Elon Musk ma problemy. Satelity Starlink zaczynają spadać z nieba

Wygląda na to, że nowa generacja satelitów Starlink nie spisuje się tak dobrze, jak chciałby tego Elon Musk i już niecały miesiąc po starcie sprawia poważne problemy. Kilka egzemplarzy miało kłopot z osiągnięciem zakładanej orbity, a jeden... po prostu spadł z nieba.

Wygląda na to, że nowa generacja satelitów Starlink nie spisuje się tak dobrze, jak chciałby tego Elon Musk i już niecały miesiąc po starcie sprawia poważne problemy. Kilka egzemplarzy miało kłopot z osiągnięciem zakładanej orbity, a jeden... po prostu spadł z nieba.
Nowe satelity Starlink V2 Mini nie chcą "trzymać" się nieba. Pierwszy już spadł /YouTube/ VideoFromSpace /123RF/PICSEL

Nieprzewidziane tempo rozwoju sieci internetu satelitarnego Starlink, do którego przyczyniła się wojna w Ukrainie, a także umowy firmy z liniami lotniczymi i operatorami wycieczkowców, mające na celu udostępnienie usługi na pokładach samolotów i statków, przyczyniły się do spadku prędkości internetu i zmusiły Elona Muska do działania. To właśnie dlatego pod koniec lutego poznaliśmy nową generację satelitów Starlink, czyli V2 Mini, które zapewniać mają czterokrotnie większą przepustowość niż wcześniejsze wersje.

Reklama

Starlinki są za duże i spadają z nieba?

Są one zaprojektowane do wynoszenia za pomocą rakiety Falcon 9 i chociaż nazwa sugeruje "miniaturową" wersję, to w rzeczywistości jest ona dużo większa i cięższa niż Starlinki pierwszej generacji (to po prostu mniejszy z wariantów V2) - każdy satelita waży podczas startu ok. 800 kg, czyli prawie trzy razy więcej niż poprzednicy. Czy to właśnie ta kwestia jest przyczyną ostatnich problemów Starlink? Trudno powiedzieć, ale nie da się ukryć, że pierwsza partia 21 sztuk wysłana na orbitę miesiąc temu nie sprawuje się tak, jak powinna i wyraźnie nie ma ochoty zostać w kosmosie.

Jak informuje na swoim Twitterze astrofizyk z Harvard-Smithsonian, Jonathan McDowell, który śledzi satelity internetowe SpaceX, trzy Starlink V2 Mini wznowiły w ostatnich dniach manewr wznoszenia, próbując osiągnąć wyznaczone orbity operacyjne, podczas gdy jeden przeszedł kontrolowany manewr deorbitacji. Satelita oznaczony jako 30062 ponownie wszedł w ziemską atmosferę w poniedziałek ok. 10:50 u wybrzeży Kalifornii, przy czym najprawdopodobniej spłonął.

I choć mamy tu do czynienia z dużo mniejszymi jednostkami niż boostery rakietowe, to takie sytuacje od razu przypominają o ogromnych kosmicznych śmieciach spadających na Ziemię, jak choćby fragmenty statku kosmicznego SpaceX Crew-1 Dragon czy chińskiej rakiety Długi Marsz 5B.

Inni obserwatorzy monitorujący V2 Mini od czasu ich wystrzelenia, w tym Starlink Insider, również zauważyli podejrzane zachowanie satelitów. Serwis już w zeszłym miesiącu jako jeden z pierwszych odnotował zresztą, że nowa partia satelitów powoli spada zamiast się wznosić, co zmusiło Elona Muska do tłumaczenia się na Twitterze, że faktycznie "występują pewne problemy" i niektóre z jednostek zostaną zdeorbitowane, podczas gdy inne wciąż przechodzić będą testy. Czy Starlink 30062 jest jednym z elementów tego manewru? Nie wiadomo, ale nie da się ukryć, że informacje o spadających Starlinkach są niepokojące i to nie tylko dla firmy.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Starlink | Elon Musk
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy