Nie tylko Długi Marsz 5B. Szczątki statku kosmicznego SpaceX na polu w Australii
W ostatnich dniach głośno było o niekontrolowanym wejściu w atmosferę boostera rakiety Długi Marsz 5B, który został wykorzystany do wyniesienia na orbitę kolejnego modułu chińskiej stacji kosmicznej, ale to nie jedyne kosmiczne śmieci, jakie w ostatnim czasie spadły na nasze głowy.
W minioną sobotę szczątki chińskiej rakiety Długi Marsz 5B weszły w atmosferę nad Oceanem Indyjskim, kończąc tygodniowe spekulacje na temat tego, gdzie spadną i czy stanowić będą dla nas zagrożenie. Konstrukcja nie została bowiem zaprojektowana do kontrolowanego powrotu, więc miejsce jej upadku nie było dokładnie znane, a do tego Chiny - ku oburzeniu NASA - zdecydowały się nie dzielić informacjami o dokładnej trajektorii lotu tego 20-tonowego giganta.
Szczątki rakiety SpaceX na polu w Australii
Na ten moment wciąż nie wiemy, czy fragmenty spadły do wody, czy też może wyrządziły jakieś szkody, ale jedno jest pewne... nie były to jedyne kosmiczne śmieci, którymi powinniśmy się martwić. Bo jakby na potwierdzenie ostatnich obliczeń naukowców, że istnieje 10- proc. ryzyko śmiertelnych ofiar wywołanych ponownym wchodzeniem kosmicznych obiektów w ziemską atmosferę w ciągu najbliższych 10 lat, na polu w Australii znaleziono właśnie fragmenty statku kosmicznego Crew-1 Dragon.
I choć SpaceX nie potwierdził jeszcze, że chodzi o jego statek kosmiczny, to jak podkreśla doświadczony "śledczy" kosmicznych śmieci Jonathan McDowell, udostępnione wcześniej dane dotyczące lotu z maja 2021 roku wskazują, że miejsce i termin się zgadzają (fragmenty miały spaść 8 lipca, a mieszkańcy australijskiego Dalgety twierdzą, że 9 lipca faktycznie usłyszeli ogromny huk, jakby uderzenia o ziemię), podobnie jak wygląd znalezionych przez rolników elementów.
Oznacza to oczywiście, że zwęglone części spadły na Ziemię i choć nie były tak duże jak w przypadku rakiety Długi Marsz, to mogły stanowić zagrożenie dla życia ludzi. Mowa bowiem o jednym 3-metrowym fragmencie i kilku mniejszych, które uderzyły w wybiegi dla owiec, a że pola w Australii są ogromne, to ich zlokalizowanie zajęło kilka tygodni.
Udałem się na miejsce, żeby osobiście się im przyjrzeć, nie mam wątpliwości, że to kosmiczne śmieci (...) Z większej odległości można je wziąć za stare spalone pnie drzew. Tak myślałem, dopóki nie przyjrzałem im się z bliska i zobaczyłem, że jest w nich coś dziwnego
Brad Tucker przy okazji poprosił też SpaceX o potwierdzenie, na które wciąż czeka, choć jego zdaniem to tylko formalność - co więcej, nie byłby to pierwszy raz, kiedy spore fragmenty konstrukcji SpaceX spadają na Ziemię. Jak na razie ekipa Elona Muska ma szczęście, bo kosmiczne śmieci trafiają w rozległe pola (tak samo było w okolicach Waszyngtonu w 2021 roku), ale wydaje się, że to tylko kwestia czasu, aż ktoś zostanie poważnie ranny.