Człowiek, który nie miał sumienia

Motorem jego działań były gniew, pogarda i nienawiść. Współcześni nazywali go wcieleniem zła. On sam uważał, że jest typowym produktem amerykańskiego systemu penitencjarnego...

- W ciągu całego życia zabiłem dwudziestu jeden ludzi, tysiące razy włamywałem się do mieszkań, rabowałem, kradłem, podpalałem oraz dopuściłem się sodomii z ponad tysiącem chłopców i mężczyzn. Nie żałuję ani jednego z popełnionych czynów. Nie posiadam sumienia, więc nie mam się czym przejmować. Nie wierzę w człowieka, Boga ani diabła. Nienawidzę całej rasy ludzkiej ze sobą włącznie - pisał Carl Panzram w swoim więziennym dzienniku. - Polowałem na słabych, nieszkodliwych i niczego niepodejrzewających. Lekcja, której mnie nauczono, brzmi: silny ma zawsze rację.

Reklama

Droga do zbrodni

Swoją edukację zaczął wcześnie. Urodził się w 1891 roku na małej farmie w Minnesocie, w rodzinie pruskich emigrantów, którym nie spełnił się amerykański sen. Nękani przez długi, susze i nieurodzaje, bez powodzenia próbowali związać koniec z końcem. Gdy Carl miał siedem lat, jego ojciec wyszedł z domu i nigdy nie wrócił. Kiedy skończył lat osiem, został po raz pierwszy aresztowany - za pijaństwo. Trzy lata później postanowił uciec w świat - włamał się do bogatego sąsiada, ukradł kawałek ciasta, kilka jabłek, rewolwer i tak wyposażony wsiadł do pociągu towarowego. Złapano go parę mil dalej i umieszczono w stanowym poprawczaku w miasteczku Red Wings.

Kluczowym miejscem tej prowadzonej przez religijną parę placówki był pokój do bicia, tzw. warsztat malarski, gdzie wychowawcy razami "malowali" ciała podopiecznych na czarno i niebiesko. - Pan Moore i pani Martin nauczyli mnie kochać Jezusa tak cholernie mocno, że najchętniej ukrzyżowałbym go jeszcze raz - wspominał później Panzram. W rewanżu podpalił "warsztat malarski" i próbował zabić pana Moore'a, wkładając do puddingu truciznę.

Przymusowe obrzezanie

Po dwóch latach opuścił zakład z bogatym bagażem doświadczeń. - Kiedy mnie stamtąd wypuścili, wiedziałem wszystko o Biblii. Wiedziałem więcej. Nauczyłem się kraść, kłamać, nienawidzić, podpalać i zabijać. Dowiedziałem się, że chłopięcy penis służy nie tylko do siusiania, a poza wypróżnianiem, odbyt można wykorzystać w innym celu. Tak... Dowiedziałem się mnóstwa rzeczy od moich wybitnych instruktorów, których do pracy ze mną skierowało społeczeństwo, a w szczególności stan Minnesota - odnotował po latach Panzram.

W domu nie wytrzymał długo. Po następnym wykroczeniu (ze skradzionego rewolweru próbował zastrzelić nauczyciela, który go zbił za złe zachowanie) znów wskoczył do pociągu towarowego i w wieku lat trzynastu rozpoczął życie włóczęgi.

Już na starcie otrzymał następną lekcję - został zgwałcony przez czterech mężczyzn, którym zaproponował miejsce w swoim wagonie. - Krzyczałem, płakałem i błagałem o łaskę i zlitowanie, ale nic, co mógłbym powiedzieć czy zrobić, nie mogło ich odwieść od celu. Wysiadłem z tego wagonu jako smutniejszy i bardziej chory, ale i mądrzejszy chłopiec.

Przyłapany w Montanie na kradzieży, w 1906 roku wylądował w kolejnym poprawczaku w Miles City. Metody wychowawcze tej placówki prócz bicia obejmowały też m.in. przymusowe obrzezanie. Panzram spędził tam rok. Później uciekł wraz z drugim wychowankiem, Jimmym Bensonem - przez jakiś czas młodzieńcy podróżowali razem, podpalając kościoły po obrabowaniu skarbonek i wysypując ziarno z wagonów na tory. Kiedy ich drogi się rozeszły, szesnastoletni Carl nakłamał na temat swojego wieku i wstąpił do wojska. Nie zrobił tam jednak kariery. Wielokrotnie karany za pijaństwo i niesubordynację, wiele dni spędził w karcerze. W końcu za włamanie do magazynu w kwietniu 1908 roku został skazany przez sąd wojskowy na trzy lata więzienia i odesłany do Fort Leavenworth w Kansas.

Z żelazną kulą u nogi

Wkrótce Panzram ze skutymi rękami i nogami przekroczył ponure mury zakładu zbudowanego jeszcze w czasach wojny secesyjnej. Władze więzienne nie wiedziały, że mają do czynienia z szesnastolatkiem, więc traktowano go tak jak innych, dorosłych skazańców. Co rano więźniowie stali na baczność na przeciągającym się godzinami apelu, niezależnie od pogody. Strażnicy wymagali ścisłej dyscypliny i bezwarunkowego posłuszeństwa. Obowiązywał też nakaz ciszy, bardzo popularny w zakładach karnych w owym czasie. Jeśli któryś z osadzonych został przyłapany na gadaniu, po chłoście lądował w izolatce.

Wielokrotnie bity za łamanie różnych punktów regulaminu Panzram wkrótce po przybyciu próbował ucieczki, ale bez powodzenia. Zamiast tego spalił więc więzienne warsztaty (pożar był spory, straty wyniosły sto tysięcy dolarów). Sześć miesięcy bez przerwy, w dzień i w nocy, spędził z przykutą do nogi pięćdziesięciofuntową żelazną kulą, którą ciągnął za sobą, gdziekolwiek szedł. Przez dziesięć godzin dziennie, siedem dni w tygodniu pracował w kamieniołomach - dzięki tym zabiegom rósł coraz większy, silniejszy i bardziej wściekły, czekając na dzień, kiedy znów będzie wolny.

Wyszedł w sierpniu 1910 roku, przysięgając sobie, że nigdy więcej nie wróci do tego znienawidzonego miejsca. Mylił się. Dwadzieścia lat później trafił do Forth Leavenworth ponownie. Tym razem z wyrokiem śmierci.

Ogniu, krocz ze mną

Wysoki, szeroki w barach i muskularny, o przenikliwym stalowym spojrzeniu, które podobno onieśmielało otoczenie, przez następne kilka lat pod nazwiskiem Jeff Baldwin włóczył się po całych Stanach, na południe, do Kalifornii i z powrotem, gwałcąc i niszcząc co popadnie. Wielokrotnie trafiał do aresztów za włóczęgostwo, włamania, napady i podpalenia. Czasem odsiadywał drobne wyroki, czasem uciekał, jak z więzień w Teksasie i Oregonie. - Paliłem stare stodoły, szopy, ogrodzenia, stogi siana, co tylko się dało. Kiedy nie było niczego innego, podkładałem ogień na prerii i w lasach - wspominał.

Napadając i okradając domy, w pierwszej kolejności szukał broni. Wydawałem wszystkie pieniądze na naboje. - Strzelałem farmerom w okna, rozwalałem im garnki na piecu, kładłem pokotem bydło na pastwisku - relacjonował.

Jego niszczycielskie tournée oczywiście nie pozostawało niezauważone przez policję, jednak stróże prawa zawsze zostawali parę kroków z tyłu, a Panzram wskakiwał do kolejnego pociągu i odjeżdżał w dal, wciąż nieuchwytny. Napadał i gwałcił bez litości, nigdy też nie przepuszczał okazji, by upolować kolejną ofiarę.

- Ilekroć spotykałem kogoś, kto nie wyglądał zbyt brudno, ściągałem mu spodnie. Nie byłem wybredny. Rżnąłem starych i młodych, wysokich i grubych, czarnych i białych - nie robiło mi to żadnej różnicy, byle byli istotami ludzkimi - wspominał później. Zdaniem psychiatrów Panzram nie był homoseksualistą, a gwałty na mężczyznach i chłopcach stanowiły jedynie upust dla jego psychopatycznej energii. Podobno kiedy zaraził się chorobą weneryczną od prostytutki, stwierdził, że "kobiety nie są dla niego".

Latem 1911 roku jako Jefferson Davies wędrował po Kalifornii. We Fresno został zatrzymany za kradzież roweru i skazany na sześć miesięcy aresztu, lecz uciekł po niespełna trzydziestu dniach. Odnalazł ukrytą przed aresztowaniem broń i wyruszył w drogę. W wagonie towarowym spotkał dwóch innych trampów. - Oglądałem sobie tego młodszego i ładniejszego z nich, czekając na okazję, żeby go przelecieć. Zanim takowa się nadarzyła, natrafił się strażnik kolejowy. Wyciągnąłem gnata i powiedziałem mu, że jestem kolesiem, który wędruje po świecie, czyniąc ludzi dobrymi - wyznał cynicznie.

Gwałt i przemoc

Panzram zabrał strażnikowi zegarek i pieniądze, a potem na oczach włóczęgów zgwałcił go, przykładając mu pistolet go głowy. Następnie, za pomocą "łagodnej perswazji", jak twierdził, zmusił mężczyzn, by zrobili to samo. Po wszystkim wyrzucił całą trójkę z pociągu i kontynuował swoją podróż do Oregonu. W tym stanie używał pseudonimu Jack Allen i pod takim nazwiskiem trafił do więzienia w Dalles, skąd umknął po trzech miesiącach i przekroczył granicę Idaho. Tydzień później został tam zatrzymany za kradzież i włamanie i, tym razem jako Jeff Davies, zwiedził od środka więzienie okręgowe w Harrison. Już pierwszej nocy po osadzeniu podpalił budynek. W zamieszaniu, jakie wybuchło, uciekło kilku więźniów, w tym autor przedstawienia. Po tym zdarzeniu udał się na północ, do Montany. Najwyraźniej szczęście mu nie sprzyjało, bo już wkrótce przyłapano go na włamaniu, co skończyło się rokiem odsiadki w więzieniu stanowym w Deer Logde.

Zakład karny stanu Montana zbudowano w XIX wieku, kiedy to amerykańscy budowniczowie więzień wzorowali się chętnie na europejskich zamkach. Były tam więc i opasłe kamienne mury z basztami, i strzeliste wieże, brakowało jedynie królewny. W ogóle mało tam było rozrywek. Pozbawieni zajęcia więźniowie całymi dniami leżeli na pryczach albo snuli się po więziennym trawniku. Co do Panzrama, to ten akurat nie zamierzał spędzić tam wiele czasu. W zakładzie spotkał Jimmy'ego Bensona, kolegę z poprawczaka i współtowarzysza niegdysiejszej ucieczki, odsiadującego dziesięć lat za napad.

Nie miał czasu na służbę

Obaj zaczęli przygotowywać plan opuszczenia Deer Lodge, jednak tuż przed jego realizacją Bensona przeniesiono. Panzram uciekł więc sam, ale jak się okazało, nie na długo. Tydzień później w mieścinie Three Forks Jeffa Rhodesa aresztowano za włamanie. Dołożono mu rok za ucieczkę i odesłano z powrotem do Deer Lodge, gdzie resztę czasu spędził na gwałceniu współwięźniów, którzy, zastraszeni jego posturą i opinią furiata, potulnie mu ulegali. - Byłem tak zajęty uprawianiem sodomii, że nie miałem czasu służyć Jezusowi, jak mnie tego uczono w szkołach poprawczych - wspominał potem. - Ale nauczyłem się na temat sodomii więcej, niż staruszek Oskar Wilde mógł kiedykolwiek wiedzieć... Odsiedział pełny wyrok i został zwolniony 30 marca 1915 roku.

Po wyjściu na wolność przez dwa miesiące podróżował wzdłuż rzeki Columbia przez kilka stanów, w końcu dotarł do San Francisco. Tam obrabował dom prezesa banku i wpadł przy próbie sprzedaży skradzionego zegarka. Aresztowany jako Jefferson Baldwin zawarł układ z prokuratorem - miał wskazać miejsce ukrycia łupu w zamian za niski wyrok. Tymczasem prokuratura wystawiła go do wiatru i zamiast łagodnego orzeczenia skazano go na maksymalną odsiadkę: siedem lat. Rozwścieczony Panzram wyrwał się z celi, zablokował zamki w drzwiach, żeby nie mogli wejść strażnicy i w ataku szału zdemolował całe więzienie. - Zerwałem wszystkie grzejniki i rury, pozrywałem wszystkie kable, wziąłem piecyk kuchenny, wszystkie naczynia, całe jedzenie, wszystkie koce, materace, ubrania, wszystkie meble, ławki, stoły, krzesła, książki i wszystko, co stało luzem albo dało się oderwać od podłogi lub nadawało się do spalenia. Potem ułożyłem z tego stos i podpaliłem.

W efekcie odesłano go do cieszącego się ponurą sławą więzienia stanowego w Oregonie, jednego z najcięższych w Ameryce.

Piekło w Oregonie

Władze więzienia w Oregonie wyznawały zasadę, że dobry więzień to więzień pobity do nieprzytomności. Za powiedzenie o jedno słowo za dużo, nieporządek w celi czy obrażenie strażnika groziły surowe kary: bicie, razy batem zakończonym kolcami, przykuwanie do ściany, głodzenie czy też bicze wodne - bynajmniej nie dla zdrowia. Nieuznający żadnych rygorów dyscypliny Panzram był wielokrotnie katowany do nieprzytomności, przykuwany do ściany w karcerze na trzydzieści dni, wieszany za ręce na dobę i więcej, chłostany wodą tak długo, aż całe ciało pokryło się sińcami i ranami. Mimo to zachowywał się jak zwykle, czyli zdołał w tym czasie spalić więzienne warsztaty i więzienny młyn, upić osadzonych sfermentowanym napojem cytrynowym i podburzyć ich do zamieszek (sam trzeźwy trzymał się z boku), nie wspominając o wielokrotnych próbach ucieczki.

Wydawało się, że z tego piekła nie ma wyjścia, lecz nieoczekiwanie pojawiło się światełko w tunelu. Urzędujący dotychczas naczelnik więzienia, niejaki Minto, został zdjęty ze stanowiska za nadużycia (nieszczęsne bicze wodne były zabronione przez prawo stanowe), zastąpił go nowy, nazwiskiem Murphy, który uważał, że więźniów należy traktować humanitarnie.

- Myślałem, że to jakiś śmieć albo czubek. Niech mnie cholera, myliłem się - zauważył Carl w pamiętnikach.

Sielanka się skończyła

Postępowy naczelnik z entuzjazmem przystąpił do eksperymentu wychowawczego z trudnym więźniem. Na początek kazał wydać zbuntowanemu Panzramowi dodatkowe porcje żywności i książki do czytania. Następnie, gdy po raz kolejny przyłapano więźnia na piłowaniu krat, pozwolił mu opuścić zakład i iść, gdzie chce, pod warunkiem, że da słowo honoru i wróci na kolację. Carl rzecz jasna skorzystał z szansy oferowanej mu przez naiwniaka, ale w porze wieczornego posiłku jakby mimowolnie wrócił pod bramę więzienia, co dla niego samego było największym zaskoczeniem. Zadowolony wychowawca stopniowo poszerzał mu przywileje, lecz sielanka wkrótce się skończyła. Podczas jednej z przepustek Panzram upił się, nie wrócił na noc do zakładu karnego i postanowił nie wracać już w ogóle. Złapano go po tygodniu - w trakcie zatrzymania zastrzelił szeryfa, za co dołożono mu dziesięć lat do wyroku. Rozgoryczony naczelnik Murphy orzekł, że więzień Carl Panzram nie nadaje się do resocjalizacji i dał spokój eksperymentom.

Jednak bohater naszej historii nie zgnił w więzieniu w Oregonie. 12 maja 1918 roku sforsował wreszcie kraty, przeskoczył mur i opuścił tę placówkę na zawsze. Gorączkowe poszukiwania przeczekał w lesie, po czym zmienił nazwisko na John O'Leary, zgolił wąsy i udał się na Wschodnie Wybrzeże. Zaczął zabijać.

Żeglarskie przygody

W Nowym Jorku Panzram załatwił sobie patent żeglarski i zaciągnął się na statek płynący do Ameryki Południowej. Tam zamierzał porwać niewielki szkuner i wymordować wszystkich na pokładzie. Plan okazał się jednak niemożliwy do realizacji, więc Carl wyruszył na wycieczkę do Europy. Nie zwiedził wiele - sześć miesięcy przesiedział w więzieniu w Glasgow za kradzież, po czym wrócił na łono ojczyzny. Latem 1920 roku włamał się do willi byłego prezydenta W. H. Tafta w Connecticut (tenże W. H. Taft przed laty, jeszcze jako sekretarz stanu ds. wojny, podpisał jego wyrok przed sądem wojskowym i były podwładny uznał za stosowne złożyć mu wizytę). Za zrabowane pieniądze Panzram kupił w Nowym Jorku jacht o nazwie "Akista" i zaczął pływać wzdłuż wybrzeża, okradając po drodze zacumowane łodzie i obserwując plączących się w dokach bezrobotnych. - Wtedy wymyśliłem, że całkiem niezłym planem byłoby wynająć kilku marynarzy, żeby dla mnie pracowali, sprowadzić ich na mój jacht, upić, zgwałcić, obrabować, a potem zabić. Tak też uczyniłem - wspominał po latach.

Przez szereg tygodni pojawiał się na nowojorskim nabrzeżu, szukając ofiar. Zatrudniał mężczyzn parami, obiecywał im, co tylko chcieli, byle tylko weszli na pokład "Akisty" zacumowanej w City Island, małej mieścinie rybackiej.

Początkowo nikt nie zwracał uwagi na mrukliwego i tajemniczego "kapitana O'Leary", który schodził na ląd tylko po drobne sprawunki i najwyraźniej za każdym razem miał inną załogę. Istotnie, jego podwładni nie pracowali dłużej niż dzień. Potem, pod wieczór Panzram upijał ich, gwałcił, strzałem z colta rozwalał im głowę i obciążonych kamieniem wyrzucał za burtę w cieśninie Long Island.

- Nadal tam są, ciała wszystkich dziesięciu - pisał później. Ostatnich dwóch nieszczęśników uratował sztorm.

Panzram zdecydował się opuścić coraz bardziej podejrzliwą społeczność City Island i przenieść się w dół wybrzeża, lecz w trakcie rejsu gwałtowna fala roztrzaskała jacht o przybrzeżne skały. Majtkowie wpław dotarli do lądu, ciesząc się, że wyszli cało z katastrofy - nie wiedzieli, że uniknęli znacznie gorszej śmierci. Co do Carla - gdy wygramolił się na brzeg, machnął ręką na niedoszłe ofiary.

Karmienie krokodyli

W 1921 roku, po odsiedzeniu sześciu miesięcy za włamanie i posiadanie broni w Bridgeport, Panzram zaciągnął się na statek płynący do Angoli, wówczas portugalskiej kolonii, w której Amerykanie robili interesy. Zatrudnił się w kompanii naftowej i rozpoczął łowy. Zaczął od zgwałcenia młodego kelnera, za co wyrzucono go z pracy. Wkrótce potem porwał murzyńskiego chłopca, zgwałcił go i zmiażdżył mu czaszkę: - Usiadłem w parku, żeby przemyśleć parę spraw. Kiedy tam siedziałem, napatoczył się mały czarny chłopczyk, który miał około jedenastu czy dwunastu lat. Szukał czegoś. No i znalazł. Zabrałem go do kamieniołomu (...).

Ukoronowaniem tego makabrycznego safari było wynajęcie łodzi i sześciu krajowców do polowania na krokodyle. - Popłynęliśmy polować w zatoce. Szukałem krokodyli. Znalazłem je, całe mnóstwo. Wszystkie były głodne. Nakarmiłem je. Zastrzeliłem wszystkich czarnuchów i wrzuciłem ich do wody (...).

Na kolejnych stronach pamiętnika morderca z lubością opisuje szczegóły techniczne swoich zbrodni i napawa się własnym okrucieństwem. Panzram nie czuł się już jednak bezpiecznie na Czarnym Lądzie, zwłaszcza że widziano, jak wynajmował łódź. Niedługo po tym zbiorowym mordzie, latem 1922 roku wrócił więc do Stanów i do poprzedniego trybu życia.

Krew w lesie

Po powrocie odnowił swoją licencję kapitana i rejestrację jachtu "Akista", którego resztki morze już dawno wyrzuciło na brzeg. Carl miał jednak plan - zamierzał ukraść łódź o podobnych parametrach i przemalować jej nazwę. Zaopatrzony w urzędowe dokumenty rozpoczął poszukiwania odpowiedniej łajby, wędrując metodycznie wzdłuż wybrzeża, aż dotarł do słynnego miasteczka Salem. Tam uśmiercił kolejną ofiarę.

Dwunastoletni George McMahon szedł właśnie do sklepu po sprawunki, kiedy zaczepił go wysoki mężczyzna w czapce. Zapytał, czy George nie chciałby zarobić paru centów. George chciał, więc poszedł z nieznajomym, rzekomo pomóc mu przyciągnąć wózek spod lasu. Jak skrupulatnie relacjonował później Panzram w swoim dzienniku, gdy już znaleźli się poza miastem, spędził z chłopcem jakieś trzy godziny. W tym czasie sześciokrotnie go zgwałcił, a w końcu zabił, uderzając jego głową o kamienie. Ciało przykrył gazetami i odszedł. Wtedy, na drodze minęło go dwóch mieszkańców Salem - zwrócili uwagę na wielkiego, dziwnego faceta wychodzącego pospiesznie z lasu.

Zwłoki chłopca znaleziono następnego dnia, gdy morderca był już daleko. Zbrodnia zszokowała opinię publiczną, jednak pozostała nierozwiązana przez następne sześć lat. Dopiero wtedy świadkowie z Salem zobaczyli zdjęcie Carla w gazecie i rozpoznali w nim człowieka z lasu.

Wkrótce potem w New Heaven Panzram zabił i zgwałcił jeszcze jednego chłopca. - Dokonałem na nim małego aktu sodomii, a potem zacisnąłem pas wokół jego szyi i udusiłem, zabrałem martwe ciało i wrzuciłem w jakieś krzaki (...).

Później ponownie zajął się poszukiwaniem łodzi.

Świeże powietrze Larchmont

W końcu poszczęściło mu się i w Providence ukradł żaglówkę typu "jolka" . Przez parę miesięcy żeglował po cieśninie Long Island i rzece Hudson, okradając jachty, nocami zaś wychodził na ląd w poszukiwaniu ofiar gwałtów i rabunków.

W końcu jednak sława "Rzecznego Pirata" (River Pirate), jak nazywały go strwożone gazety, zaczęła być niewygodna i Carl postanowił sprzedać łódź. Znalazł nabywcę, lecz interes nie doszedł do skutku, bo potencjalny klient okazał się - o ironio! - oszustem, napadł na Panzrama i ten zastrzelił go w obronie własnej.

Dwa dni później, rankiem 29 czerwca 1923 roku River Pirate został aresztowany. Osadzony w więzieniu w miasteczku Yonkers, po nieudanej próbie ucieczki postanowił poprosić o pomoc adwokata. W zamian za wyciągnięcie z więzienia za kaucją zaproponował prawnikowi swoją łódź. Obrońca poszedł na ten układ, zapłacił kaucję za Panzrama z własnych pieniędzy, ale gdy chciał przerejestrować jacht, dowiedział się, że jest kradziony. Tymczasem przestępca oddychał już świeżym powietrzem w okolicach Larchmont.

Ofiara gadulstwa

Nie cieszył się nim długo. Pod koniec sierpnia 1923 roku strażnik zaskoczył go w trakcie włamania do magazynu kolejowego. Po szarpaninie "Kapitan O'Leary" wylądował w areszcie w Larchmont i nie wiedzieć czemu stracił wrodzoną ostrożność. Rozgadał się. Pilnującym go policjantom pochwalił się między innymi, że jest zbiegłym więźniem z Oregonu, gdzie odsiadywał siedemnastoletni wyrok. Gliniarze z lekceważeniem mówili o nim jako o świrze, który przypisuje sobie cudze przestępstwa, żeby zrobić wrażenie. Na wszelki wypadek wystosowano telegram do więzienia w Oregonie, skąd nadeszła błyskawiczna odpowiedź: tak, Jeff Baldwin jest pilnie poszukiwanym zbiegiem, do odsiedzenia zostało mu jeszcze czternaście lat i władze więzienia jak najszybciej pragną wysłać po niego konwojenta.

Za włamanie do magazynu i kilka innych kradzieży Carl stanął przed sądem. Tak jak kiedyś prokurator zaproponował układ: niski wyrok za przyznanie się do winy i Panzram jeszcze raz dał się na to nabrać. Dostał maksymalny wymiar kary - pięć lat w Sing-Sing.

W tej osławionej instytucji nie pozostał długo. Zatwardziałych recydywistów i niereformowalnych furiatów z reguły odsyłano na samo dno piekła - do Dannemora przy granicy kanadyjskiej, miejsca bez powrotu, najbrutalniejszego więzienia ówczesnych Stanów Zjednoczonych.

Na dnie

Dannemora, oficjalnie Upstate New York's Clinton Prison, położone z dala od wielkich miast zamknięte królestwo, zarządzane przez sadystycznych strażników (często byłych więźniów) z wysoką statystyką zgonów i przypadków obłędu, powitało Panzrama w październiku 1923 roku. Parę tygodni po osadzeniu Carl podłożył naprędce skleconą bombę, aby podpalić więzienne warsztaty, lecz w porę zauważono pułapkę i zdołano ją rozbroić. Następnie usiłował zabić strażnika, gdy ten usnął na krześle.

Kilka miesięcy potem Panzram spróbował uciec - wspiął się na mur, spadł z dziesięciu metrów, łamiąc obie nogi i obojczyk. Rannego odniesiono do celi i nieopatrzonego rzucono na podłogę - z Dannemora nie było ucieczki. Dwa i pół roku spędził w izolatce, pozbawiony kontaktu z ludźmi i jakiegokolwiek zajęcia. Wtedy to umilał sobie czas, snując plany wymordowania jak największej ilości ludzi. Projekty były różne: wysadzenie tunelu kolejowego tuż po wjeździe pociągu i wytrucie niedobitków gazem, wysadzenie mostów w Nowym Jorku połączone z rabowaniem umierających, zniszczenie Kanału Panamskiego, wywołanie wojny między USA i Wielką Brytanią... Pomysłem, który najbardziej pragnął zrealizować, było wytrucie całej ludności miasta Dannemora za pomocą dużych ilości arszeniku wrzuconych do wodociągu.

Dalej rabował i gwałcił

W lipcu 1928 roku, po odsiedzeniu pełnego wyroku, kaleki i obłąkany Panzram został zwolniony i wrócił do świata z "miejsca bez powrotu". Na krótko.

Na wolności zachowywał się jak dawniej, rabował i gwałcił, zastrzelił człowieka w Baltimore i dotarł do Waszyngtonu, gdzie przyłapano go na włamaniu i oskarżono o kradzież radia. Panzram oświadczył policjantom, że oskarżenie mnie o kradzież radia jest śmieszne, ponieważ zabiłem zbyt wielu ludzi, żeby martwić się taką drobnostką. I tym razem początkowo nikt mu nie uwierzył. Teraz jednak śledczy zaczęli krok po kroku łączyć niewyjaśnione dotąd zbrodnie.

Czekając na proces w waszyngtońskim więzieniu, Panzram zaprzyjaźnił się ze strażnikiem, Henrym Lesserem. Młody funkcjonariusz zwrócił uwagę na niesubordynowanego więźnia o nieprzeciętnej inteligencji. Przekazał mu trochę pieniędzy na jedzenie i papierosy. Carla tak wzruszył ten gest, że z wdzięczności postanowił spisać dla Lessera swoją historię. Powstała autobiografia do dziś jest uważana za jedno z ważniejszych dzieł literatury więziennej. Strażnik idealista wielokrotnie namawiał Panzrama, aby poddał się resocjalizacji, lecz ten rozwiewał jego nadzieje: - Obudź się, dzieciaku... Nie mógłbym się zmienić, nawet gdybym chciał. Nie zapomnę ani nie wybaczę rzeczy, które mi zrobiono, tak samo jak inni nie wybaczą mnie. Ja sam sobie nie zapomnę i nie wybaczę. Jeśli zgodnie z prawem nie zostanę zabity, zabiję się sam. W pełni zdaję sobie sprawę, że nie nadaję się do życia w cywilizowanym społeczeństwie. Nie mam też takiego pragnienia.

Przed sądem, zamiast się bronić, Panzram wygłosił pełną gniewu mowę, w której oskarżał społeczeństwo o stworzenie z niego potwora i zapowiadał zemstę: - Cała ludzka rasa powinna zostać eksterminowana. Wykorzystam każdą okazję, aby tak się stało - grzmiał. Przestraszeni przysięgli profilaktycznie skazali go na dwadzieścia pięć lat i odesłali na stare śmieci, do Fort Leavenworth.

Pośpiesz się, kacie!

Pierwszego lutego 1929 roku zwalisty, potężnej postury (sto dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu, sto kilogramów wagi), wytatuowany gdzie się dało i patrzący spode łba Carl Panzram stał przed naczelnikiem więzienia. Gdy funkcjonariusz zwyczajowo wręczył mu regulamin, wzruszył ramionami i burknął: - Zabiję pierwszego, który mnie wkurzy. Wkurzył go już wkrótce dozorca więziennej pralni, dokąd skierowano Carla do pracy. Rycząc z wściekłości przy każdym ciosie, zgruchotał mu czaszkę metalową rurą, potem zdemolował pralnię i usiłował zabić każdego, kto się zbliżył.

Gdy furia ucichła, umieszczono go w przestronnej pojedynczej celi, gdzie nikt nie zakłócał mu spokoju i mógł czytać przez cały dzień. Psychiatrzy orzekli, że Panzram jest niepoczytalny, lecz mimo to sąd skazał go na karę śmierci. Carla ucieszył ten wyrok. Zabronił swojemu obrońcy wnosić apelację. Zapobiegliwie napisał też list do prezydenta Hoovera, żeby nie przyszło mu do głowy skorzystać z prawa łaski. Odwlekającym wykonanie wyroku stowarzyszeniu przeciwników kary śmierci wysłał przesłanie: Jedyne wyrazy podziękowania, jakie wy i wam podobni kiedykolwiek otrzymacie ode mnie za swoje wysiłki, będą takie, że chciałbym, żebyście wszyscy mieli jedną szyję, na której mógłbym zacisnąć swoje palce...

W noc przed egzekucją Panzram chodził po celi, śpiewając radośnie pornograficzną piosenkę. Rankiem 5 września 1930 roku zaprowadzono go na szubienicę, a potwór z Minnesoty śpieszył się tak bardzo, że biegł przodem, ciągnąc za sobą strażników. Spytany o ostatnie życzenie, ryknął na kata: - Pośpiesz się, ty sukinsynu! Mógłbym powiesić tuzin ludzi w czasie, kiedy ty się obijasz! Kat posłuchał.

Natalia Karnecka-Michalak

Rys. Włodzimierz Bludnik

Śledztwo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy