Telenowela z Fabregasem zakończona!

Miesiące spekulacje, setki plotek i mnóstwo nieprawdziwych jak dotąd informacji - tak w kilku słowach można by podsumować telenowelę pod tytułem Transfer Fabregasa do Barcy. Serial jednak w końcu doczekał się swojego ostatniego odcinka, w którym rzecz jasna nie mogło zabraknąć miejsca na tradycyjny happy end.

Miesiące spekulacje, setki plotek i mnóstwo nieprawdziwych jak dotąd informacji - tak w kilku słowach można by podsumować telenowelę pod tytułem "Transfer Fabregasa do Barcy". Serial jednak w końcu doczekał się swojego ostatniego odcinka, w którym rzecz jasna nie mogło zabraknąć miejsca na tradycyjny happy end.

To już oficjalne - Barcelona i Arsenal Londyn porozumiały się w sprawie przenosin pomocnika "Kanonierów". Dokładnie na dzisiaj Hiszpan ma zaplanowane testy medyczne, które tak naprawdę są już tylko formalnością, bowiem oba kluby złożyły już podpisy na swoich umowach, na mocy których Fabregas jest już piłkarzem wielkiej Barcelony.

Wartość transferu jak dotąd nie została ujawniona, jednak najczęściej przewijającą się w różnych mediach sumą jest kwota sięgająca 29 milionów euro. Niewykluczone, że Arsenal będzie mógł liczyć na dodatkowe pieniądze, po tym jak 24-latek dobrze wkomponuje się w swój nowy zespół.

Swojego żalu z powodu transferu nie krył Arsene Wenger, który do ostatniej chwili łudził się, iż jego pomocnik jednak pozostanie na Emirates Stadium:

" - Od początku przedstawiałem sprawę jasno, iż nie chcę pozbywać się Cesca ze swojej drużyny. Jednak jestem w stanie zrozumieć jego pragnienie powrotu do swojego rodzinnego miasta, dlatego też nie mogłem hamować jego marzeń. Pozostaje mi jedynie podziękować mu za jego wkład w dobrą grę Arsenalu i życzyć mu szczęścia na dalszej drodze w jego karierze."

Fabregas kończy tym samym swoją 8-letnią przygodę z "Kanonierami", których zasilił w wieku zaledwie 16 lat, po tym jak skauci Arsenalu wyłowili go z młodzieżowego zespołu Barcelony.

Hiszpan zagrał w barwach londyńczyków 303 razy i udało mu się strzelić 57 gole.

Geekweek
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas