Kocie inwazje na meczach piłkarskich

Ostatnie dni były wyjątkowo ciekawe na angielskich i hiszpańskich boiskach. FC Barcelona potwierdziła swoje mistrzowskie aspiracje pokonując drużynę Realu Sociedad 2:1, a FC Liverpool zaledwie zremisował z Tottenhamem 0:0 pomimo tego, że... Ale zaraz, zaraz! Kogo obchodzą te wyniki? Jedynym czynnikiem, dla którego ludzie zapamiętają oba te mecze są przecież... koty!

Ostatnie dni były wyjątkowo ciekawe na angielskich i hiszpańskich boiskach. FC Barcelona potwierdziła swoje mistrzowskie aspiracje pokonując drużynę Realu Sociedad 2:1, a FC Liverpool zaledwie zremisował z Tottenhamem 0:0 pomimo tego, że... Ale zaraz, zaraz! Kogo obchodzą te wyniki? Jedynym czynnikiem, dla którego ludzie zapamiętają oba te mecze są przecież... koty!

Ostatnie dni były wyjątkowo ciekawe na angielskich i hiszpańskich boiskach. FC Barcelona potwierdziła swoje mistrzowskie aspiracje pokonując drużynę Realu Sociedad 2:1, a FC Liverpool zaledwie zremisował z Tottenhamem 0:0 pomimo tego, że... Ale zaraz, zaraz! Kogo obchodzą te wyniki? Jedynym czynnikiem, dla którego ludzie zapamiętają oba te mecze są przecież... koty!

Do dość niecodziennego widoku doszło wczoraj na Anfield Road, gdzie miejscowy Liverpool liczył na zarobienie kilku punktów w konfrontacji z Tottenhamem Hotspur. Niestety dla byłego klubu Jurka Dudka "The Reds" tylko zremisowali z zespołem przyjezdnych, a największą atrakcją wieczoru okazał się być nie jakaś pięknie zdobyta bramka, a... zabłąkany kotek. Około 80 minuty meczu na murawie pojawił się bowiem czworonożny futrzak, który korzystając z faktu, że piłka była akurat poza boiskiem postanowił przebiec się po placu gry. Na szczęście kociak musiał ewidentnie być już wcześniej oswojony, bo stewardzi ze stadionu z łatwością poradzili sobie z uroczym zwierzakiem.

Reklama

Co ciekawe, dokładnie dwa dni wcześniej podobny przypadek miał miejsce w Barcelonie, gdzie "Duma Katalonii" wygrywała z Realem Sociedad. Jednak kiedy w 36 minucie meczu koledzy Leo Messiego zdecydowali się na wyprowadzenie kolejnego ataku, z boku boiska na dość szybką przebieżkę zdecydował się pewien... czarny kot!

Pomimo koloru swojej sierści kociak nie przyniósł pecha ostatnim triumfatorom Ligi Mistrzów i "Barca" wygrała to spotkanie 2:1, choć groźną kontuzję zaliczył Sergio Busquets. Myślicie, że to wina tego futrzaka?

Źródło:

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy