Odkryli tajemnice kamiennych gigantów. Zmienia historię Wyspy Wielkanocnej
Na pierwszy rzut oka monumentalne posągi moai z Wyspy Wielkanocnej, sięgające nawet 20 metrów wysokości i ważące ponad 80 ton, wydają się dziełem silnie zhierarchizowanego społeczeństwa. Od dekad uważano, że tylko scentralizowana władza mogła koordynować tak ogromne przedsięwzięcie. Najnowsze badania, opublikowane w czasopiśmie PLOS One, pokazują jednak zupełnie inny obraz Rapa Nui.

Zespół badaczy pod kierunkiem prof. Carla Philippa Lipo z Uniwersytetu Binghamton w Nowym Jorku stworzył pierwszy model 3D wysokiej rozdzielczości kamieniołomu Rano Raraku, czyli miejsca, w którym powstała większość moai. Na podstawie 11 tys. zdjęć wykonanych dronem zrekonstruowano wirtualny model, ujawniający 426 posągów w różnych etapach pracy, 341 rowów wyciętych w skale, 133 puste przestrzenie po wydobytych figurach oraz pięć punktów kotwiczenia, które służyły do zsuwania rzeźb po zboczu krateru.
Nie było bata nad głową
Co ciekawe, analiza ujawniła 30 odrębnych stref wydobycia, działających niezależnie od siebie - każda z nich miała własny system pracy, techniki obróbki i charakterystyczny styl rzeźbienia. Wbrew wcześniejszym założeniom, cały proces - od pierwszego nacięcia w skale po detale rzeźbione na twarzy - odbywał się lokalnie, w obrębie jednej strefy, bez przenoszenia posągów pomiędzy grupami. Oznacza to, że moai nie były dziełem jednej centralnej władzy, lecz wielu rodzinnych klanów, które współzawodniczyły, ale też współistniały, tworząc niezwykły krajobraz kamiennych gigantów.
Praca była samoorganizująca się, a nie nakazywana z góry
Największe moai świata
W kamieniołomie zachowało się też monumentalne niedokończone moai Te Tokanga, które w ukończonej formie mierzyłoby 21 metrów i ważyło około 270 ton, czyli było największe w całej Polinezji. Jak zauważają badacze, "niektóre posągi przekraczały granice praktycznego transportu", co może świadczyć o symbolicznej rywalizacji między wspólnotami, a nie o nakazach "z góry".
Zróżnicowanie technik i brak śladów scentralizowanego zarządzania wpisują się w szerszy obraz Rapa Nui jako społeczeństwa rozproszonego, ale dobrze zorganizowanego. Archeolodzy przypominają, że już sto lat temu brytyjska badaczka Katherine Routledge pisała o systemie klanowym bez nadrzędnego władcy.
Nowe odkrycia ponownie podważają popularną narrację o "katastrofie Rapa Nui", spopularyzowaną m.in. przez geografa Jareda Diamonda w książce "Collapse". Przez lata uważano, że mieszkańcy wyspy doprowadzili do własnego upadku przez wylesienie i nadmierną eksploatację zasobów. Jednak coraz więcej danych wskazuje, że społeczności Rapa Nui były małe, samowystarczalne i potrafiły adaptować się do trudnych warunków.
Tradycyjna historia zakłada, że potężni wodzowie napędzali niszczycielską budowę pomników, prowadząc do głodu i zapaści. Ale jeśli nie było wodzów, nie było też kto miałby doprowadzić do katastrofy










