Prosty sposób na antyszczepionkowców

Niebezpieczny ruch proepidemiczny (nazywany czasem antyszczepionkowym) zdobywa cała czas nowych wyznawców (bo z nauką nie ma on nic wspólnego). Jak wskazują badania amerykańskich psychologów, istnieje prosta metoda aby przekonać tych ludzi by szczepili dzieci - wystarczy im pokazać zdjęcia chorych.

Niebezpieczny ruch proepidemiczny (nazywany czasem antyszczepionkowym) zdobywa cała czas nowych wyznawców (bo z nauką nie ma on nic wspólnego). Jak wskazują badania amerykańskich psychologów, istnieje prosta metoda aby przekonać tych ludzi by szczepili dzieci - wystarczy im pokazać zdjęcia chorych.

Niebezpieczny ruch proepidemiczny (nazywany czasem antyszczepionkowym) zdobywa cała czas nowych wyznawców (bo z nauką nie ma on nic wspólnego). Jednak jak wskazują badania amerykańskich psychologów, istnieje prosta metoda aby przekonać tych ludzi by szczepili dzieci - wystarczy im pokazać zdjęcia chorych.

Mówi się, że zdjęcie warte jest więcej niż tysiąc słów i w tym przypadku przysłowie to zdaje się sprawdzać w stu procentach. Naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles przepytali najpierw 315 rodziców o ich poglądy dotyczące szczepień. Podzielono ich następnie w dwie grupy - pierwsza czytała naukowe dowody na temat tego, że szczepionki nie powodują autyzmu, dowody te jednak nie były w stanie przekonać sceptyków.

Reklama

W drugiej grupie z kolei po prostu pokazywano zdjęcia chorych dzieci i skutków jakie w ich organizmie może wywoływać odra, różyczka czy świnka. I okazało się, że zdjęcia te są w stanie przekonać do szczepień nawet najbardziej zatwardziałych antyszczepionkowców.

Warto to odnotować, bo to pierwsze badanie, w trakcie którego udało się przekonać sceptyków do szczepień - wcześniej, z pomocą naukowych środków, wydawało się to absolutnie niemożliwe. Wygląda więc na to, że skoro u podstaw całego ruchu proepidemicznego leżą emocje, to na emocje również należy oddziaływać próbując ludzi z tych niezdrowych poglądów wyleczyć.

A warto to robić, bo na szali leży zdrowie dzieci.

Źródło:

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy