DAWNE POLAKÓW URLOPY

Zaleszczyki. Polska stolica egzotyki, która urzekła Piłsudskiego

W II Rzeczpospolitej wcale nie trzeba było wyjeżdżać za granicę, aby poczuć się jak nad Adriatykiem czy Morzem Czarnym. Niezwykle gorące wakacje spędzało się w Zaleszczykach nad Dniestrem. Miały tak inny klimat, że gdy w kraju uprawiano zboża i ziemniaki, tam hodowano... winogrona i arbuzy. Zapraszamy was na historyczną podróż na "polską riwierę".

Wyobraź sobie, że jesteś na wakacjach w fantastycznym miejscu, gdzie otacza cię rajski krajobraz, a słońce ogrzewa ciepłym blaskiem. Wylegując się na plaży, zajadasz się miejscowymi frykasami, bądź popijasz lokalne wino. Dosięga cię lekka bryza sunąca znad wody, nadająca powietrzu niewyobrażalną rześkość.

Dla nas brzmi to, jak wakacje w klimatach Europy Południowej, gdzieś nad Adriatykiem, bądź Morzem Czarnym. Dla naszych przedwojennych przodków taki opis przywodził na myśl inne miejsce - Zaleszczyki. Nazywane "polską riwierą" były sławnym i niezwykle osobliwym kurortem oraz uzdrowiskiem. Na czym polegała ich magia?

Reklama

Klimat nie z tego kraju

Jeśli weźmiemy mapę II Rzeczpospolitej, Zaleszczyki znajdziemy bezpośrednio nad Dniestrem przy ówczesnej granicy z Rumunią. Otoczone zakolem potężnej rzeki, były miastem granicznym z naszym sąsiadem. Zaleszczyki obok granicy, z Rumunią dzieliły jedną ważną rzecz - klimat.

Był bardzo ciepły i specyficzny, jak na Polskę, przypominając warunkami południe Europy. W Zaleszczykach nawet wiosna przychodziła szybciej, a i słońce częściej utrzymywało się na niebie w porównaniu do reszty kraju. Było to także jedno z cieplejszych miejsc tej części Europy. Pomiary miejscowej stacji meteorologicznej z 1926 roku wskazały, że w lipcu średnia temperatura w Zaleszczykach była tylko o stopień niższa niż w... rumuńskiej Konstancy nad Morzem Czarnym.

Jeszcze zanim Zaleszczyki stały się popularnym miejscem wypoczynkowym, przykuły uwagę lekarzy, którzy w ich powietrzu i promieniach słońca widzieli remedium na wiele chorób. Podkreślano, że wypoczywanie w Zaleszczykach może pomóc osobom ze schorzeniami stawów, gruźlicą czy problemami z układem pokarmowym.

Nic więc dziwnego, że gdy Polska odzyskała niepodległość, lokalni mieszkańcy i przedsiębiorcy postanowili wykorzystać swoją okazję. Gdy miasto leżało w granicach Austro-Węgier było dość podrzędnym kurortem. W II Rzeczpospolitej szybko stało się rozpoznawalną "perłą wypoczynku" na krańcu kraju.

"Wakacje nad Dniestrem", czyli polska egzotyka

Mimo zniszczeń I wojny światowej Zaleszczyki przeszły wielką odbudowę. Na początku pomogło wspomniane środowisko lekarskie, które zalecało miasto jako miejsce kuracji. Zaleszczyki szybko stały się jednym z narodowych uzdrowisk. Za poszukującymi kuracji, zaczęli także przyjeżdżać wczasowicze.

Zaleszczyki musiały konkurować z innymi popularnymi kierunkami wczasowymi jak Zakopane, czy Sopot. Dlatego szczególnie korzystały z idealnego hasła "wakacje nad Dniestrem" reklamującego południowe tereny wzdłuż wielkiej rzeki. Zaleszczyki przedstawiano jako "najbardziej egzotyczne miejsce w Polsce", gdzie sezon turystyczny trwa najdłużej w całym kraju, aż od marca do października. I to faktycznie przyciągało turystów.

Atrakcje związano z potężnym Dniestrem otaczającym miasto. Głównym punktem była promenada z rzędem drzew oraz dwie najpopularniejsze plaże: Słoneczna i Cienista. Pierwsza znajdowała się przy skalistym brzegu, gdzie na przygotowanych koszach czy leżakach można było wylegiwać się na słońcu. Druga była rajem dla pływających w Dniestrze, przy której woda osiągała nawet 30 stopni.

Przy plażach znajdowały się także urokliwe restauracje, kawiarnie czy dancingi dla spragnionych wieczornych wrażeń. Niewątpliwie popularne było chłonięcie miejscowej przyrody rejsami wzdłuż Dniestru na niewielkich statkach, czy kajakach oraz rowerach wodnych. Krajobraz Zaleszczyk sprawiał, że w pewnym momencie można było ironicznie pytać, "czy to jeszcze Polska, czy już Włochy?".

Polska kraina wina

Zaleszczyki można było nazwać "Włochami II RP" także z innego powodu. W latach 30. XX wieku stanowiły polską stolicę winiarstwa. Przed wybuchem II wojny światowej znajdowało się tam aż 150 hektarów winnic, które produkowały alkohol, trafiający do miejscowych restauracji.

To także z winem związana była jedna z głównych atrakcji Zaleszczyk. Od 1935 co roku w drugiej połowie września odbywało się tam święto winobrania. Koneserzy z całego kraju zjeżdżali się na wielką ucztę, smakując wytrawnych trunków, zupełnie jak w winiarniach włoskich czy francuskich. Zabawa trwała cały tydzień.

Jednak w Zaleszczykach smaki egzotyki można było poznać także w lokalnych frykasach. Wśród miejscowych sadowników popularne były morele, morwy czy brzoskwinie, a nawet... arbuzy. Serwowane były nie tylko na miejscu, ale eksportowano je do pozostałych części Polski, a nawet do innych krajów.

Możliwość uprawy tak egzotycznych owoców sprawiła, że w 1931 roku w Zaleszczykach powstała Państwowa Rolnicza Szkoła Sadownictwa, Warzywnictwa i Pszczelarstwa. W niej szkolili się przyszli mistrzowie, którzy mieli ulepszać jakość miejscowego wina i frykasów. Trudno oczekiwać, aby Zaleszczyki rzuciły wyzwanie jakimkolwiek winnicom włoskim czy francuskim, ale już rywalizacja z rumuńskimi czy bułgarskimi była w zasięgu ręki.

Koleją na Zaleszczyki

Miasto odwiedzali ludzie z całej Polski. Patrząc jednak na mapę, można zauważyć, że droga do Zaleszczyk była nie tylko długa, ale i trudna biorąc pod uwagę słaby rozwój dróg w tej części kraju. Dlatego obok rozwoju infrastruktury turystycznej, władze postawiły na rozbudowę transportu.

Wykorzystano do tego zbudowane jeszcze w czasach zaborów mosty i trasy kolejowe, które połączono z polską siecią. Symbolem tego była trasa z Gdyni do Zaleszczyk, która licząc aż 1314 kilometrów, była najdłuższą trasą kolejową II Rzeczpospolitej. W lipcu czy sierpniu podróż tym pociągiem musiała odbywać się w nie lada ścisku.

Ścisku nie musieli odczuwać podróżnicy trasy ze Lwowa do Zaleszczyk, jadący sławetną Luxtorpedą. Najszybsza lokomotywa II RP mogła przejechać tę trasę w niespełna 4,5 godziny, co na tamte czasy było ogromnym wyczynem. Niemniej było to zarezerwowane tylko dla najbogatszych Polaków.

Ze względu na to, że Zaleszczyki nie były specjalnie tanim miejscem wypoczynku, większość turystów cały rok odkładała pieniądze na chociaż kilka dni rodzinnych wczasów nad Dniestrem. Mieszali się przy tym z bogatymi wczasowiczami, którzy nie raz wybierali Zaleszczyki zamiast europejskich kurortów w ramach patriotyzmu.

Miejsce, dla którego zdrady dokonał sam Piłsudski

Niewątpliwie to właśnie bogaci i sławni nadawali dodatkowego splendoru Zaleszczykom. Nad Dniestr przyjeżdżała cała śmietanka towarzyska II RP jak aktorzy, artyści, pisarze, politycy czy wojskowi. Wszyscy z nich nie tylko chcieli skosztować słońca "polskiej riwiery", ale także pokazać się w stolicy polskiej egzotyki.

Jednak o Zaleszczykach w całej Polsce mówiło się najwięcej we wrześniu 1933 roku, kiedy na urlop wybrał się tam Józef Piłsudski. Cały wypad był trzymany w ścisłej tajemnicy, jednak szeroko zakrojone przygotowania miejsca wypoczynku zdradziły pobyt marszałka i jego świtę. Sam urlop odnotowały krajowe gazety.

Pobyt marszałka w Zaleszczykach był ciekawy nie tylko z samego faktu, że był to urlop bodaj najpopularniejszej osoby w państwie. Było to wydarzenie niezwykłe, gdyż Piłsudski dla Zaleszczyk "zdradził" kurort w Druskienikach, gdzie zawsze do tej pory jeździł na wczasy. Co by nie mówić mogło to w pewnym momencie zrobić dla Zaleszczyk ogromną reklamę "miasta wypoczynkowego, dla którego nawet Piłsudski zdradził swoją ukochaną Wileńszczyznę".

Jednak Piłsudski nie mógł liczyć na pełny wypoczynek w Zaleszczykach. Podobno wielu miejscowych urzędników chciało się z nim spotkać, aby omówić sprawę regulacji problemów, które dotykały nie tylko miasta, ale także Kresów Wschodnich, jak bieda miejscowych oraz napięcia etniczne. Problemy te w przyszłości niejako odbiły się na postrzeganiu Zaleszczyk.

Tragedia wrześniowa i pokłosie komunistycznej propagandy

Polski raj w Zaleszczykach skończył się we wrześniu 1939 roku, gdy zamiast parady z okazji święta winobrania, ulicami miasta przeszła parada sowieckich żołnierzy. Mimo że w wyniku II wojny światowej Polska utraciła Zaleszczyki, to ich temat w PRL-u był bardzo żywy. Wszystko za sprawą propagandy, która łączyła popularny kurort z supremacją komunistycznej władzy.

Dla socjalistów Zaleszczyki były symbolem upadku i degeneracji sanacyjnej II Rzeczpospolitej. Miejscem, gdzie w międzywojniu bawiła się burżuazja, podczas gdy polscy robotnicy w kraju byli uciskani, a w okolicy represjonowano ludność ukraińską. Głównym elementem propagandy było jednak wmawianie, że to właśnie w Zaleszczykach granicę z Rumunią przekroczyły tchórzliwe polskie władze, które uciekły z kraju podczas kampanii wrześniowej.

Była to jednak tylko komunistyczna propaganda. W rzeczywistości m.in. prezydent Mościcki czy marszałek Rydz-Śmigły, owszem - uciekli, ale przekroczyli granicę z Rumunią nie w Zaleszczykach, a w oddalonych o 90 kilometrów Kutach. Prawdą było jednak, że popularne miejsce wypoczynkowe dla wielu zwykłych ludzi stanowiło ostatni przystanek w Polsce września ’39.

To tam granicę przekraczali żołnierze, którzy później walczyli w polskich armiach na Zachodzie. To tam też ostatnie wspomnienia II Rzeczpospolitej kreowali artyści i pisarze, z których część nie wróciła do kraju. Jak wspominał wybitny reportażysta, Melchior Wańkowicz, ze swoich ostatnich chwil w Zaleszczykach przed ucieczką, nawet wtedy w mieście czuć było wakacje i nikt tam nie pomyślałby, że w kraju toczy się wojna. Choć mieszkańcy i pracownicy w Zaleszczykach w przeciwieństwie do wrześniowych uciekinierów, już wcześniej odczuwali atmosferę napięcia.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: II RP | II Rzeczpospolita | wakacje
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama