Polskie eko-miasto
Polscy architekci po raz kolejny udowodnili, że nie brak im geniuszu koncepcyjnego. Ich Bio-City to miasto żyjące, oplecione winoroślą i przerośnięte nią. Raj (nie tylko) dla winiarzy.
Koncepcja Bio-City opiera się na założeniu, iż już za dwa lata połowa ludzkości będzie mieszkać w miastach. Nowoczesna urbanizacja powinna iść zaś w parze z zazielenianiem terenu - co zdecydowanie trudno osiągnąć w rejonie coraz częściej zakorkowanych ulic lub zalanych betonem czy wyłożonych kostką przestrzeni publicznych. Zadaniem zieleni w Bio-City jest zaś pochłanianie zanieczyszczeń.
Trzej architekci: Jakub Fiszer, Piotr Salamon oraz Tomasz Pyrtek wymyślili zatem, by wszystko, co się tylko da, obsadzić w mieście krzewami specjalnie modyfikowanej odmiany winorośli. Bynajmniej nie po to, aby na stałe mieć pod ręką świeżą dostawę bazy na aromatyczny trunek alkoholowy. Odmiana winorośli, roboczo nazwana "miejską", byłaby dostosowana do typowo, nomen omen, miejskich warunków - szczególnie zaś do panujących w miastach wysokich poziomów zanieczyszczeń. Winorośl neutralizowałaby cząstki szkodliwe, pochłaniała CO2 oraz służyła do produkcji biopaliwa.
Oczywiście, w projekcie Bio-City nie mogło zabraknąć futurystycznych budowli, nafaszerowanych eko-rozwiazaniami (np... turbiny powietrzne, ogniwa fotowoltaiczne umocowane tam, gdzie się da, przemyślany sposób ekspozycji budynków na promienie słoneczne, "zielone" systemy kontrolowania wysokości temperatury w obiektach itp.).
Opadające wprost na szosę liście i inne elementy roślinne stałyby się pewnie irytującym "skutkiem ubocznym" tak dla miejskich służb porządkowych, jak i dla użytkowników dróg i poboczy, bo ani hamowanie autem, ani poruszanie się po chodnikach pokrytych mazistą winogronową warstwą nie należałyby do zadań bezpiecznych.
Katarzyna Kieś