EMicro: Elektryczna znaczy lepsza?
E-handel, e-sport, e-papieros. Nawet coś tak prostego jak hulajnoga doczekało się przedrostka "e". W tym przypadku dodatkowa samogłoska oznacza "elektryczna", ale nie myślcie, że to sprzęt przeznaczony dla leniuchów.
EMicro z wyglądu niczym nie różni się od zwyczajnej, zasilanej "nożnie" hulajnogi. Dwa kółka, kierownica, platforma do postawienia stóp. Producent nie starał się wymyślić na nowo czegoś, co świetnie działa w swojej klasycznej formie. Postanowił jednak dołożyć do całości akumulator czyniąc z całości pojazd, który możemy porównać do samochodu hybrydowego. W obu przypadkach silnik elektryczny stanowi dodatek do właściwego napędu.
Tutaj bazą wciąż jest siła naszych mięśni, a "wspomagacz" aktywuje się dopiero po kilku odepchnięciach. Zanim jednak przejdziemy do sakramentalnego pytania "czy to działa?" przyjrzyjmy się bliżej samej hulajnodze.
Wspomnieliśmy, że w kwestii prezencji nie możemy mówić o żadnej ekstrawagancji. Jednak już w tym miejscu należy wspomnieć, że zachowawczość w kwestiach estetycznych hulajnoga nadrabia wykonaniem, które charakteryzuje najwyższa jakość. Każdy z komponentów wykonano z solidnych materiałów. Nic nie trzeszczy, nie odstaje i nie sprawia złego wrażenia. Już od złożenia - z EMicro jest trochę tak, jak ze szwedzkimi meblami - ma się poczucie, że to sprzęt, który będzie nam służyć przez lata.
Całość waży 7,5 kilograma - to sporo, ale trzeba brać pod uwagę to, że w podstawie pojazdu umieszczono spory akumulator. Schowano go tak sprytnie, że postronny obserwator nawet nie zauważy, że ma do czynienia ze sprzętem zasilanym energią elektryczną. Pochwalić musimy także składaną kierownicę, która znacznie ułatwia podróżowanie z EMicro zarówno samochodem, jak i komunikacją miejską. Po złożeniu zajmuje ona naprawdę niewiele miejsca. Duży plus! Miłym dodatkiem jest także nóżka, dzięki której hulajnogę można "zaparkować" niczym rower.
Nie spodobał nam się za to rozmiar kółek. EMicro nie nadaje się do jazdy terenowej, co akurat jest zrozumiałe, ale niestety bardziej zniszczone chodniki czy strome podjazdy są w stanie zmusić nas do zejścia z pojazdu. Ponadto poruszając się po drobno ułożonej kostce chodnikowej robimy okropny hałas. Terkot jest nie do zniesienia, a do tego dochodzi jeszcze śmieszny dźwięk wydawany przez układ elektryczny. Nie jest on głośny, ale gwarantujemy wam, że przypominające skomlenie psa odgłosy sprawią, że wszyscy mijani piesi będą się za wami oglądać.
Rzeczony rozmiar może być podyktowany przez zastosowanie znanego z... Formuły 1 (serio!) systemu KERS, czyli moduły odzyskiwania energii z hamowania. Naciskając stopą na tylny błotnik nie tylko zmniejszamy prędkość, z którą się poruszamy, ale także doładowujemy baterię. Ta po trwającym około godzinę ładowaniu jest w stanie wspomóc nas przez jakieś 10-12 kilometrów.
Akumulator nie zrobi za nas wszystkiego sam. Włącza się on dopiero po osiągnięciu przez hulajnogę odpowiedniej prędkości i służy raczej jej podtrzymywaniu, niż wyręczaniu nas z jakiegokolwiek wysiłku. Jest to niezwykle ważna kwestia i to ona - do spółki z ceną - będzie decydowała o tym, czy EMicro jest propozycją dla was.
Piszemy o tym, gdyż sami... spodziewaliśmy się czegoś innego i początkowo dziwiliśmy się, dlaczego nie można "dodać gazu" kręcąc manetką. Do tego, przez kilka pierwszych kilometrów zupełnie nie mogliśmy rozgryźć, kiedy do akcji wkracza akumulator i dlaczego przy podjazdach hulajnoga potrafi stanąć dęba zrzucając z siebie pasażera niczym niesforny byk na rodeo. Nie sądziliśmy, że coś tak prostego i naturalnego jak jazda na hulajnodze będzie wymagała od nas czytania instrukcji i nauczenia się kilku ruchów.
Po kolejnych kilkunastu, jeśli nie kilkudziesięciu, przejechanych kilometrach wciąż nie możemy powiedzieć, że udało nam się w pełni ujarzmić elektryczną bestię. Nie pomogły nawet tutoriale producenta na YouTube, z których wynika, że chcąc uzyskać "kopa" podczas jazdy trzeba zasymulować ruch ciałem przypominający popchnięcie ciężkiego wózka sklepowego. Udawało się to nam w pięciu na dziesięć przypadków i tylko utwierdziło w przekonaniu, że nie jesteśmy do końca kompatybilni z EMicro.
Wybierając się na przejażdżkę elektryczną hulajnogą braliśmy "do towarzystwa" także jej "analogową" kuzynkę, by sprawdzić, czy jazda e-pojazdem faktycznie jest szybsza i mniej męcząca. Kiedy mamy do czynienia z równą nawierzchnią (ścieżki rowerowe, równo wylany asfalt) EMicro sprawuje się lepiej niż pozbawiona wspomagaczy konkurentka, ale różnice, o których tutaj mowa nie są kolosalne.
Model szwajcarskiego producenta z pewnością nie jest propozycją dla wszystkich. Przed ewentualnym zakupem trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, czego oczekujecie po elektrycznym jednośladzie. Jeśli chcecie, aby jazda na hulajnodze wciąż była aktywnością fizyczną, a od samego urządzenie wymagacie minimalnej asysty, to EMicro może wpasować się w wasze gusta.
Tych, którzy chcą nacisnąć przycisk i jechać musimy odesłać gdzieś indziej. Ta hulajnoga nie będzie dla was odpowiednim wyborem, zwłaszcza że poruszanie się na niej wymaga sporo wprawy. Trzeba też wziąć pod uwagę kwestię ceny. Za jednoślad z kraju Alp, czekolady i dziurkowanego sera trzeba zapłacić w Polsce około 4,5 tysiąca złotych. Na pytanie, czy mierzona w woltach pomoc jest tego warta musicie sobie odpowiedzieć sami...
Plusy:
+ jakość wykonania
+ krótki czas ładowania
+ zasięg
+ może służyć jako zwykła, analogowa hulajnoga
+ składana kierownica i niewielki rozmiar pojazdu
Minusy:
- wysoka cena
- jazda na niej jest nieintuicyjna i trzeba się jej nauczyć
- nie każdemu przypadnie do gustu to, że akumulator jest tylko "wspomagaczem"
- jazda na niej po nierównych nawierzchniach jest bardzo głośna
- nie jest znacząco szybsza od zwykłych hulajnóg