A-12 Avenger - najlepszy samolot, którego nigdy nie było

Gdyby powstał, z pewnością stałby się jednym z najbardziej rozpoznawalnych samolotów wojskowych wszech czasów. A-12 Avenger miał być niewykrywalny dla radarów i startować z pokładów lotniskowców. Dlaczego rząd USA nakazał producentom zaprzestania prac i wciągnął się w trwającą 23 lata batalię sądową?

A-12 Avenger.   Fot. US Navy
A-12 Avenger. Fot. US Navymateriały prasowe

W 1983 roku marynarka wojenna Stanów Zjednoczonych (US Navy) postanowiła skonstruować samolot, który zastąpiłby maszyny Grumman A-6 Intruder. Tak narodził się program Advanced Tactical Aircraft (ATA). Zaangażowani w niego producenci mieli wykorzystać całą dostępną wówczas wiedzę na temat technologii stealth, umożliwiającej ukrycie maszyny przed nieprzyjacielskimi systemami radarowymi. Swoje propozycje przedstawiło kilku najważniejszych graczy w branży zbrojeniowej, a najlepszymi okazali się McDonnell Douglas (później Boeing) i General Dynamics.

Ich A-12 Avenger II został nazwany na część bombowca torpedowego Grumman TBF Avenger z II wojny światowej. Wizje artystyczne i modele przedstawiały  maszynę w układzie latającego skrzydła o długości 11,5 metra i 21,4 metra rozpiętości skrzydeł. Na wyposażeniu miały się znaleźć dwa silniki turbowentylatorowe General Electric F412-D5F2 umożliwiające lot z prędkością maksymalną 930 km/h oraz uzbrojenie w postaci dwóch rakiet AIM-120 AMRAAM, dwóch AGM-88 HARM i bomb.

Zainteresowanie samolotem było ogromne. US Navy zamówiła 620 egzemplarzy A-12, Marines 238 a USAF brało pod uwagę zakup ponad 400 sztuk.

Już na początku lat 90. wykonawcy poinformowali amerykański rząd o coraz wyższych kosztach rozwoju i problemach związanych z materiałami i masą całej konstrukcji. Drugie zagadnienie okazało się kluczowe dla przyszłości projektu A-12 Avenger, ponieważ miał on służyć na pokładach lotniskowców, gdzie odpowiednia masa ma szczególne znaczenie. W grudniu 1990 roku Sekretarz Obrony Dick Cheney nakazał US Navy dokładne przyjrzenie się programowi i znalezienie jego słabych punktów. Dzięki nim rząd mógłby anulować program i domagać się zwrotu poniesionych kosztów. Operacja udała się. Już miesiąc później obaj producenci zostali zmuszeni do przerwania prac nad rozwojem samolotu. Mieli również oddać ponad 2 z 4,8 mld dol. zainwestowanych przez rząd. Tak rozpoczęła się 23-letnia batalia sądowa pomiędzy wykonawcami i amerykańskim rządem.

A-12 Avenger.    Fot. US Navy
A-12 Avenger. Fot. US Navymateriały prasowe

W 2011 roku sąd podtrzymał postanowienie, że to wykonawcy nie wywiązali się z umowy. Z kolei Boeing i General Dynamics uparcie twierdzili, że amerykański rząd nie chciał ujawnić tajnych informacji o technologii stealth - jednego z najważniejszych elementów A-12, bezpośrednio związanego z materiałami, a więc wąskim gardłem projektu. To naturalnie utrudniało i spowalniało prace. Sprawa mogłaby się ciągnąć jeszcze dłużej, gdyby nie gigantyczne koszty sądowe, przekraczające 10 mln dol. rocznie.

W styczniu 2014 roku zawarto porozumienie, na mocy którego producenci przekażą rządowi 400 mln dol. za niewywiązanie się z postanowień kontraktu. Oprócz tego Navy otrzyma od Boeinga trzy samoloty EA-18G Growler, które były ujęte w budżecie na rok fiskalny 2014. Z kolei General Dynamics zapewni marynarce 198 mln dol. w postaci zaliczki na poczet projektu Zumwalt - supernowoczesnych niszczycieli wykonanych w technologii stealth.

Amerykanie nie mają szczęścia do niewykrywalnych bombowców zaprojektowanych w układzie latającego skrzydła, co doskonale potwierdzają perypetie innej maszyny - Northrop B-2 Spirit. Program budowy samolotu narodził się w latach 70., ale rozwój i prace konstrukcyjne ruszyły w 1981 roku. USAF zamówiły wówczas 123 egzemplarze. Jednak już kilka lat później upadek ZSRR doprowadził do drastycznej redukcji zamówień na samolot do 21 sztuk. Cena za pojedynczy egzemplarz poszybowała bardzo wysoko, osiągając astronomiczne 1,2 do 2,2 mld dol. - wciąż nie wiadomo, ile kosztuje naprawdę. Niemniej jednak B-2 stał się najdroższym samolotem, jaki kiedykolwiek zbudowano.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas