Tykanie, czyli mów mi Kaziu...

Bruderszaft (towarzysko zwany "brudziem") to ceremonialne przechodzenie na "ty", czyli zwracanie się do siebie po imieniu, zamiast dotychczasowego pan/pani.

No, to Zdzisiu pijmy szybciej, bo się ściemnia!
No, to Zdzisiu pijmy szybciej, bo się ściemnia!© Panthermedia

Po imieniu

Obyczaje jednak zmieniają się i dziś już nie zawsze przechodzimy na "ty" w taki sposób. Pewnych zasad należy jednak przestrzegać, by przy następnym kontakcie nie spotkała nas przykra niespodzianka. Kiedy przy przedstawianiu się podczas towarzyskiego spotkania wymieniamy tylko imię, może to być sygnał przyzwolenia na mówienie sobie od tej chwili właśnie po imieniu.

Formę tę preferują zwłaszcza ludzie młodzi, ale już w wieku, gdy do obcej osoby należy zwracać się bardziej oficjalnie. Coraz częściej tak właśnie poznają się także osoby dojrzalsze, przy czym dotyczy to grup zbliżonych wiekiem. Powszechne jest, że na wczasach, wycieczce, które przecież trwają kilka dni - wszyscy uczestnicy są po imieniu.

W luźnej, towarzyskiej atmosferze taki sposób jest dopuszczalny jeszcze w kilku innych okolicznościach. Na przykład wówczas, gdy wszyscy obecni są już po imieniu i dochodzi ktoś nowy.

Nie pij "brudzia" z nowym szefem

Podobnie, gdy przedstawiamy się znajomym małżonka, z którymi ten jest zaprzyjaźniony od lat i także mówią sobie po imieniu. Nigdy natomiast nie robimy tego, gdy poznajemy przełożonego małżonka, w dodatku podczas oficjalnego spotkania.

Kto komu proponuje przejście na ty? Zasady są podobne, jak przy witaniu. W życiu prywatnym starsza osoba młodszej, kobieta - mężczyźnie, choć dopuszczalne jest już równouprawnienie, gdy różnica wieku nie jest zbyt duża.

Natomiast w życiu zawodowym - raczej nie proponujmy nawet najbardziej sympatycznemu szefowi korporacji współpracującej z naszą "brudzia", jeśli jesteśmy tylko jednym z jej pracowników a impreza integracyjna rozwija się wspaniale.

Nie zaczynajmy też pracy w nowym miejscu od przechodzenia ze wszystkimi na ty. Zawsze lepiej poczekać, by potem nie żałować. Raczej unikajmy spontanicznych wezwań do ogólnego bruderszaftu podczas grilla, imienin lub imprezy zakładowej, w której uczestniczą osoby obce, niezbyt dobrze znane, zaś wezwanie nastąpiło po spożyciu pewnej ilości trunków.

Zbierzmy siły i powiedzmy szefowi wprost

Syndrom "następnego poranka" może być bardzo dokuczliwy. Jeśli jednak pracujemy w firmie, w której zwyczajowo wszyscy są po imieniu - nie bawmy się w ceremonie. Należy tylko pamiętać, że nawet do najmilszego przełożonego w sytuacji oficjalnej mówimy przynajmniej - szefie, a nie Piotrula.

Są niestety, także tacy szefowie, którzy "zwyczajowo" do pracowników, zwłaszcza tych najmłodszych mówią po imieniu. Jeśli sobie tego nie życzymy, zbierzmy siły i powiedzmy to. Rewanż, czyli... Piotrula raczej nam nie wyjdzie na dobre.

A kiedy sami będziemy szefami to nie pytajmy nowego, nawet dużo młodszego pracownika, czy możemy się do niego zwracać po imieniu. Cóż nam może powiedzieć?

MWMedia
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas