Policjanci i jasnowidz. Krzysztof Jackowski przepowiedział śmierć jednemu z nich

Krzysztof Jackowski: powiedziałem temu policjantowi, że za dwa lata zginie w wypadku i miałem rację. Wywiad z jasnowidzem Krzysztofem Jackowskim o jego współpracy z policją.

Krzysztof Jackowski jest pod wrażeniem pracy policjantów i prosi, aby ich szanować
Krzysztof Jackowski jest pod wrażeniem pracy policjantów i prosi, aby ich szanowaćarchiwum prywatne

Krzysztof Jackowski to najsłynniejszy polski jasnowidz, którego wizje pozwoliły odnaleźć setki zaginionych ludzi i rozwikłać wiele zagadek kryminalnych. W szczerym wywiadzie dla GeekWeek jasnowidz opowiada o tym, jak w rzeczywistości wygląda jego współpraca z policją.

Robert Bernatowicz: Czy pamiętasz pierwszy moment w swoim życiu, kiedy miałeś kontakt z policją jako jasnowidz?

Krzysztof Jackowski: Tak, pamiętam doskonale. To był początek lat dziewięćdziesiątych, pewnego dnia przyszedł do mnie mieszkaniec Człuchowa, pan w średnim wieku, któremu skradziono spod bloku na osiedlu Żuka, samochód Żuk. On przyszedł do mnie w towarzystwie jakiegoś mężczyzny, dał mi kluczyki od tego Żuka.

Dlaczego dał ci kluczyki?

Bo ja do wykonania wizji muszę mieć jakąś rzecz człowieka, którego ta wizja dotyczy. I ja mu powiedziałem, że ten samochód stoi na terenie gospodarstwa na wsi. I dziwną rzecz zobaczyłem, że tego Żuka wziął spod bloku chłopak, którego mu opisałem tak: raz miał długie włosy, a raz ich w ogóle nie miał.  Ten facet powiedział wtedy coś takiego: - mnie to coś mówi, ja muszę to sprawdzić! I wyszedł z tym mężczyzną ode mnie. Po dwóch, trzech godzinach przyszedł do mnie, przyniósł mi czekoladki i mówi: Żuk się znalazł.  Okazało się, że jego syn miał wezwanie do wojska. Okazało się, że to był chłopak, który miał wcześniej długie włosy do ramion, ale ogolił się na łyso przed pójściem do tego wojska, żeby go tam nie obcinali, czyli wszystko się zgadzało. I ten jego syn na terenie gospodarstwa dziadków w takiej miejscowości Blendowo pod Człuchowem zrobił taką imprezę pożegnalną dla kolegów. Upił się pewnie, pozostawił tam tego Żuka i pojechał do wojska, ale nie powiedział o tym ojcu.

Niezwykła historia, w sumie dowód na jasnowidzenie. Pamiętasz reakcję policjantów?

Pamiętam! Bo wiesz, ten Żuk nawet nie był skradziony... Ten pan tego samego dnia poszedł na policję odwołać zawiadomienie o kradzieży. Wyjaśnił im całą sprawę i powiedział, że był u Jackowskiego i że taki młody jasnowidz z Człuchowa powiązał fakty. To zdarzenie spowodowało, że na policji jakoś tak się rozniosło, że ja potrafię takie rzeczy robić. Można powiedzieć, że od tego się zaczęło ta cała moja przygoda z policją, która trwa do tej pory.

Czyli ta historia z tym Żukiem w jakiś sposób zmieniła ci życie?

Posłuchaj, co się stało! Byłem wtedy w mojej pracy i nagle przychodzi do mnie taki facet, który był mistrzem zmianowym u mnie na zakładzie. I mi mówi, że mam iść do prezesa. Ja tam idę, a tam siedzi dwóch policjantów. Ja w robociarskim ubraniu, a tu na mnie czeka policja bracie... I ten prezes mówi tak : -Panie Jackowski, pa pojedzie z policjantami na komisariat, my się na to zgadzamy, a policja potem pana odwiezie z powrotem. Byłem przestraszony.

Bałeś się, że policja ciebie zaaresztuje?

Nie wiedziałem, o co chodzi! W trakcie jazdy ich delikatnie pytałem, ale ci policjanci z eskorty też nie wiedzieli. Zaprowadzili mnie do komendanta policji, który pamiętam nazywał się Barteczko. Wchodzę, komendant przywitał się i mówi tak: - Panie Jackowski, dowiedziałem się o tym Żuku i o innych pana historiach, a jest inna, ciekawa sprawa.

Czyli wśród policjantów rozeszła się pogłoska, że masz takie dziwne zdolności i potrafisz wykonywać trafne wizje?

Dokładnie. Okazało się, że w miejscowości Sławno, 80 kilometrów od Człuchowa, na jeziorze Łętowskim utopiło się dwóch chłopców. I widzieli to świadkowie. Oni z plaży odpłynęli daleko pontonem, wygłupiali się, ponton się przewrócił i ci chłopcy się utopili. Policja nie mogła znaleźć ich ciał. I on mnie pyta, czy ja bym się tym nie zajął, a jeśli tak, to czego bym potrzebował? Powiedziałem mu, że potrzebują mapę tego miejsca i jakieś rzeczy należące do tych chłopców. Ten komendant powiedział mi wtedy, że słyszał kiedyś o jasnowidzu księdzu Czesławie Klimuszko, który też znajdował zaginionych ludzi. Mówił o tym z życzliwością.

Ci utopieni chłopcy się znaleźli?

Tak. Przyjechało do mnie tego dnia dwóch policjantów z mapą, były z nimi matki tych chłopców. W człuchowskim domu kultury było to spotkanie. Ja na ich oczach patrząc na mapę pokazałem dwa punkty, gdzie są ich ciała. One były daleko od miejsca ich utonięcia, bo pociągnął ich prąd. Powiedziałem też, że w miejscu na dnie, gdzie jest ten młodszy chłopiec, to woda jakby pulsuje... To wszystko się potwierdziło.  Na drugi dzień rano tam weszli ekipa nurków w jednym i w drugim miejscu znalazła zwłok tych chłopców. Policjanci usłyszeli od nurków, że tam, gdzie był ten młodszy chłopiec to była tak zwana denna kurzawa, czyli z dna wybijała woda. Dokładnie tak, jak było w mojej wizji.

Pamiętasz, jak na początku tej twojej niezwykłej kariery jasnowidza traktowali cię policjanci? Wierzyli w to, czy raczej śmiali się z drwiną?

Może się zdziwisz, ale bardzo poważnie to traktowali. Zawsze mówię, że policjant też działa na zasadzie domysłu. Musi pytać różnych ludzi, czasami nawet takich, co nie budzą zaufania, ale tak się toczy śledztwo. Jasnowidzenie jest jednym z elementów, który może pomóc sprawie, ale wcale nie musi pomóc. Tam, gdzie jest praca z niewiadomą, tam zawsze stąpa się po grząskim gruncie. I nie wydaje mi się, żeby czymś wstydliwym miało być właśnie korzystanie przez policjantów z usług jasnowidzów.

A zdarzyło ci się słyszeć od policjantów takie słowa: panie Jackowski, gdyby nie pan, to byśmy tego człowieka nie znaleźli albo nie rozwiązali tej sprawy?

Tak... oczywiście, że tak! Na moim kanale jest taki film dokumentalny, który nosi tytuł "Poza Materią". Tam się wypowiada taki policjant z Będzina, a chodziło o sprawę zabójstwa z 2000 roku. Starsza pani, właścicielka kamienicy przy ulicy Modrzejowskiej i jej współlokatora. Przywieźli mi dwa worki ciuchów tych ludzi. Na początku uważano, że tam doszło do przypadkowego pożaru. Sekcja zwłok jednak wykazała, że ci ludzie zostali zamordowani, a mieszkanie podpalono, aby zatrzeć ślady. Policjanci mieli swoje podejrzenia, przywieźli zdjęcia osób bezdomnych z Będzina podejrzewanych o to, że tych ludzi zamordowali. Ja po wykonaniu wizji powiedziałem policjantom, że w tej kamienicy był jakiś lokal, które prowadziło młode małżeństwo. I że to jest ten trop, który naprowadzi ich na rozwiązanie zagadki tego morderstwa. Policjanci wzięli ode mnie kartki, na których im to wszystko narysowałem, ale kompletnie im to nie pasowało i powiedzieli mi, że tylko zmarnowali czas. Trzy dni później odbieram telefon od jednego z policjantów, że wszystko się zgadza, a dzięki mojej wizji zagadka morderstwa się wyjaśniła. I wiesz, co ci powiem? Po mojej wizji sprawca podwójnego morderstwa odsiaduje dożywocie.

Czyli po takich historiach można powiedzieć w sposób jednoznaczny, że policja współpracuje z jasnowidzem?

Powiem inaczej. Ja nigdy nie domagałem się tego, żeby policja potwierdzała na każdym kroku, że taka współpraca ze mną istnieje. Naprawdę policja nie musi mówić o tym. I ja się nie dziwię policjantom, że oni nie chcą głośno o tym mówić. Inna sprawa, że czasami dostaję od nich potwierdzenia na piśmie, że moje wizje okazały się trafne. I jeszcze jedno. Ostatnio rzecznik prasowy Komendy Głównej Policji pan Mariusz Ciarka powiedział, a ja czytałem o tym w sieci, że taka współpraca ze mną była i temu nie zaprzeczył. Jestem mu za to wdzięczny.

Krzysztof Jackowski czasami otrzymuje potwierdzenia od policji o swoich trafnych wizjach dotyczących zagadek kryminalnychdomena publiczna

Jak ocenisz swoją pracę z policjantami?

Wiesz, ja spotykam się z takimi policjantami z krwi i kości. Oni mają ogromną determinację, aby wyjaśnić jakąś zagadkę kryminalną. Oni próbują wszelkich metod, także słuchają tego, co ja mówię. To jest trudna praca i uważam, że należy im się za to chwała, że nie boją się, nie mają oporów przed tym, aby skorzystać z różnych możliwości, kiedy nie są w stanie iść dalej w danej sprawie.

A jak to wygląda w praktyce? Oni do ciebie dzwonią i zapraszają cię, abyś przyjechał na przykład na miejsce zbrodni?

To inaczej wygląda. Jak policjanci z różnych komend na terenie Polski chcieli coś ode mnie, to najpierw kontaktowali się z komendą Policji w Człuchowie. Wtedy policjant z Człuchowa przychodził do mnie, bo wtedy jeszcze nie było przecież telefonów komórkowych. I to ten policjant z komendy w Człuchowie mówił mi, żebym się zajął jakąś sprawą. A potem ja w domu najczęściej wykonywałem wizje.

Policjanci odwiedzają ciebie w domu. Czy jakaś ich wizyta szczególnie utkwiła ci w pamięci?

Tak. Pamiętam taką niezwykłą historię, kiedy to przyjechali do mnie policjanci z Gniezna. To było ponad 10 lat temu, a chodziło o brutalne morderstwo. Przyjechało do mnie dwóch policjantów i policjantka. Ja im dokładnie opisałem przebieg zbrodni i im to idealnie pasowało. I nagle ta policjantka mówi: - Wie pan co? To jest genialne co pan mówi, bo my dokładnie podejrzewamy to samo. Ja wtedy paliłem papierosy i wyszedłem na balkon u mnie w bloku, a ci policjanci są cały czas w mieszkaniu. I nagle coś mi kazało tej policjantce powiedzieć dziwną, niezrozumiałą rzecz: - Powiedz jej o ukraińskiej zalewie śledziowej! I tak zrobiłem. Zajrzałem z tego balkonu do mieszkania i z papierosem w ręku mówię policjantce, że mam powiedzieć pani o ukraińskiej zalewie śledziowej. A ta kobieta w mundurze zerwała się na równe nogi i na cały głos zaklęła na czym świat stoi, po czym do mnie mówi: - Niech Pan to powtórzy!

O co chodziło z tą zalewą śledziową?

Widzisz, ona w mieszkaniu, gdzie dokonano zbrodni, zbierała odciski palców. I zobaczyła, że na szafce leży kartka, na której właścicielka mieszkania zapisała sobie przepis na tę całą zalewę. I ta policjantka go zobaczyła, spodobał jej się i  też go sobie zapisała. Dusza tej zamordowanej kobiety to zauważyła, zapamiętała i kazała mi to tej policjantce powiedzieć.

Przecież ta historia może być dowodem na istnienie życia po śmierci. Też tak uważasz?

Oczywiście, że tak.

Wiem, że zdarzały się sytuacje, kiedy policjanci przez twoją trafną wizję nabierali podejrzeń, że możesz mieć coś wspólnego z morderstwem?

Tak, tyle że dotyczyło to policji w Grecji, a sprawa miała miejsce bodajże w 2006 roku. Tam na jednej z wysp zaginął na pewnej wyspie mężczyzna. Polak ze Słupska, kucharz. On tam pracował w hotelu i nagle zaginął, przestał się odzywać do rodziny. Oni to zgłosili na policję w Polsce i też w Grecji. Do mnie przyjechała jego żona i ja powiedziałem, że on nie żyje. On spadł z takiej skarpy, ja to wszystko narysowałem na mapie tej wyspy. Żona z tą mapą poleciała ze znajomym na tę wyspę, aby spróbować odnaleźć ciało jej męża. Poszli na wskazane przeze mnie miejsce i znaleźli tego człowieka. Jak zareagowała grecka policja? Do mnie zadzwonił tłumacz z Grecji i powiedział, że policja chce mnie przesłuchać, bo ta kobieta została aresztowana.  Potem się dowiedziałem, że ta żona i kolega jej męża zostali aresztowani. Greccy policjanci pomyśleli, że ta para z Polski musi mieć coś wspólnego z tym morderstwem. No bo skąd mogli wiedzieć, gdzie jest ciało tego człowieka? Od jasnowidza?! Dopiero musiałem złożyć wyjaśnienia, że naprawdę jestem jasnowidzem i dopiero wtedy grecka policja ich zwolniła z aresztu. Niezła historia, prawda?

Fantastyczna. Muszę cię o jedną sprawę zapytać, bo mnie niezwykle intryguje. Kiedyś przepowiedziałeś śmierć jednemu z policjantów, prawda?

Dokładnie tak było. To było w latach 90-tych, doszło do tragedii w Zambrowie w województwie łomżyńskim. Zamordowano naczelnika urzędu skarbowego. Mroczna historia, ten mężczyzna otwierał garaż, kiedy ktoś go dopadł i w plecy kilka razy dźgnął go śmiertelnie nożem.  I policjanci prowadzący tę sprawę przyjechali do mnie do Człuchowa. Przyjechał policjant z komendy wojewódzkiej, policjant z Zambrowa, a towarzyszył im policjant z Człuchowa. Opisałem całe zdarzenie, a oni poprosili mnie, abym pojechał na komendę w Łomży i złożył wyjaśnienia. Zgodziłem się, ale postawiłem warunek, że mój znajomy policjant z Człuchowa pojedzie ze mną. Oni się zgodzili i wieczorem wsiedliśmy do samochodu i jedziemy do Zambrowa. Kierował ten policjant z Zambrowa, a ja siedziałem obok. On się nic nie odzywał, a nagle trzasnął mnie w nogę, aż podskoczyłem, i zapytał mnie: - Panie Jackowski, a ile będę żył?

Pytanie jak z horroru.

Dokładnie. A mi się wtedy nagle skojarzyło, że ten człowiek będzie żył dwa lata i zginie w wypadku na prostej drodze.

Powiedziałeś mu to?

Tak. Potem ten mój znajomy policjant z Człuchowa miał do mnie pretensje, bo przecież tak strasznych rzeczy nie mówi się ludziom.

Żałowałeś tego, co powiedziałeś?

Żałowałem. Ten mężczyzna musiał to powiedzieć swojej żonie. Mniej więcej dwa lata później otrzymuję list ze zdjęciem od jego żony, a na odwrocie informacja, że doszło do wypadku samochodowego na prostej drodze i ten człowiek zginął. Ten policjant był na służbie, była gołoledź i uderzył w drzewo. Zginął na miejscu tak, jak zapowiedziałem to dwa lata wcześniej.

Lubisz policjantów?

Oczywiście, że tak. Ludzie nie doceniają policji. Myślą, że policja to drogówka, to jacyś policjanci pilnujący porządku w mieście. To jest oczywiście ważna praca, ale praca śledczych, a takich głównie ja spotykam, to praca wyjątkowo trudna.

Co byś powiedział policjantom w dniu ich święta?

Pozwól, że powiem trochę inaczej. Ja chcę zaapelować do wszystkich czytelników, którzy będą ten wywiad ze mną czytali, aby doceniali pracę policji. Wiem coś o tym, bo obserwuję ich od lat. Widziałem w swoim życiu tak wielu policjantów, którzy za wszelką cenę chcieli wyjaśnić sprawy kryminalne i zapewniam, że to są policjanci z krwi i kości, prawdziwi do bólu, można powiedzieć policjanci z powołania. Naprawdę nigdy nie zapominajmy, jak ciężka i potrzebna jest ich praca.

Pożarowa prewencja. Ludziom pomaga „elektroniczny nos”MARLEEN BEISHEIM, MARION PAYET / AFPTV / AFPAFP
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas