Wyprawa do wnętrza... Prądu Śmietnikowego
Od dawna na świecie nie ma dziewiczych, nieodkrytych obszarów. To jest coś, co stworzyliśmy sami, ale jeszcze tego nie odkryliśmy. Grupa oceanologów wyrusza w podróż do centrum miejsca oceanu znanego jako "Plastic Vortex".
Jeszcze niedawno nikt o tym nie wiedział
Drobne śmieci w rodzaju plastikowych torebek pod wpływem promieni słonecznych w morzu zamieniają się w małe drobinki. Prądy morskie sprawiają, że wszystkie wcześniej czy później docierają w to samo miejsce między Hawajami a wybrzeżem USA, gdzie dryfują tuż pod powierzchnią wody, tworząc olbrzymią górę śmierci przybierającą kształt spirali.
Naukowcy zainteresowali się tym zjawiskiem dopiero w ostatnich latach. Oprócz angielskiego zwrotu "Plastic Vortex" ("Plastikowe Kłębowisko") nazywa się ten obszar "Eastern Garbage Patch" albo "Great Pacific Garbage Patch", co my przetłumaczyliśmy właśnie jako Wielki Prąd Śmietnikowy.
Ekspedycja naukowców ma zamiar sprawdzić rozmiary zjawiska i spróbować znaleźć odpowiedź na pytanie, czy w ogóle coś da się z tym zrobić. Jim Dufour, inżynier z kalifornijskiego Instytutu Oceanografii imienia Scripps, który doradza wyprawie, mówi, że cena wielkości problemu ma kluczowe znaczenie dla przyszłości życia w oceanie. A także naszego zdrowia.
- Na obecną chwilę ważne jest samo zrozumienie sprawy przez społeczeństwa. Minie wiele lat zanim uda się to wszystko wyczyścić - ocenia.
Bomba biologiczna z opóźnionym zapłonem
Program Środowiskowy Organizacji Narodów Zjednoczonych szacuje, że w każdym kilometrze kwadratowym oceanu dryfuje około 13 tys. mniejszych lub większych odpadków, ale w pięciu miejscach świata ze względu na prądy morskie następuje kumulacja problemu, najbardziej w obszarze Wielkiego Prądu Śmietnikowego.
Kawałki plastiku są tak małe, że w większości nie widać ich na zdjęciach satelitarnych, ale toksyczna zupa plastiku jest miejscem żeru dla wielu gatunków ryb i ptaków, które małych kuleczek nie odróżniają od planktonu, swojego głównego źródła pokarmu.
- Mały kawałek plastiku połykany przez rybę to miniaturowa bomba biologiczna z opóźnionym zapłonem - tłumaczy Doug Woodring z Hongkongu, który przewodzi wyprawie.
Dlaczego? Bo rybę zje większa ryba, którą potem my zjemy. Toksyny przenosza się w górę łańcucha pokarmowego aż trafiają do żołądków ludzi.
Usytuowanie wiru - ponad 500 mil morskich od zachodniego wybrzeża USA - sprawia, że dla naukowców dalej pozostaje tajemnicą.
- To jak podróż na inną planetę - mówi Woodring. W trakcie 50 dni przepłynie z San Francisco na Hawaje i zawróci, dwa razy przepływając przez Prąd Śmietnikowy.
Przewodzić będzie 45-metrowy statek Kaisei, a zanim popłynie trawler, który przetestuje techniki wyciągania śmieci bez równoczesnego niszczenia morskiego życia. - Musisz mieć wystarczająco drobną sieć, żeby wyciągnąć plastik, ale na tyle grubą, by plankton pozostał w morzu - mówi Woodring.
Nie ma kto tego posprzątać
Oceanolodzy sprawdzą też, czy w przypadku tego plastiku istnieje możliwość zastosowania jakiejś formy recyclingu i przetworzenia śmieci w paliwo. Misja, która dalej szuka dwóch milionów dolarów na domknięcie budżetu , otrzymała już wsparcie od ONZ-u i konsorcjum Brita specjalizującego się w produkcji filtrów do wody.
Wir znajduje się na wodach międzynarodowych. Żaden rząd więc nie kwapi się z powzięciem działań mających na celu posprzątanie. - Nie ma winnych. Świat nie zdaje sobie nawet sprawy z istnieniu Wielkiego Prądu - stwierdza Woodring.
Oprócz jego wyprawy odbyło się lub jest planowanych kilka innych wypadóww obszary Vortexu. Dofour ocenia jednak, ze ta ma największe znaczenie naukowe. - To pierwsza naukowa wyprawa mająca na celu zbadanie zanieczyszczeń powierzchni oceanu oraz jego wpływu na organizmy żywe żyjące zarówno na powierzchni, jak i głębiej - tłumaczy. Prawdziwe źródło problemu leży jednak na lądzie. - Musimy wszyscy pozbywać się śmieci w sposób bardziej odpowiedzialny - zauważa Dufour.
Guy Newey (AFP), tłum i opr. ML