70 walizek w środku lasu, a w nich... zwłoki. Ten eksperyment szokuje
Bez wiedzy na temat rozkładu ludzkich zwłok i wszystkich zachodzących wtedy procesów nie bylibyśmy w stanie rozwiązać wielu zagadek kryminalnych, dlatego metody szkolenia i doskonalenie umiejętności w tym zakresie często szokują - jak "farma" z 70 zwłokami zamkniętymi w walizkach i koszach na śmieci - są po prostu niezbędne.
Wyobraźcie sobie, że kupujecie zawartość porzuconego schowka magazynowego i jedziecie na miejsce, żeby sprawdzić, jakie skarby czekają w środku, a na miejscu znajdujecie walizki... wypełnione ludzkimi szczątkami. Nieprawdopodobne? Wręcz przeciwnie, o czym przekonała się w ubiegłym tygodniu pewna rodzina z Nowej Zelandii, a podobnych historii jest zdecydowanie więcej - wystarczy wspomnieć walizki znalezione w 2015 roku na tłocznej stacji pociągów w Tokio, na poboczu australijskiej Autostrady w 2019 roku czy na plaży w Seattle w 2020 roku.
Mówiąc krótko, zwłoki w walizkach czy torbach podróżnych, a także koszach na śmieci, bagażnikach, lodówkach i zamrażarkach, to dość powszechna sprawa. Bo wbrew temu, co oglądamy na filmach, mordercy rzadko porzucają ciała na ulicach czy zakopują w prowizorycznych grobach i zdecydowanie częściej szukają czegoś, w co można zmieścić ludzkie ciało i łatwo je transportować, a to właśnie wymienione wyżej rzeczy najczęściej są pod ręką. Co więcej, w ten sposób kupują sobie zdecydowanie więcej czasu, bo ograniczają nieprzyjemny zapach czy pojawienie się owadów - tym ostatnim utrudniają też niestety pracę specjalistów, którzy na ich podstawie są w stanie oszacować m.in. czas śmierci ofiary.