oraz komplikowały organizację frontowego i armijnego systemu dowozu i ewakuacji. Działania wojsk na tym kierunku wymagały posiadania dużej liczby jednostek wojsk inżynieryjnych wyposażonych w różnorodny sprzęt desantowo-przeprawowy.

Ocena realnych sił przeciwstawnych stron w pasie działania frontu oraz towarzyszące jej kalkulacje operacyjne wskazywały najczęściej na korzystny dla frontu liczebny stosunek sił w broni pancernej (zwłaszcza w czołgach nowego typu - 2,5:1). Jakościowo w pasie działania frontu przewagę miał przeciwnik. Równoważyła ona większą liczebność wojsk Układu Warszawskiego.

Wnioski z oceny jakościowego stosunku sił i złożonych warunków geograficzno-fizycznych północnego kierunku strategicznego wymuszały modernizację organizacyjną i techniczną wojsk frontu w celu zapewnienia im możliwości wykonania zadań wynikających ze zobowiązań sojuszniczych lub też spowodowania ich zmiany stosownie do możliwości. Te zaś były związane z potencjałem bojowym sił zbrojnych, którego rozwój zawsze był uzależniony od budżetu państwa. Finanse z kolei nigdy nie pozwalały na konstruowanie i realizację planów rozwoju wojska zgodnie z rekomendacjami Sztabu Zjednoczonych Sił Zbrojnych Układu Warszawskiego, a nawet z wnioskami z własnej oceny potencjalnego przeciwnika.

Atakować miał militarny skansen

Zobacz także

    Sprzęt pochodzi z czasów II wojny

    22.07.1966 r.: Wyrzutnie rakietowe na pl. Defilad w Warszawie z okazji 1000-lecia państwa polskiego
    East News

    Tymczasem artyleria Frontu Polskiego posiadała, nie licząc ośmiu wyrzutni BM-21, sprzęt ciągniony, nieopancerzony, o stosunkowo małym zasięgu (12-20 km), pochodzący jeszcze z okresu II wojny światowej. Szczególnie niekorzystnie oceniano stosunek sił w środkach obrony przeciwlotniczej wojsk frontu, zwłaszcza w przeciwlotniczych wyrzutniach rakietowych (1:9 na korzyść przeciwnika). Sformowanie kolejnego dywizjonu rakiet przeciwlotniczych Wołchow i sześciu baterii Kub zmieniło te proporcje w niewielkim stopniu.

    Samolotów... prawie nie było

    W Armii Lotniczej Frontu Polskiego istniała konieczność wycofania z uzbrojenia samolotów produkowanych przed 1960 rokiem, których było ponad 70 procent. Zaplanowane dostawy nowych maszyn naddźwiękowych nie pokrywały tych ubytków (na przykład do 1975 roku wycofano 350 bojowych samolotów, a planowano wprowadzić 140 nowych). Zarówno ilościowy, jak i jakościowy stosunek sił w lotnictwie nadal się pogarszał.

    Główną słabością polskiej Marynarki Wojennej było wówczas postępujące starzenie się znacznej części okrętów bojowych, zwłaszcza w klasie kutrów torpedowych, okrętów podwodnych oraz okrętów zwalczania sił podwodnych. Niemożliwe było odtworzenie liczby jednostek przewidywanych do wycofania. Łącznie w kolejnych latach w Marynarce Wojennej dało się zauważyć tendencję malejącą, gdy chodzi o stan okrętów - do 1975 roku miało być wycofanych 39, podczas gdy planowano wprowadzić 33 nowe.

    Nie było możliwości zapewnienia odpowiedniej ochrony przeciwlotniczej okrętom działającym na morzu, między innymi dlatego, że nie mieliśmy jednostek wyposażonych w radioelektroniczne środki rozpoznania i naprowadzania własnego lotnictwa myśliwskiego. Brakowało też okrętów dowodzenia.

    Aby polska Marynarka Wojenna mogła wykonywać stawiane jej zadania, należało po 1975 roku spełnić dwa podstawowe warunki. Po pierwsze, wzmocnić jej siły uderzeniowe i obrony Wybrzeża przez modernizację istniejących i wprowadzenie nowych okrętów o doskonalszych parametrach (niszczycieli, kutrów rakietowych i torpedowych, okrętów podwodnych i okrętów desantowych) oraz udoskonalić brzegowy system obserwacji i łączności. Po drugie, wprowadzić okręty z radioelektronicznymi środkami wykrywania i naprowadzania w celu wydłużenia zasięgu pola radiolokacyjnego oraz rozbudowy i usprawnienia systemu bazowania.

    Franciszek Puchała

    Polska Zbrojna
    Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
    Dołącz do nas