"Król z Five Points" - najlepszy kieszonkowiec w dziejach

Syn mordercy i alkoholiczki kradł i oszukiwał bez umiaru. Później z tym zerwał i pracował na rzecz zapobiegania przestępczości.

George Washington Appo przyszedł na świat 4 lipca 1856 roku w New Haven, w stanie Connecticut (USA). Jego ojciec, Chińczyk Lee Ah Bow, bardziej znany jako Quimbo Appo, handlował herbatą. Pochodził z prowincji Zeijang i był jednym z pierwszych Chińczyków, którzy w latach 40. XIX wieku osiedlili się w San Francisco.

Później przeniósł się na Wschodnie Wybrzeże USA i mieszkał najpierw w Bostonie, a od 1854 roku właśnie w New Haven. Uchodził za pracowitego i uczciwego handlowca - cieszył się dobrą opinią wśród chińskiej społeczności oraz władz, które od czasu do czasu zatrudniały go jako tłumacza.

Reklama

Koszmar dzieciństwa

Kilka tygodni po urodzeniu się pierwszego dziecka, George’a, rodzina Appo przeprowadziła się do Nowego Jorku, na Manhattan, i zamieszkała w Five Points, dzielnicy biedaków, w większości imigrantów z Europy i Azji. Tamtejsze grupy etniczne nawzajem się zwalczały i często dochodziło do konfliktów z użyciem broni.

W nowym mieście małżeństwo państwa Appo zaczęło się rozpadać. W 1859 roku, kiedy George miał zaledwie 3 lata, doszło do awantury między jego ojcem i pijaną matką. Quimbo wpadł w morderczy szał, pobił żonę, a gospodynię domu, która wmieszała się do ich sporu, zabił. Dwóch innych lokatorów zranił. Za te przestępstwa został początkowo skazany na karę śmierci, ale po apelacji zamieniono wyrok na 10 lat więzienia. Po 4 latach (odsiadkę mu skrócono) wyszedł na wolność.

Quimbo Appo, po dwóch dalszych morderstwach, licznych aktach przemocy i wieloletnich karach więzienia, awansował do rangi najbardziej znanego Chińczyka w mieście, zyskując ponure przydomki: "Diabelski Chińczyk" i "Diabeł Appo". Wylądował w końcu w więziennym zakładzie psychiatrycznym Matteawan State Hospital, gdzie w silnie rozwiniętym stadium choroby psychicznej w 1912 roku zakończył swój burzliwy żywot.

Jego syn George, po śmierci matki i siostry, pozostał praktycznie sam. Ponieważ ojciec przebywał wtedy w więzieniu, mały został oddany na wychowanie do obcej rodziny, zamieszkałej przy nieistniejącej już ulicy Donovan’s Lane, zwanej "uliczką morderców", najnędzniejszym zaułku w Five Points.

Po latach George Appo wspominał: "Ja nie byłem wychowywany, tylko ćwiczony kijem". Chłopiec nigdy nie chodził do szkoły, a umiejętność pisania i czytania nabył w czasie późniejszych licznych kar więzienia dzięki swojej ambicji i pomocy współwięźniów.

Kradzież jak narkotyk

Wieku 6 lat George zaczął samodzielnie zarabiać na życie jako gazeciarz. Niedługo potem, wraz z zaprzyjaźnionym irlandzkim chłopcem nazwiskiem George Dolan, przyłączył się do ulicznego gangu, jakich wiele grasowało w dzielnicy. Tym sposobem wkrótce wyuczył się fachu kieszonkowca. Wspominając po latach swoją "profesję", powiedział, że była ona dla niego jak narkotyk...

Już jako chłopiec pił alkohol, a gdy miał kilkanaście lat, uzależnił się od opium. Oprócz złodziejstwa zajmował się także werbowaniem klientów do chińskich palarni opium w nowojorskiej dzielnicy Chinatown. Musiał sobie nieźle radzić w złodziejskim fachu, gdyż dopiero po kilku latach, w 1872 roku, został po raz pierwszy aresztowany.

Skazano go wtedy na pobyt w pływającym domu poprawczym, który znajdował się na statku "Mercury". W tym przybytku doświadczył surowej dyscypliny, prawie żadnej edukacji. Został ofiarą molestowania seksualnego. Po 14 miesiącach, za dobre sprawowanie (uratował kolegę przed utonięciem) został przedterminowo zwolniony.

Próba resocjalizacji młodzieńca najwidoczniej się nie powiodła, ponieważ tuż po wyjściu na wolność George Appo powrócił do swojego złodziejskiego zajęcia. W kwietniu 1874 roku został ponownie aresztowany i tym razem jako recydywista skazany na 2,5 roku przymusowej pracy. A że był niewielkiego wzrostu i wątłej postury, musiano uszyć mu na miarę strój więzienny.

Za dobre sprawowanie w kwietniu 1876 roku Appo został przed końcem kary zwolniony. Zaledwie miesiąc później wpadł po raz kolejny. Okradł pewnego mężczyznę, ale tamten się zorientował i postanowił odzyskać swoją własność. Wytropił Appo i postrzelił go podczas pościgu. Ranny George uniknął aresztowania tylko dlatego, że schronił się w domu zaprzyjaźnionej rodziny, gdzie ukrył się pod... łóżkiem.

8 miesięcy później, przyłapany na kradzieży, został zatrzymany i ponownie skazany na 2,5 roku przymusowych robót. Wyrok odbył w Clinton Correctional Facility w Dannemora pod Nowym Jorkiem, w "nowojorskiej Syberii" - więzieniu zwanym tak ze względu na panującą tam niską temperaturę.

Za kratami George nie miał lekkiego życia. Pewnego dnia pobili go pijani strażnicy, poza tym cierpiał z powodu odstawienia narkotyków. Jeden z lekarzy więziennych wspomniał po latach, że jego krzyki nie pozwalały współwięźniom spać.

Więzienna odyseja

22-letni Appo, według jego własnych słów, "fizyczny wrak i zraniony na całe życie", w styczniu 1879 roku ponownie wychodzi na wolność. Ale to nie koniec jego potyczek z wymiarem sprawiedliwości. Zaledwie  półtora roku później, w sierpniu 1880 roku, ponownie trafia za kratki. Tym razem ciąży na nim podejrzenie, za które może go spotkać kara śmierci - George zostaje aresztowany pod zarzutem ciężkiego zranienia nożem w brzuch pewnego karcianego szulera. Oskarżony o próbę morderstwa, zostaje w końcu uniewinniony, ponieważ sąd dopatrzył się działania w obronie własnej.

W kwietniu 1882 roku znów staje przed sądem pod zarzutem poważnej kradzieży i dostaje wyrok 3,5 roku pozbawienia wolności. Karę odbywa w sławetnym, najbardziej strzeżonym więzieniu amerykańskim Sing Sing (jego nazwa pochodzi z indiańskiego narzecza i oznacza "kamień na kamieniu"), leżącym nad rzeką Hudson i oddalonym o 50 kilometrów od Nowego Jorku.

Tam Appo jest również maltretowany przez służbę więzienną, a jeden ze strażników wybija mu łopatą przednie zęby. Kompletnie załamany próbuje pozbawić się życia za pomocą mikstury z opium.

Późna nauka

W tym czasie powstaje specjalna komisja, której zadaniem jest zbadanie warunków panujących w nowojorskich zakładach karnych i nadużyć służby więziennej. Na początku 1883 roku jednym ze świadków, który zeznaje przed tą komisją, jest właśnie George Appo. Organ ten działał dość skutecznie, a dzięki jego interwencji w stanowych zakładach karnych zostały usunięte największe nadużycia i nieprawidłowości.

Pobyt w więzieniu kieszonkowiec wykorzystuje na samokształcenie. Zaczyna się również interesować kwestiami moralnymi i religijnymi. Ze względu na dobre zachowanie w grudniu 1884 roku wychodzi na wolność i dzięki listowi rekomendacyjnemu dyrekcji zakładu karnego próbuje znaleźć zajęcie jako marynarz. Nic z tego nie wychodzi, ale wkrótce udaje mu się zdobyć posadę w fabryce kapeluszy. Nie zagrzewa jednak długo miejsca w "normalnej" pracy - składa wymówienie z powodu, jak to sam określił, "niesłusznego posądzenia o kradzież".

Jego przestępcza "kariera" i więzienna odyseja trwają. Oskarżony o kradzież biżuterii w Filadelfii, Appo zostaje skazany i trafia do jednego z bardziej znanych więzień amerykańskich - Eastern State Penitentiary w Filadelfii. Odsiaduje karę do roku 1887 w pojedynczej celi. Niedługo po wyjściu... ląduje ponownie za kratkami.

Jeszcze w więzieniu, na początku 1884 roku, 27-letni Appo wszedł w środowisko zawodowych oszustów. Od nich nauczył się m.in. triku z zamianą pieniędzy na bezwartościowy papier, zwanego po angielsku flim flam game. Nabył także umiejętności oszukańczej gry w kości i grania znaczonymi kartami. A później, już na wolności, w środowisku narkomanów poznał też grupę kanciarzy, skupionych wokół dilera opium nazwiskiem Barney McGuire, którzy prowadzili "grę w zielone" (green goods game), czyli trudnili się fałszowaniem banknotów dolarowych.

Przekręt z "zieleniną" był bardzo rozpowszechniony w Ameryce XIX wieku i podobny do triku z fabrykowaniem fałszywych dolarów za pomocą specjalnie skonstruowanej maszynki. Oszuści opracowali następującą metodę: twierdzili, że są w posiadaniu płyt drukarskich, skradzionych z amerykańskiej wytwórni banknotów, i przy ich użyciu mogą produkować kopie prawdziwych dolarów.

Duplikaty tych rzekomo prawdziwych banknotów były wysyłane pocztą bogatym amerykańskim prowincjuszom po opłaceniu 10% ich nominalnej wartości. Przestępcy nazwiska i adresy brali z lokalnych książek adresowych. Kiedy jakiś klient zapłacił prawdziwymi pieniędzmi, oszuści, stosując sztuczkę z zamianą paczek, wręczali mu kawałki bezwartościowego papieru. Zwykle ofiara oszustwa nie miała odwagi zgłosić się na policję...

Czasami dziennie udawało się Appo "załatwić" do sześciu klientów. Używał w tym czasie różnych ksyw, między innymi George Leon i George Wilson. Jego kompani nazywali go "Little George" (Mały George). Większość zdobytych pieniędzy trwonił w nocnych lokalach i na narkotyki. Co i rusz wplątywał się w bijatyki, nierzadko z użyciem noża. Wraz ze swoją przyjaciółką, Sarą Jane Miller, prowadził tak intensywne i pełne ekscesów życie, że pewnego dnia kobieta doznała załamania psychicznego i musiała pójść na jakiś czas do szpitala.

Biznes z "zieleniną" nie był zajęciem tak bezpiecznym, jakby się mogło wydawać. Wśród ofiar oszustów zdarzali się ludzie, którym puszczały nerwy. Tak zdarzyło się z pewnym szeryfem z prowincji, który, przejrzawszy trik, dźgnął Appo nożem. W grudniu 1892 roku hochsztapler został z kolei postrzelony w brzuch, a na początku lutego 1893 zraniony nożem w New Jersey.

Kilka dni później w hotelu w miasteczku Poughkeepsie Appo miał wyjątkowego pecha - dwaj "klienci" z Greenville w Południowej Karolinie, którym oszust miał towarzyszyć z Poughkeepsie do Nowego Jorku, podejrzewali przekręt. Doszło do kłótni i w pewnym momencie jeden z nich wyciągnął rewolwer i strzelił George’owi z bliskiej odległości w głowę. Pocisk wszedł przez prawe oko i utkwił w czaszce. Jeszcze przytomnego zabrano go do szpitala. Na skutek tego postrzału Appo do końca życia widział świat jednym okiem.

Po ostatnim pobycie w więzieniu w psychice Appo zaszła istotna metamorfoza. Postanowił radykalnie zmienić swoje życie. Jak napisał później w swojej autobiografii: "Cóż ze mnie był za dureń, żeby znowu wrócić do fajki z opium po tym, jak tak długo się bez niej obywałem. (...) Kiedy mi tak łatwo i często przychodzi porzucanie nałogu palenia opium, dlaczego nie zdobyć się na odwagę, aby skończyć z przestępczym życiem?".

Lecz zrealizowanie tych szlachetnych postanowień okazało się niezwykle trudne - wszystkie podejmowane przez niego próby porzucenia picia i palenia opium zakończyły się niepowodzeniem.

W roku 1894 senator Clarence Lexow powołał komisję śledczą (zwaną Lexow Commitee) w celu zbadania korupcji panującej w nowojorskiej policji. Jednym z najważniejszych świadków, którzy zeznawali przed Lexow Commitee, był dopiero co zwolniony z więzienia, przedwcześnie posiwiały George Appo. "Na głodzie" (od ponad 10 miesięcy nie zażywał narkotyków) zachowywał się tak nerwowo, że pozwolono mu zażyć porcję opium. To go uspokoiło i zaczął zeznawać.

Opowiedział ze szczegółami o działaniu "zielonego biznesu", wymieniając miejsca i nazwiska ludzi, którzy współpracowali z bandą. Zapytany o kompanów, jako good fellow, milczał. Nie wydał również przekupionych nowojorskich policjantów, ale opisał ze szczegółami ochronę, jaką zapewniali członkom gangu.

George opowiedział dużo mniej niż wiedział, ale publikacja raportu komisji mocno wzburzyła jego kompanów oraz skorumpowanych funkcjonariuszy. Appo i członkowie komisji liczyli się z aktami zemsty. Jedna z gazet podała, że stawiano nawet zakłady, że skruszony oszust nie dożyje roku 1895. Pojawiły się pogłoski, że Appo został uprowadzony. Rzeczywiście, starzy kumple deptali mu po piętach, ale jednocześnie agenci komisji zapewniali mu ochronę i - na wypadek dalszych jego zeznań - mieli za zadanie trzymać go z daleka od opium.

Na przełomie XIX i XX wieku George Appo zaczyna powoli popadać w zapomnienie i jego sława blednie. Starania Appo o "uczciwą" pracę w końcu zostają uwieńczone powodzeniem: w 1901 roku otrzymuje posadę pomocnika kościelnego w jednej z nowojorskich parafii, za wynagrodzeniem 15 dolarów miesięcznie plus darmowe lokum. 

Pomogła mu pewna wdowa po generale, niejaka Rebecca Salome Foster, znana jako "Anioł grobów". Odwiedzała George’a, jeszcze kiedy przebywał w więzieniu, i przynosiła mu książki.

Kiedy pani Foster zginęła niespodziewanie w pożarze hotelu, w 1902 roku, Appo był jednym z uczestników pogrzebu i ze swojego skromnego zarobku ofiarował dolara na pomnik upamiętniający tę pełną miłosierdzia kobietę.

Po jej śmierci skruszony przestępca znów zaczął dawać odczyty i wywiady, głównie na temat złodziejstwa kieszonkowego. Ostrzegał w nich przed niebezpieczeństwem, ale nie mógł się przy tym powstrzymać od opisywania dreszczyku, jaki przy akcie kradzieży towarzyszy kieszonkowcowi.

W roku 1916, mimo braków w wykształceniu, Appo napisał i opublikował bez niczyjej pomocy swoją autobiografię, która cieszyła się sporą poczytnością.

Pierwsze zapiski do tego prawie 100-stronicowego dziełka pochodziły jeszcze z lat 90. poprzedniego wieku; do pisania zachęcił go jego opiekun, Frank Moss. Pomimo pewnych niedoskonałości stylistycznych tekstu chwalono zmysł dramatyczny i zdolności narracyjne autora.

W 1912 roku pojawiła się w Nowym Jorku pogłoska o śmierci Appo w zakładzie psychiatrycznym. Jak się okazało, zaszła pomyłka, zmarł nie on, lecz jego ojciec Quimbo. "Little George" przeżył ojca o 18 lat i zmarł śmiercią naturalną w biedzie i zapomnieniu, przeżywszy prawie 74 lata. Imponujący to zaiste wiek i osobliwy rodzaj śmierci jak na człowieka, który był alkoholikiem i narkomanem, dwukrotnie targnął się na swoje życie, padał wielokrotnie ofiarą zamachów i żył przez 37 lat z kulą w głowie.

Howard C. Baker, szef Towarzystwa Zwalczania Przestępczości, jedyny w tym czasie przyjaciel Appo, postarał się o to, aby zmarłego nie pochowano w grobie dla ubogich, lecz na prestiżowym cmentarzu Mount Hope Cemetery, leżącym w miejscowości Hastings-on-Hudson, oddalonej o 40 kilometrów od Nowego Jorku.

Andrzej Poll

Śledztwo
Dowiedz się więcej na temat: śledztwo | historia | kara więzienia | kradzież | zbrodnie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy