W Ameryce można podróżować za darmo

Za Oceanem powstało jakiś czas temu pojęcie znane jako travel hacking. Polega ono na wykorzystaniu rządowych programów, aby zdobyć darmowe mile od linii lotniczych. Są już tacy, którzy dosłownie oblecieli dzięki temu cały świat. Co zrobić, żeby latać za darmo?

Za Oceanem powstało jakiś czas temu pojęcie znane jako travel hacking. Polega ono na wykorzystaniu rządowych programów, aby zdobyć darmowe mile od linii lotniczych. Są już tacy, którzy dosłownie oblecieli dzięki temu cały świat. Co zrobić, żeby latać za darmo?

Za Oceanem powstało jakiś czas temu pojęcie znane jako travel hacking. Polega ono na wykorzystaniu rządowych programów, aby zdobyć darmowe mile od linii lotniczych. Są już tacy, którzy dosłownie oblecieli dzięki temu cały świat. Co zrobić, żeby latać za darmo?

W 2005 roku amerykański Kongres zadecydował o wprowadzeniu w życie programu, który zakładał wybicie ogromnej ilości monet o nominale jednego dolara. Monety te co pół roku zmieniają swoje oblicze i pojawia się na ich tylnej stronie twarz innego prezydenta USA - począwszy od George'a Washingtona. Na pomysł taki kongresmeni wpadli po tym, jak wielkim sukcesem okazało się wprowadzenie podobnej, limitowanej serii ćwierćdolarówek parę lat wcześniej. Wszystko to miało na celu popularyzację wśród Amerykanów monet, które w dłuższym rozrachunku są dla rządu o wiele tańsze w utrzymaniu niż banknoty o niskich nominałach.

Reklama

Pojawił się jednak pewien problem. Otóż mieszkańcy USA mają swoje nawyki, które bardzo ciężko jest zmienić - nawet przez zakrojony na szeroką skalę rządowy program. Program bicia monet zapoczątkowany przez Kongres ma trwać nieprzerwanie do 2016 roku, a już w chwili obecnej w skarbcach amerykańskiej mennicy znajduje się ponad miliard dolarów w jednodolarowych monetach.

Dlatego też amerykański parlament zdecydował się na kolejny program, który miał pomóc lepiej wypromować jednodolarowe monety siedzące bezużytecznie w sejfie. Plan ten polegał na tym, że każdy Amerykanin mógł zamówić od mennicy dowolną ilość jednodolarówek, a za ich przesyłkę do odbiorcy płacił rząd.

Okazało się jednak po jakimś czasie, że znalazło się parę osób, które kupowały niechciane na rynku monety w hurtowych wręcz ilościach, lecz mimo to w skarbcu ich nie ubywało. 20 osób ze szczytu listy najlepszych klientów mennicy zakupiło od 219 do 696 tysięcy dolarów. Druga wskazówka dla rządu, pokazująca że coś jest nie tak, pochodziła z banków, które otrzymywały od swoich klientów jednodolarowe monety wciąż zapakowane w oryginalne zaplombowane przez mennicę worki.

No dobra, ale po co ktoś zamawiałby monety, a potem dostarczał je bankom? Odpowiedź jest bardzo prosta. Niektóre z banków posiadają bowiem dla swoich klientów programy, w których za każdy zakup przy użyciu karty kredytowej otrzymuje się mile, które można wykorzystać do stworzenia podróży marzeń w wybranych liniach lotniczych. Co sprytniejsi Amerykanie zaczęli więc masowo zamawiać od mennicy monety płacąc za nie właśnie taką kartą. Od razu gdy niechciane jednodolarówki docierały do nich spłacali oni dług na karcie kredytowej... właśnie przy użyciu tych samych monet, często nawet ich nie rozpakowując.

Mennica zaczęła więc wysyłać listy do największych kupców niechcianych monet, a także wprowadziła limit zakupu ustalony na 1000 dolarów na 10 dni.

Mimo wprowadzonych limitów nadal są w USA osoby, które potrafią lecieć za darmo do Australii, Malezji i Singapuru pierwszą klasą - wykorzystując do tego celu tylko i wyłącznie mile zarobione na szwindlu z monetami.

Cały proceder nie jest de facto nielegalny. Jednak według przedstawicieli władz jest to wykorzystanie dziury w systemie. Póki co rząd nic nie będzie mógł w tej kwestii zrobić dopóki na przykład nie osiągnie porozumienia z firmami wydającymi karty kredytowe.

A do tego czasu - wakacje na koszt wszystkich podatników.

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy