Co działo się w brytyjskich obozach koncentracyjnych?

Lizzie Van Zyl trafiła do obozu ponieważ jej ojciec odmówił ujawnienia się i poddania wojskom brytyjskim. Zmarła w wieku 7 lat, w 1901 roku /domena publiczna
Reklama

To miała być „humanitarna wojna”, bez niepotrzebnego rozlewu krwi, bezsensownych ofiar i przemocy. Szybko zmieniła się w poligon doświadczalny, gdzie testowano rozwiązania, stosowane później podczas obu światowych konfliktów – między innymi obozy koncentracyjne, które Brytyjczycy tworzyli na długo przedtem, niż na ten sam pomysł wpadli Niemcy…

Zdaniem historyków, była to najbardziej krwawa i kosztowna wojna Imperium Brytyjskiego od czasów napoleońskich. Starć z Burami (potomkami holenderskich osadników w południowej Afryce) zapewne dałoby się uniknąć, gdyby nie upór i chciwość obu stron. Brytyjczycy po upokorzeniu w I wojnie burskiej nie zamierzali jednak odpuścić. Tym bardziej, że w niezależnych republikach Transwalu i Oranii w 1886 roku natrafiono na potężne pokłady diamentów i złota.

Eskalacja konfliktu była tylko kwestią czasu. Londyn zażądał bowiem pełnej kontroli nad złotonośnymi terytoriami, na co Burowie oczywiście nie chcieli się zgodzić. 11 października 1899 roku wybuchła II wojna burska. Żadna ze stron zapewne nie przypuszczała, jak krwawe zbierze ona żniwo.

Reklama

Ludobójstwo w białych rękawiczkach Pod pretekstem ratowania czarnoskórych mieszkańców Afryki spod jarzma narzuconego przez Burów, żołnierze Imperium Brytyjskiego wkroczyli do Transwalu i Oranii, stosując taktykę spalonej ziemi. Ich kampania bazowała na podpaleniach (z tego powodu jeden z brytyjskich satyryków zasugerował nawet, by wprowadzić nowe odznaczenie wojskowe - Order Pochodni). Jak wspominał jeden z żołnierzy:

"Kraj został prawie doszczętnie spustoszony. Można przejść wiele mil - tak naprawdę można maszerować tygodniami i nie zobaczyć żadnych śladów życia ani upraw. Wokół są tylko spalone gospodarstwa i pustynia".

Najgorsze dopiero miało jednak nadejść

W 1900 roku Burowie zaczęli prowadzić walki partyzanckie, a szala zwycięstwa przechyliła się na ich stronę. Wówczas w Londynie zapadła decyzja, by poradzić sobie z lokalną ludnością, zamykając ją w obozach koncentracyjnych. Sam "wynalazek" nie był nowy - zastosowali go już wcześniej na Kubie Hiszpanie. Imperium Brytyjskie zdołało go jednak znacznie "udoskonalić". Jakie warunki panowały w tych afrykańskich centrach zagłady? Andrea Pitzer w książce "Noc, która się nie kończy. Historia obozów koncentracyjnych" opisuje:

"Na spalonym słońcem stepie, u stóp niskiego wzgórza stały nierówne rzędy okrągłych namiotów; na końcu obozowiska postawiono namiot-kostnicę i pokryte blaszanymi dachami budynki lazaretu. (...) Z czasem takich schronień miało zabraknąć, więc nowi przybysze spali na wozach lub w wagonach kolejowych (...). Brakowało wody i nie było mydła; szerzyła się odra. Zwłoki zostawały czasem w namiotach na tyle długo, że zaczynały się rozkładać".

Tak wyglądała sytuacja w ośrodkach, w których przetrzymywano Burów. Z powodu masowego palenia całych wiosek Brytyjczycy musieli jednak zmierzyć się z jeszcze jednym "problemem" - tubylców, którzy przez wojnę stali się uchodźcami we własnym kraju. Stworzono dla nich osobne obozy, w których wspaniałomyślnie otrzymywali bezpłatne wyżywienie i schronienie. A przynajmniej tak to wyglądało w teorii. W rzeczywistości zarządcy tych placówek kierowali się hasłem autorstwa gubernatora Kolonii Przylądkowej Alfreda Milnera: "Trzeba tylko złożyć w ofierze »czarnucha«, a cała gra staje się łatwa".

Spodobał ci się artykuł? Zobacz również: W tym obozie śmierć przez zagazowanie należała do najlżejszych, a więźniowie transportowani z KL Auschwitz błagali o możliwość powrotu.

***Zobacz także***

"Kobiety zamknęliśmy w obozach, (...) zabijamy je całymi tysiącami"


Jak miało się później okazać, Brytyjczycy pod płaszczykiem pomocy dla czarnoskórych Afrykanów ramię w ramię z Burami prowadzili politykę segregacji rasowej, mającą na celu pozbawienie tubylców praw obywatelskich. W książce "Noc, która się nie kończy" Andrea Pitzer relacjonuje:

"Ludność tę pozostawiono samą sobie jednak już podczas konfliktu. W chwili zakończenia wojny w obozach brytyjskich przetrzymywano ogółem ponad sto piętnaście tysięcy siedmiuset czarnych Afrykanów - bez blaszanych szpitalnych baraków, akcji dostarczania odzieży i materaców dla nagich i śpiących na ziemi uchodźców oraz bez nadziei na wykarmienie wszystkich".

Kiedy Burowie w "swoich" obozach dostawali namioty, przymusowi mieszkańcy "czarnych" placówek musieli sobie radzić za pomocą szmat, patyków, blachy i koców. Nie rozdawano im darmowych racji żywieniowych (zakładano, że i tak mają w tym względzie inne potrzeby). W jednym z obozów ludność nie miała do jedzenia nic poza zwłokami padłego z chorób bydła.

Powszechny głód, latryny w postaci rowów oraz rosnące przeludnienie wkrótce "zaowocowały" w postaci epidemii. Pitzer opisuje: "Uchodźców dręczyły czerwonka, tyfus, ospa wietrzna, odra i zapalenie płuc. (...) W wielu obozach brakowało lazaretów i pielęgniarek".

Matki obwiniano za wysoką śmiertelność wśród najmłodszych, argumentując, iż "tubylcy nie wydają się troszczyć o dzieci, dopóki te nie osiągną wieku, w którym stają się przydatne".

Krwawy rachunek strat

Rząd w Londynie doskonale zdawał sobie sprawę z warunków, w jakich znajdowała się ludność zamknięta w obozach. Wielokrotnie na panujący w południowej Afryce kryzys zwracali zresztą uwagę misjonarze i przedstawiciele organizacji humanitarnych.

W Izbie Gmin Lloyd George oznajmił nawet, iż: "Stosowanie terminu »uchodźcy« w stosunku do tych obozów jest szczytem samooszukiwania się. To nie są żadne obozy dla uchodźców. To obozy koncentracyjne założone przez armię w wyniku działań wojskowych na polu walki". Nie zmieniło to jednak sytuacji w placówkach. Andrea Pitzer wylicza:

Do chwili zawarcia pokoju na stepie powstało w sumie sześćdziesiąt sześć obozów, w których przetrzymywano ponad sto piętnaście tysięcy czarnych Afrykanów. Z tej liczby nie przeżyło ponad czternaście tysięcy, czyli około 12% tych, którzy przeszli przez obozy.

Krwawe żniwo zebrały też obozy przeznaczone dla potomków Holendrów. Według szacunków historyka Petera Warwicka, które Pitzer przywołuje w swojej książce "Noc, która się nie kończy":

Do chwili kapitulacji Burów, która nastąpiła w ostatnim dniu maja 1902 roku, (...) zmarło ponad dwadzieścia siedem tysięcy internowanych Burów, a więc "prawdopodobnie dwa razy więcej od liczby poległych na polu walki po obu stronach", a zarazem około 10% ludności. Prawie 80% zmarłych stanowiły dzieci.

II wojna burska stała się preludium dla kolejnych tragicznych wydarzeń XX wieku - tych znanych, jak holokaust Żydów podczas II światowego konfliktu, i tych zapomnianych - jak brutalne tłumienie buntu Hererów w Niemieckiej Afryce Południowo-Zachodniej. Jedno pozostało niezmienne - bestialski charakter obozów koncentracyjnych, które w wielu częściach globu nadal działają...

Spodobał ci się artykuł? Zobacz również: W tym obozie śmierć przez zagazowanie należała do najlżejszych, a więźniowie transportowani z KL Auschwitz błagali o możliwość powrotu.

Maria Procner - Redaktor i publicystka, autorka tekstów popularnonaukowych. Absolwentka dziennikarstwa i psychologii na Uniwersytecie Wrocławskim. Była redaktor prowadząca magazynów "Świat Wiedzy Historia", "Świat Wiedzy Ludzie" oraz "Świat Wiedzy Sekrety Medycyny".

***Zobacz także***

Ciekawostki Historyczne
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy