Elon Musk: Mars nie dla mięczaków, ale... każdy może polecieć
W wywiadzie udzielonym Chrisowi Andersonowi, szefowi organizacji TED, zajmującej się promowaniem szeroko pojętych innowacji, Elon Musk opowiedział o tym, jak jego zdaniem będzie wyglądać kolonizacja Czerwonej Planety i dlaczego to zadanie tylko dla najodważniejszych ochotników.
Elon Musk nie ukrywa swoich ambicji kolonizacyjnych Marsa, ale jak twierdzi w ostatnim wywiadzie, doskonale zdaje sobie sprawę, jak wymagające i trudne będzie to zadanie - sama podróż na Czerwoną Planetę wydaje się najłatwiejszą częścią misji. Zdaniem szefa Tesli i SpaceX szukanie ochotników do tego zadania najłatwiej porównać do rekrutacji zainteresowanych pierwszymi wyprawami na Antarktydę, czyli... obiecać można tylko tyle, że będzie pioniersko, niebezpiecznie i trudno, a powrót do domu raczej nie wchodzi w grę.
To bardzo ważne, żeby podkreślić, że Mars, zwłaszcza na początku, nie będzie luksusowy. Będzie niebezpieczny, niepoznany, trudny, to ciężka praca i możesz nie wrócić
Mars jest wyjątkowo niegościnny, ale...
Szczególnie że Antarktyda jest zdecydowanie bardziej gościnna niż Mars, na którym średnia temperatura roczna wynosi -60 stopni Celsjusza, a niektóre badania sugerują, że możliwe są lata, gdzie jest jeszcze niższa i oscyluje w granicach -80 stopni Celsjusza. Do tego powierzchnia Marsa jest kamienista, poprzecinana wulkanami i kanionami, grawitacja jest ok. 3 razy mniejsza niż na Ziemi, atmosfera jest bardzo rozrzedzona i ludzie nie będą w stanie tam oddychać bez skafandrów - naukowcy sugerują, że bez odpowiedniego wyposażenia niskie ciśnienie pokona nas w dosłownie w kilka minut.
Z drugiej strony Mars znajduje się relatywnie blisko i ma też kilka cech podobnych do Ziemi, jak długość dnia, powierzchnia suchego lądu, pory roku czy... obecność wody, nic więc dziwnego, że to właśnie w jego stronę spoglądamy w kontekście nowego czy drugiego domu.
Elon Musk już w 2019 roku zapowiadał, że chce zbudować na Czerwonej Planecie pełnowymiarowe i samowystarczalne miasto, co może kosztować między 100 miliardów a 10 bilionów dolarów.
Do tej pory obstaje przy swoim, dodając przy okazji, że ma nadzieję, że będzie to dla ludzkości szansa na przemyślenie “społeczności". Projekt powstać ma w ciągu najbliższych dziesięcioleci i szef SpaceX żałuje tylko jednego, że nie będzie mógł obejrzeć realizacji swojego marzenia, bo najpewniej dawno już nie będzie żył. Co jednak ciekawe, nie chodzi o ekskluzywną “wycieczkę" dla najbogatszych, ale szansę na ucieczkę od katastrofy, która może nadejść w każdej chwili, dla “niemal każdego", więc bilety mogłyby kosztować zdaniem Muska ok. 100 tys. dolarów.
Myślę, że ważne jest maksymalizowanie prawdopodobieństwa przetrwania ludzkości albo świadomości. Ludzka cywilizacja może zostać zakończona przez czynniki zewnętrzne, jak gigantyczny meteor, superwulkan, ekstremalne zmiany klimatu, III wojnę światową czy inne z wielu zagrożeń
Czy plan ma szansę powodzenia? Wiele zależeć będzie od tego, czy do 2029 roku Elonowi Muskowi rzeczywiście uda się wysłać na Marsa pierwszego człowieka, choć nie da się ukryć, że zapowiedzi wysłania na Czerwoną Planetę miliona osób przed końcem 2050 roku wydają się obecnie totalną abstrakcją. Podobnie jednak jak wiele ważnych wydarzeń w historii naszej eksploracji kosmosu, więc kto wie. A co z samym Muskiem? Żadne konkretne deklaracje nie padły, ale biorąc pod uwagę, że ma już na karku 50 lat, to podróż na obcą planetę za kilkadziesiąt nie będzie najpewniej wchodzić w grę.