W poszukiwaniu mokele-mbembe
Po raz pierwszy o zagadkowym zwierzęciu wspomniał w książce o historii naturalnej, wydanej w 1776 roku, francuski mnich Proyart. Opisywał on mokele-mbembe jako hybrydę słonia, hipopotama i lwa, z szyją żyrafy oraz ogonem wielkiej żmii. Sam Proyart nie spotkał tego potwora, ale widział jego ślady.
Ich średnica wynosiła prawie metr! Na początku minionego stulecia o mokele-mbembe pisał Carl Hagenbeck, właściciel firmy, która handlowała dzikimi zwierzętami z ogrodami zoologicznymi. Przedstawiał go jako płaza zamieszkującego jezioro Bangweulu.
Tubylcy opowiadali, że mokele-mbembe żywi się hipopotamami, a nocami wychodzi na brzeg. Hagenbeck wysłał nawet specjalną ekspedycję na poszukiwania tajemniczego stworzenia, jednak nie znalazła ona ani jego, ani samego jeziora.
Na tropie grubego zwierza
Znacznie bardziej poszczęściło się uczestnikom wyprawy badawczej, zorganizowanej w 1913 roku przez niemieckiego kapitana Ludwiga von Steina. Znaleźli jezioro, ale nie udało im się zobaczyć mokele-mbembe. Niemniej liczne relacje świadków, którzy nie znali się wzajemnie, potwierdzały istnienie niezwykłego zwierzęcia. Wszyscy jednomyślnie twierdzili, że w rzece Likouala mieszka kilka osobników.
Niestety, nie udało się potwierdzić tej informacji, ponieważ niektóre odcinki Likouali nie nadawały się do żeglugi, a czas ekspedycji dobiegł końca. W zamian sporządzono szczegółowy opis zwierzęcia: długa szyja, jeden ząb, wielkością przypominający róg, szarobure umaszczenie, skóra bez łusek oraz ogon jak u krokodyla. Chodziły słuchy, że kiedy mokele-mbembe napotyka na swej drodze łodzie, atakuje płynących w nich ludzi i zabija ich, ale nie zjada, ponieważ żywi się jedynie roślinnością.
Za jego podstawowy przysmak uznawano lianę z białymi kwiatami i owocami przypominającymi jabłka. Jako dowód tubylcy wskazywali wydeptaną przez zwierzęta ścieżkę, prowadzącą do miejsca, w którym rosły wspomniane pnącza. Jednak ten rejon zamieszkują słonie, nosorożce i inne duże zwierzęta, dlatego trudno było jednoznacznie określić, które z nich wydeptały ścieżkę. Istnieje całkiem sporo opowieści o spotkaniach z mokele-mbembe, choć żadne z nich nie znajduje potwierdzenia w postaci jakichkolwiek dowodów.
Ciekawe wydają się wspomnienia Eugene’a Thomasa, który był misjonarzem w Kongu w latach 50. zeszłego wieku. Thomas twierdził, że dwukrotnie widział to stworzenie. Brzeg jeziora Tele zamieszkiwało plemię Bangombe, które zbudowało palisadę, żeby mokele-mbembe nie przeszkadzał im w łowieniu ryb.
Pewnego razu potworowi udało się przedostać przez ogrodzenie. Członkowie plemienia zabili go, a Thomas był tego świadkiem. Tubylcy dźgali monstrum dzidami i naśladowali ryki rannego zwierzęcia, potem zaś upiekli je nad ogniem i zjedli. Jednak wkrótce wielu z nich zmarło wskutek zatrucia. Wtedy też narodził się wśród nich zabobonny strach przed tym stworem.
Pewnego razu potworowi udało się przedostać przez ogrodzenie. Członkowie plemienia zabili go, a Thomas był tego świadkiem. Tubylcy dźgali monstrum dzidami i naśladowali ryki rannego zwierzęcia, potem zaś upiekli je nad ogniem i zjedli
W 1981 roku do Konga została wysłana amerykańska ekspedycja. Jej kierownikowi udało się sfotografować bestię, a nawet nagrać na taśmę jej głos. Jednak uczeni z Uniwersytetu w Kalifornii nie potrafili sklasyfikować ani wyglądu, ani głosu zwierzęcia. Doszli więc do wniosku, że mają do czynienia z istotą nieznaną dotychczas nauce.
Tajemniczy zwierz
Po tym, jak jeden z mieszkańców wioski nad jeziorem Tele poinformował o spotkaniu z mokele-mbembe, kongijscy uczeni zorganizowali w to miejsce ekspedycję z Marcellinem Agnagną na czele. Opowiadał on potem, że zwierzę znajdowało się w stanie silnego pobudzenia, rozbijało ogromne grudy ziemi i łamało drzewa, a kiedy się zmęczyło - odpoczywało w wodzie.
Gdy członkowie ekspedycji wraz z tubylcami wyszli na brzeg jeziora Tele, zobaczyli, że nad powierzchnią wody wystaje głowa osadzona na długiej szyi, podobna do łba żmii. Usłyszawszy ludzkie głosy, zagadkowe stworzenie zaczęło powoli zanurzać się pod wodę. Trwało to ok. 20 minut. Niestety, w najważniejszym momencie kamera naukowców odmówiła posłuszeństwa, dlatego nie pozostało im nic innego, jak tylko obserwować niezwykłego mieszkańca jeziora.
Udało się ustalić pewne anatomiczne szczegóły zwierzęcia. Czarna, wilgotna potylica, brązowa szyja, oczy jak u krokodyla oraz szeroki (ok. 3 metrów) tułów świadczyły o podobieństwie do brontozaura.
Dinozaury sprzed 80 mln lat
Z wyglądu mokele-mbembe przypomina iguany i warany, ale jest znacznie większy. Jego opisy prawie dokładnie pokrywają się z charakterystyką dinozaurów nazywanych zauropodami. Niektórzy uczeni uważają za zupełnie prawdopodobne, iż w niedostępnych i słabo zaludnionych miejscach zachowały się zwierzęta reliktowe, od dawna uważane za wymarłe. Ale jak udało im się przetrwać do naszych czasów?
Dzięki swoim rozmiarom. Gdy około 60 mln lat temu wyginęły ogromne gady, mniejsze dinozaury zdołały przeżyć. Jeśli dawne brontozaury mierzyły do 30 metrów długości i ważyły ok. 35 ton, to mokele-mbembe były dwukrotnie mniejsze. Zwierzęta o takich rozmiarach potrzebowały mniej pokarmu - oto dlaczego przetrwały.
Fakt, iż we Wschodniej Afryce żyły dinozaury, potwierdza istnienie na tym terenie ich ogromnych cmentarzysk. Na naszej planecie 60 milionów lat temu zachodziły globalne zmiany geologiczne. W miejsce lądu powstawały morza, tam, gdzie wcześniej znajdowały się oceany - wyłaniały się kontynenty. Dochodziło też do zwiększenia aktywności wulkanów, a co za tym idzie, następowały ich wybuchy.
Jedynie Afryka Środkowa pozostawała mniej lub bardziej stabilna. Znaczna część jej lądu nie uległa praktycznie żadnym zmianom. Poza tym, kiedy cała Ziemia przeżywała kolejne epoki lodowcowe, które doprowadzały do wyginięcia wielu gatunków zwierząt, klimat Czarnego Lądu przeszedł jedynie niewielkie zmiany. Dlatego jeśli gdzieś na planecie ocalały prehistoryczne zwierzęta, to właśnie tam.
Oczywiście, oficjalna nauka odnosi się do istnienia mokele-mbembe sceptycznie. Uważa się, iż informacje o spotkaniach z nim są nieprawdziwe, a za prehistoryczne monstrum uznawane są inne duże zwierzęta, takie jak hipopotamy czy nosorożce. Czasami tubylcy straszą też podróżników zmyślonymi opowieściami po to, aby ochronić swoje terytorium przed nieproszonymi gośćmi. Choć trzeba przyznać, że historie te wywołują zgoła przeciwny skutek...