Będą "czarnym koniem" na EURO?

Każdy duży turniej to grono ścisłych faworytów oraz drużyn, które teoretycznie mają być chłopcami do bicia. Tylko że tego typu Mistrzostwa zawsze odkrywają też taki zespół, na który absolutnie nikt nie postawiłby swoich pieniędzy, a jednak potrafią dojść do późniejszych faz rywalizacji. I choć droga do EURO 2012 jest dla niektórych jeszcze daleka, to już można z grubsza stwierdzić, kto będzie czarnym koniem polsko-ukraińskiego turnieju.

Każdy duży turniej to grono ścisłych faworytów oraz drużyn, które teoretycznie mają być chłopcami do bicia. Tylko że tego typu Mistrzostwa zawsze odkrywają też taki zespół, na który absolutnie nikt nie postawiłby swoich pieniędzy, a jednak potrafią dojść do późniejszych faz rywalizacji. I choć droga do EURO 2012 jest dla niektórych jeszcze daleka, to już można z grubsza stwierdzić, kto będzie czarnym koniem polsko-ukraińskiego turnieju.

Każdy duży turniej to grono ścisłych faworytów oraz drużyn, które teoretycznie mają być "chłopcami do bicia". Tylko że tego typu Mistrzostwa zawsze odkrywają też taki zespół, na który absolutnie nikt nie postawiłby swoich pieniędzy, a jednak potrafią dojść do późniejszych faz rywalizacji. I choć droga do EURO 2012 jest dla niektórych jeszcze daleka, to już można z grubsza stwierdzić, kto będzie "czarnym koniem" polsko-ukraińskiego turnieju.

Podczas spotkań Eliminacji do Mistrzostw Europy w 2012 roku doszło już do wielu zaskakujących wyników. Jednak jest taki zespół, który w każdym kolejnym meczu odnosi sensacyjną zdobycz punktową.

Reklama

Mowa tu oczywiście o reprezentacji Czarnogóry, która wbrew wszystkim ekspertom jest obecnie wiceliderem grupy G. Czarnogórcy mają nawet tyle samo punktów co prowadząca Anglia, ale przegrywają gorszym bilansem bramkowym. Liczba goli strzelonych przez podopiecznych Zlatko Kranjcara to zresztą kolejny niemały fenomen. Czarnogóra w obecnych pięciu spotkaniach eliminacyjnych zdobyła bowiem zaledwie 4 (słownie: cztery) gole, tracąc przy tym tylko jedną! Efekt: 11 punktów na koncie i równe szanse na awans co "synowie Albionu".

Zaczęło się od zaskakującego zwycięstwa nad Walią, której obecne eliminacje zdecydowanie nie wychodzą. I choć fani Czarnogóry przyjęli tamten wynik z ogromnym optymizmem, eksperci woleli zakładać, iż zdobyte wówczas 3 punkty to raczej efekt kryzysu Walijczyków.

Potem jednak przyszły zwycięstwa z Bułgarią i Szwajcarią, które były już jasnym dowodem na to, że trener Kranjcar stworzył w Czarnogórze zespół potrafiący walczyć nawet z silniejszymi rywalami. Nikomu nie przeszkadzało nawet to, że wszystkie trzy mecze były wygrane w stosunku 1:0. Najważniejszy był dorobek punktowy Czarnogórców, który z każdym kolejnym meczem skutecznie się powiększał.

Prawdziwa weryfikacja umiejętności miała jednak przyjść w wyjazdowym spotkaniu z Anglią. Skazywani na pożarcie goście po raz czwarty z rzędu zaskoczyli cały piłkarski świat i zdołali zremisować z pionierami futbolu na ich własnym terenie. Podział punktów w tamtym spotkaniu pozostawił w grupie G bardzo ciekawą sytuację. Czarnogóra miała bowiem po tym meczu tyle samo punktów co Anglia, co stawiało przed kopciuszkiem realną szansę na pierwszy w historii kraju awans do jakiejś dużej imprezy.

Kolejnym krokiem ku chwale miał być wczorajszy mecz z Bułgarią. Jednak podopieczni Lothara Matthausa tym razem nie lekceważyli swoich rywali i zagrali znacznie lepiej niż we wrześniu ubiegłego roku. Mimo to Czarnogórcy wywalczyli cenny remis i zachowali realne szanse na wyjazd do Polski i Ukrainy.

Na ich szczęście bowiem, Anglicy w swoim ostatnim meczu także zainkasowali tylko jeden punkt, który i tak został uratowany dopiero w drugiej części spotkania ze Szwajcarią.

Przed Czarnogórcami jeszcze trzy trudne potyczki. Jednak wszyscy fani drużyny gorąco wierzą, że po tak rewelacyjnym starcie w walce o EURO ekipie Zlatko Kranjcara uda się chociaż uratować drugie miejsce w grupie, które uprawni Czarnogórę do gry w barażach. A stamtąd o awans już niedaleko, zwłaszcza, że Czarnogórcy zdążyli już pokazać, że potrafią grać nawet z najlepszymi.

Oby tak dalej, a na pewno będziemy mieli okazję zobaczyć walecznych piłkarzy Czarnogóry na polskich i ukraińskich stadionach.

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy