USA czeka powódź. Nowy Orlean i Miami są nie do uratowania

Nowy Orlean i Miami prędzej czy później znajdą się pod wodą, a my nie możemy temu zapobiec – ostrzegają amerykańscy uczeni. Na terenach szczególnie zagrożonych mieszka ponad 20 mln ludzi – czytamy na łamach serwisu PhysOrg.

Miami
MiamiAFP

Redukcja emisji dwutlenku węgla i przestawienie gospodarki na czystą energię może uratować miliony osób mieszkających na wybrzeżach Stanów Zjednoczonych. Dla niektórych miast jest już za późno, ale wiele wciąż można uratować - apelują naukowcy. Jeśli nie zrobimy nic w tym kierunku, to do 2100 roku poziom mórz podniesie się nawet o 10 metrów. Problem w tym, że nie wiemy dokładnie, kiedy to nastąpi.

Nic nie stanie się w jednej chwili. Będzie to powolny proces. - W niektórych rejonach katastrofa może się wydarzyć dopiero w przyszłym stuleciu, albo jeszcze później. To jest jak z kostką lodu w ciepłym pomieszczeniu - wiemy, że się rozpuści, ale nie wiemy, kiedy dokładnie - powiedział Ben Strauss, główny autor badań.

Naukowcy opracowali narzędzia umożliwiające określenie, co i kiedy należy zrobić, aby ustrzec się przed najgorszym scenariuszem. Poważne ograniczenie emisji może uratować wiele miast, np. Norfolk w Wirginii, ale musimy działać, ponieważ czas mamy do roku 2045. Dla różnych miast wyznaczono różne terminy, ale są też takie, których nie da się już uratować - Nowy Orlean i Miami. W innych przypadkach wciąż wszystko zależy od nas - dodaje Strauss.

Można próbować bronić miast, które kiedyś pochłonie woda, ale wszelkie zabezpieczenia i tak okażą się na dłuższą metę nieskuteczne. Najwięcej szczególnie zagrożonych miast znajduje się na Florydzie. Po niej najgorszego mogą spodziewać się mieszkańcy stanów Kalifornia, Luizjana i Nowy Jork.

- W najgorszej sytuacji znajduje się jednak Nowy Orlean. Będzie tam znacznie gorzej niż w Miami - dodaje Strauss.

Wśród najbardziej zagrożonych miast jest również Nowy Jork. W najczarniejszym scenariuszu miasto przestanie nadawać się do zamieszkania do 2085 roku.

Bardzo staramy się unaocznić, jakie konsekwencje może mieć dalsze stosowanie paliw kopalnych - powiedział Strauss.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas