Chiny stawiają na tor

Chiny mają ogromny problem ze smogiem zalegającym nad tamtejszymi miastami, dlatego są zmuszone do szybkiej rezygnacji z węgla. Jednak co zamiast niego? Chińskie władze przyspieszyły właśnie projekt budowy pierwszego w pełni funkcjonalnego reaktora torowego na ciekłych fluorkach (w skrócie LFTR), który ma powstać już w ciągu 10, a nie jak wcześniej zakładano - 25 lat.

Chiny mają ogromny problem ze smogiem zalegającym nad tamtejszymi miastami, dlatego są zmuszone do szybkiej rezygnacji z węgla. Jednak co zamiast niego? Chińskie władze przyspieszyły właśnie projekt budowy pierwszego w pełni funkcjonalnego reaktora torowego na ciekłych fluorkach (w skrócie LFTR), który ma powstać już w ciągu 10, a nie jak wcześniej zakładano - 25 lat.

Chiny mają ogromny problem ze smogiem zalegającym nad tamtejszymi miastami, dlatego są zmuszone do szybkiej rezygnacji z węgla. Jednak co zamiast niego? Chińskie władze przyspieszyły właśnie projekt budowy pierwszego w pełni funkcjonalnego reaktora torowego na ciekłych fluorkach (w skrócie LFTR), który ma powstać już w ciągu 10, a nie jak wcześniej zakładano - 25 lat.

Tor jest metalem z grupy aktynowców, który swoja nazwę zawdzięcza nordyckiemu bogowi piorunów. Jest on dostępny bardzo powszechnie na świecie, a dziś uważa się go za odpad przy wydobywaniu metali ziem rzadkich (takich jak chociażby iterb, neodym czy skand) - a jest on także potencjalnie najlepszym paliwem jądrowym. W niektórych reaktorach można go zużyć kompletnie przez co nie powstają groźne odpady, a do tego w reaktorach na tor można spalać odpady radioaktywne z uranowych elektrowni atomowych.

Reklama

Generalnie elektrownie na tor mają być dużo czystsze i bezpieczniejsze tworząc 10-krotnie mniej odpadów, które mają przy tym nawet 100 razy krótszy okres rozpadu niż odpady z klasycznych elektrowni jądrowych. Sam w sobie tor nie generuje elektryczności, najpierw w reaktorze zmienia się go w uran-233 - zupełnie bezpieczny izotop nie nadający się do budowy broni atomowej.

Do tego cały proces spalania paliwa odbywać się ma przy ciśnieniu atmosferycznym, na dużo mniejszą skalę, a aby proces ten działał tor musi być bombardowany cały czas neutronami. Nie występuje tam zatem trudna do opanowania (lub niemożliwa - jak pokazał przypadek Fukushimy) reakcja łańcuchowa, a gdy pracownik elektrowni na tor naciśnie przycisk cała reakcja jest natychmiastowo zatrzymywana.

Chiński program budowy takiej elektrowni wystartował w roku 2011, a chińskie władze ogłosiły wtedy, że chińskie rezerwy toru wystarczą na zasilanie tego ogromnego i bardzo licznego państwa przez 20 tysięcy lat. Za 350 milionów dolarów rekrutowano 140 doktorów z Shanghai Institute of Nuclear and Applied Physics i dano im narzędzia pracy, a do przyszłego roku liczba naukowców pracujących nad projektem ma wzrosnąć do 750 osób.

Obecnie toczy się wyścig - z jednej strony mamy szeroko pojęty zachód (Argentyna, Brazylia, Kanada, Francja, Japonia, Korea Południowa, RPA, Wielka Brytania i USA) działający w ramach programu Gen-4, a z drugiej właśnie Chiny.

Zachód obrał nieco inną drogę rozwoju - grupa Gen-4 prowadzi prace nad reaktorem opartym na lekkiej wodzie. Już wcześniej, w latach 60. Amerykanie prowadzili badania nad takimi reaktorami, lecz zostały one odłożone na półkę, gdyż wtedy - u szczytu zimnej wojny -  amerykańskie wojsko potrzebowało po prostu plutonu pochodzącego z klasycznych reaktorów atomowych do tworzenia bomb.

Powstaje zatem nowy energetyczno-atomowy "wyścig zbrojeń", ale to dobrze, bo możliwe, że technologie (i to nie jedna, a obie) zostaną dopracowane szybciej i w końcu będziemy mogli w dużej części zrezygnować z paliw kopalnych.

Źródło:

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy