7 najzuchwalszych kradzieży świata
18 lutego 2013 roku na lotnisku w Brukseli skradziono diamenty o wartości około 160 mln zł. Czy to największa kradzież w historii? Bynajmniej! Oto pierwsza siódemka najzuchwalszych rabunków.
Słabości, imię twe kobieta!
Tym napadem na bank żyła cała Polska. Dziewiętnastego sierpnia 1962 roku zrabowano 12,5 miliona złotych w gotówce z oddziału Narodowego Banku Polskiego w Wołowie. Plan pięcioosobowej grupy przestępców był tak prosty, że… musiał się udać.
Powstał w głowie Mieczysława F., który rok wcześniej montował w banku instalacje alarmowe, tak więc obejście zabezpieczeń przy drzwiach budynku od początku nie stanowiło problemu. Mózg całego przedsięwzięcia nieprzypadkowo wybrał też termin napadu: pod koniec miesiąca w wołowskim NBP zgromadzono pieniądze na wypłaty dla wszystkich pracowników w mieście i okolicach.
A dostanie się do skarbca? Włamywacze weszli przez dziurę wybitą w stropie przy użyciu podnośnika samochodowego. Wszystko przebiegło zgodnie z życzeniami Mieczysława F., pieniądze zostały podzielone między wspólników i wydawałoby się, że milicja nie ma żadnych szans na schwytanie sprawców.
Śledczy wpadli jednak na sprytny pomysł: rozesłali do punktów handlowych w całej Polsce wykaz numerów skradzionych banknotów i jednocześnie postarali się o rozpowszechnienie fałszywej informacji o planowanym wycofaniu z obiegu wyższych nominałów pieniędzy.
I podstęp się udał! Żony włamywaczy wpadły w panikę i ruszyły do sklepów, aby jak najszybciej pozbyć się „gorącej” gotówki. Schwytanie całej szajki było w tym momencie już tylko formalnością…
Włamanie "na kreta"
W styczniu 2005 roku Paulo Sergio de Souza otworzył w brazylijskiej Fortalezie sklep ogrodniczy. W ciągu dnia sprzedawał sztuczną trawę i ziemię do kwiatów, zaś wieczorami kopał za ladą szyb o głębokości 4 metrów – a następnie 80-metrowy korytarz pod całym blokiem aż do ściany Banku Centralnego.
Po sześciu miesiącach przygotowań włamał się nocą do sejfu i zniknął z równowartością 200 mln złotych. Policja nie znalazła odcisków palców. Również nazwisko było fałszywe. Nikt nie wie, ile osób poza de Souzą brało w tym udział – pewne jest tylko, że kradzież została przeprowadzona przez eksperta.
Tunel był zaplanowany z zastosowaniem GPS-u i obliczeń statyki budowlanej. A skąd sprytny złodziej wziął pieniądze na skok? Między innymi ze sprzedaży ziemi do kwiatów, którą wcześniej wydobył z tunelu.
Nie tak miało być!
Drugiego maja 1990 roku Keith Cheeseman napadł w jednej z uliczek w centrum Londynu na posłańca Banku Anglii. Cheeseman uciekł z 301 bonami skarbowymi o łącznej wartości 1,9 mld złotych!
Jednak już w południe każdy bank na świecie był poinstruowany, aby nie przyjmować tych papierów wartościowych. Kilka miesięcy później Cheesemana ujęto.
Cztery kolejne osoby schwytano przy próbie sprzedaży papierów wartościowych, ale nie zdołano im udowodnić udziału w kradzieży. W międzyczasie pojawiły się wszystkie bony skarbowe – oprócz dwóch. A Cheeseman milczy...
Szatański plan emeryta
Emeryci, jak wiemy, rozporządzają dużą ilością wolnego czasu, tak więc nic dziwnego, że mogą wcielać w życie projekty wymagające starannego planowania i cierpliwości.
Grzegorz Ł., były policjant, dorabiał jako wiceprezes w firmie ochroniarskiej i tutaj też postanowił wcielić w życie swój podstępny plan. Zatrudnił w niej jako konwojenta „swojego” człowieka, który przez następnych kilka miesięcy nienagannie wywiązywał się ze swoich obowiązków i zdobywał zaufanie przełożonych oraz kolegów.
Kiedy zaś Grzegorz Ł. uznał, że nadszedł właściwy czas, wtajemniczył swego wspólnika w część B całego przedsięwzięcia. A ta nie była zbyt skomplikowana. Do kradzieży doszło w podpoznańskim Swarzędzu. Gdy do jednego z banków weszło dwóch konwojentów, trzeci – który pozostał w furgonetce – zamiast poczekać na swoich kolegów, nagle dodał gazu i zniknął wraz ze znajdującymi się w samochodzie 8 milionami złotych.
Nie musimy chyba dodawać, że był to właśnie człowiek podstawiony przez wiceprezesa. Został zatrzymany przez policję po ponad półrocznych poszukiwaniach, a tymczasem nasz pomysłodawca… podobno dobrze bawi się w którymś z rajskich zakątków tego świata. W końcu „zasłużył”!
Z zimną krwią
O godzinie 8:46 samolot uderzył w północną wieżę World Trade Center. Dziewięciu pracowników Evergreen International Spot Trading z piętnastego piętra południowej wieży natychmiast zwietrzyło okazję. Kiedy siedemnaście minut później druga maszyna wbiła się ponad nimi w budynek, przetransferowali ponad 100 mln dolarów z firmy na konta w Szwajcarii. Około 9:45 opuścili budynek.
Czternaście minut później wieża runęła, grzebiąc dowody. Poszukiwania podejrzanych rozpoczęły się dopiero kilka dni później. Wszyscy zostali skazani (niektórzy zaocznie) na wieloletnie kary więzienia, ale część z nich do dzisiaj pozostaje na wolności, ponieważ opuściła terytorium USA.
Po kanapce do kłębka...
Sercem światowego handlu diamentami jest Diamond Center w Antwerpii: 160 skrytek depozytowych, monitorowanych kamerami przez całą dobę. Czujniki termiczne, detektory ruchu, kody nie do złamania.
W październiku 2002 roku pewien bankier z Palermo wynajął biuro na piątym piętrze centrum. W piątek 14 lutego 2003 roku pozwolił się zamknąć wraz z trzema wspólnikami we wnętrzu budynku. – W poniedziałek 123 skrytki były puste: na ekrany ochrony wgrali stare ujęcia oraz odłączyli czujniki termiczne – tłumaczył rzecznik belgijskiej policji.
Bardzo prawdopodobne jest więc, że mieli „wtyczkę” wśród strażników. Trzy tygodnie później jeden ze sprawców został złapany – z powodu śladów DNA na niedojedzonej kanapce. Do dziś nie odnaleziono jednak diamentów ani reszty sprawców.
Co więcej, złapany złodziej twierdzi, że ukradł tylko część łupu – a za zniknięcie reszty odpowiedzialni są handlarze diamentami, którzy przeprowadzili gigantyczne oszustwo ubezpieczeniowe.
I po krzyku!
W sierpniu 2004 roku trzech zamaskowanych mężczyzn weszło do Muzeum Muncha w Oslo. Jeden trzymał w szachu strażników oraz zwiedzających, dwaj pozostali zdjęli ze ściany słynny obraz Krzyk oraz inny, zatytułowany Madonna.
Złodzieje wskoczyli do samochodu i zniknęli. Policjanci dotarli na miejsce przestępstwa dopiero po 15 minutach. Ale mimo że szybko znaleźli ślad, niewiele im to dało. Sprawcy uciekli. Obawiano się, że unikatowe prace Muncha mogą zostać wykorzystane w charakterze „zakładników”.
Tak zwani porywacze dzieł sztuki grożą zniszczeniem obrazu, kiedy ktoś za bardzo się do nich zbliży. Policja może uderzyć i aresztować dopiero wtedy, kiedy obraz nie znajduje się już w ich posiadaniu. Płótna jednak jakby zapadły się pod ziemię, a miejsce ich przechowywania było nieznane – przez ponad dwa lata.
W 2006 roku Krzyk i Madonna nagle znów się pojawiły. Złodziei skazano na kary od 5 do 9,5 roku więzienia.