Planeta małp. Jakim cudem wdarły się na teren instalacji nuklearnych?
Po katastrofie nuklearnej na świecie małpy przejmują rolę ludzi - to scenariusz, który pasowałby do jakiejś części "Planety małp". Indyjskie małpy sparaliżowały już indyjski rząd, a nawet omal nie doprowadziły do katastrofy nuklearnej.
O tym, że małpom w Indiach wolno więcej, wie każdy, kto kiedykolwiek był w tym kraju. Zdarzają się już jednak sytuacje, w którym owo "więcej" zaczyna być groźne.
Rudyard Kipling, który urodził się w 1865 roku w Bombaju w rodzinie brytyjskich kolonizatorów i sporą część życia spędził w Indiach, pisał w "Księdze dżungli" o plemieniu zwanym Bander-log. Miało ono zamieszkiwać ukryte w dżungli kamienne miasto, w którym stworzyło cały system życia i zasad odbiegających od prawa lasu.
Jak same śpiewały o sobie w tej księdze:
O, zaprawdę, nie masz ludu jako my,
Najwolniejszym jesteśmy narodem!
W waleczności i dowcipie niesiężni,
Budzimy zazdrość wszystkich, a przeto
Udają, że nas nie widzą! Lecz mniejsza o to,
W beztroskiej igraszce ciągniem się za ogony!
Hulmany na przykład, czyli langury o czarnych twarzach, są traktowane w Indiach na specjalnych prawach jako wcielenie pięciogłowego boga Hanumana, króla małp. Nieprzypadkowo pełna nazwa tego gatunku brzmi: hulman czczony. Nie wolno go w Indiach zabijać, nie wolno mu szkodzić, wiele świątyń oddaje mu część i oczywiście porcje pokarmu, więc hulmany na swój los wśród ludzi skarżyć się nie mogą.
Słynna jest zwłaszcza Świątynia Durga w Waranasi, zwana też Świątynią Małp, gdzie mieszkają ich dziesiątki, o ile nie setki. Jest sporo jedzenia, nie ma ich największych wrogów - lampartów i tygrysów, więc żyć nie umierać!
Nie hulmany jednak, ale silne, wręcz muskularne makaki stanowią dla mieszkańców miast i świątyń Azji największy problem. Ośmielone, rozochocone i bardzo inteligentne zdołały niemal sterroryzować wiele z nich. Celują w tym zwłaszcza silne makaki brodate i rezusy - o łatwych do rozpoznania czerwonych twarzach.
Ich kontakty z ludźmi są bezustanne. W samym indyjskim mieście Dźodhpur dwa tysiące dzikich małp całe życie spędza wśród ludzkich domów i nigdy nie opuszcza tej okolicy.
W 2014 r. w Indiach gruchnęła nawet wieść, że tutejsza stolica Delhi w całości przeszła we władanie hord makaków. Rezusy zaczęły atakować ludzi, raniły ich, gryzły, wyrywały włosy i wszystko, co nieśli w rękach. Biegające po dachach stada małp nie dawały ludziom spać w nocy, rezusy anektowały stoliki w restauracjach i baseny.
Media indyjskie donosiły, że małpy potrafiły nawet przerywać przyjęcia, koncerty i zebrania. Doszło do tego, że rząd Indii musiał zawiesić obrady, bowiem z powodu panoszących się krewniaków nie mógł korzystać z opanowanych przez nie budynków. Armia indyjska postanowiła nawet wdrożyć specjalne procedury ochrony przed makakami broni i obiektów wojskowych.
Szczególne zagrożenie wiązało się z elektrowniami atomowymi, odkąd do jednej z nich wdarły się makaki. Nikt nie wiedział jak i którędy, ale małpy wykorzystały ludzką nieuwagę, aby spenetrować także te nieznane im dotąd tereny.
Indie mają siedem elektrowni atomowych m.in. w Radżastanie, Kakrapar czy Madrasie. Drugie tyle powstaje i już na tym etapie wprowadza się w nich specjalne systemy alarmujące w wypadku wtargnięcia do środka małp. Ich zdolności manualne, ciekawskość oraz spryt zaczynają bowiem stanowić poważne niebezpieczeństwo.
Kiedy rezusy wdarły się na teren indyjskich instalacji nuklearnych, zaczęły w nich grzebać i przegryzać przewody, żarty naprawdę się skończyły. Wyobrażenie katastrofy jądrowej spowodowanej przez małpy przekraczało bowiem wszystko, co swym scenariuszem kiedykolwiek mogła przynieść "Planeta małp".
Jak jednak poradzić sobie z małpami? Podpowiedzi przynosi natura
Dla premiera Narendry Modi małpia inwazja na placówki rządowe w Indiach w 2014 roku była jednym z pierwszych zdarzeń, jakie napotkał on podczas swego urzędowania. W efekcie postanowił udoskonalić system obrony Indii i ich władz przed małpami. Nakazał obstawić swoją rezydencją specjalnie szkolonymi strażnikami, którzy nauczyli się posługiwać odgłosami makaków, uważanymi przez nie za odstraszające.
Żandarmi przez wiele dni zgłębiali zachowania małpich grup, aby nauczyć się ich zachowań. Na ich widok nie reagują chaotycznie, ale wydają z siebie ściśle określone, wyuczone dźwięki o ustalonym znaczeniu. Okazuje się, że to działa. Wystarczy posłużyć się dźwiękami, jakimi małpy ostrzegają się o niebezpieczeństwie np. o pojawieniu się tygrysa.
Nie bez powodu to właśnie hulmany są sprawcami największej liczby porażek łowieckich największego kota Indii. Potrafią wypatrzyć jego obecność i swymi okrzykami ostrzec całą okolicę.
Na podobny krok jak premier Modi zdecydowała się przewodnicząca Partii Kongresu Indii, Sonia Gandhi. Jej wartownicy także nauczyli się naśladować głosy zwierząt. Odgłosy przypominają te, które wydają hulmany (makaki wolą ich unikać), tygrysy i największy wróg małp, lamparty. Na razie ta metoda działa i rezusy się wycofują, pytanie kiedy zorientują się, że robi się je w balona.
Hindusi nie godzą się na zabijanie małp - to sprzeczne z ich wierzeniami, co daje makakom i hulmanom nieograniczoną wręcz władzę w indyjskich miastach. Służby używają do walk z nimi wody z hydrantów, ale działa to tylko częściowo. Dźwięki są na razie najskuteczniejszą bronią, dzięki której indyjskie elektrownie jądrowe uruchamiają systemy alarmowego ostrzegania przed małpami coraz rzadziej.