Laboratorium nazistowskiego lekarza
Przez ostatnie kilkadziesiąt lat liczni poszukiwacze starali się trafić na ślad dolnośląskiego laboratorium naczelnego lekarza medycyny lotniczej. Wymieniano kolejne miejsca, gdzie nazistowski profesor miał przeprowadzać badania nad odpornością ludzkiego ciała celem udoskonalenia kilku projektów Wunderwaffe.
Badania nad spadkiem ciśnienia
Funkcjonował również "Wydział histofizjologii" zajmujący się zagadnieniami funkcjonowania tkanek, zaopatrywaniem tkanek w tlen, odpornością na duże wysokości i elektroencefalografią. Kolejny wydział - "fizjologii oddychania i układu krążenia" stosował techniki pomiarowe i przeprowadzał badania naukowe nad spadkiem ciśnienia. "Wydział do spraw lotów doświadczalnych i problemów praktycznych" miał za zadanie sprawdzać oddziaływanie organizmu na zatrucie tlenem, badać przyczyny i skutki wypadków na dużych wysokościach, analizować następstwa katastrof morskich, m.in. sposoby zwalczania pragnienia. Z kolei "Wydział fizjologii żywienia" skupiał się na wypracowaniu specjalnego pakietu żywnościowego dla pilotów i ogólnych problemach żywienia żołnierzy. "Zewnętrzny wydział fizjologii lotniczej" badał ogólną fizjologię oddychania i układu krążenia, konsekwencje niedotlenienia i wyziębienia organizmu. "Zewnętrzny wydział badań nad mózgiem" zajmował się fizjologią i patologią centralnego systemu nerwowego. Wśród pozostałych wydziałów warto jeszcze wspomnieć o "Wydziale badań nad dużymi wysokościami", czy "Wydziale do spraw badań nad przyspieszeniem".
Wytrzymałość ludzkiego organizmu
Mężczyzna w środku zostaje nagle "przeniesiony" na wysokość 9000 metrów. A mężczyzna po lewej stronie od razu na wysokość 11000 metrów. Stopery są włączone. Doświadczenie rozpoczęte. Najpierw mężczyzna na 11000. (...) Teraz zaczyna intensywniej oddychać. Już zapadł na chorobę wysokościową. (...) Natychmiastowy dopływ świeżego powietrza ratuje go od utraty świadomości. To stało się po 150 sekundach". Te oraz podobne badania przeprowadzone na zlecenie Luftwaffe miały na celu znalezienie odpowiedzi na pytanie, jak wielkim obciążeniom mogą być poddawani piloci, i zarazem jak długo mogą przeżyć w powietrzu ubogim w tlen i przy niskim ciśnieniu.
Doświadczenia na ludziach
O pracy niemieckich naukowców w Dachau, wspominał po wojnie były więzień Stalislav Zamecnik: "Rascher przybierał maskę sympatycznego człowieka. Rodzaj jego doświadczeń wymagał od osób badanych pewnej współpracy. Nawet gdy w komorze podciśnień chwytali z trudem powietrze albo marzli w lodowatej wodzie, musieli opisywać swoje odczucia. (...) Było konieczne, aby ofiara wierzyła, że doświadczenie nie jest w żadnej mierze niebezpieczne, choć za drzwiami leżały już nosze przygotowane do odtransportowania zwłok".
Lot na rakiecie w... podziemiach zamku
Po nasileniu się nalotów na Berlin w 1944 roku prof. Strughold, po konsultacji z kadrą dowódczą Luftwaffe, podjął decyzję o przeniesieniu urządzeń i dokumentacji do jednego ze śląskich majątków, który był położony z dala od bombardowanych dużych miast III Rzeszy. Ponieważ miejsce było tajne, nikt nie miał pojęcia o tym, gdzie dokładnie znajdował się ośrodek badań słynnego naukowca. Pierwszy impuls do podjęcia poszukiwań dała słynna książka Krzysztofa Kąkolewskiego "Co u Pana słychać?", będąca zapisem wywiadów, jakie autor przeprowadził w latach 70. głównie w RFN z byłymi wojskowymi, naukowcami i funkcjonariuszami aparatu administracyjnego III Rzeszy, którzy w czasie II wojny światowej popełniali zbrodnie na ziemiach polskich i w innych krajach. Jednym z rozmówców był Hubert Strughold.
Czy to był Książ?
Autor, próbując za wszelką cenę obronić swą hipotezę, przeinacza nazewnictwo tytułów arystokratycznych. Strughold wyraźnie wspominał o baronowej, której tytuł stał niżej w hierarchii od hrabiny, a tym bardziej od księżnej. Naukowiec na pewno zapamiętałby księżną Daisy z Książa, która była przedstawicielką jednego z najsłynniejszych rodów w tej części Europy. Dodajmy, że niemiecki tytuł grafiny (żony grafa) to odpowiednik hrabiny, a nie księżnej, jak sugeruje autor. Z kolei przypuszczenia, że podziemia Książa były jedynymi możliwymi do pomieszczenia urządzeń Strugholda są nieprawdziwe.
Fantastyczne historie o fabryce Wunderwaffe
Dla nas ważniejszym tropem są słowa profesora o baronowej, która oddała (czytaj: użyczyła) swoją rezydencję na potrzeby badań naukowych. Tym samym zabranie przez nazistów zamku księżnej Daisy należy uznać za kolejną nadinterpretację autora kilku książek o wojennych zagadkach Dolnego Śląska.
Jeszcze ciekawsze jest to, że Pan Rostkowski w tej samej publikacji przedstawił trzecie miejsce pracy niemieckiego naukowca! Do interesującego odkrycia miało dojść w budynku położonym przy Grand Hotelu w Szczawnie-Zdroju: "Coś w podświadomości mówiło mi, że jestem na dobrym tropie, że idę za cieniem Hubertusa Strugholda. (...) Zaczęliśmy od schronu pod sanatorium (...), gdzie rozpoczęto podobno jakieś ważne i tajne prace dla Luftwaffe. To była informacja najwyższej wagi, ale cóż ja mogłem z nią zrobić? Nie miałem żadnego dokumentu, jedynie tę ustną relację z drugiej ręki. (...) Podczas penetracji piwnic otwarto przede mną jedne z wielu drzwi w korytarzu (...) i ugięły się pode mną nogi. (...) Ciężkie drzwi z małym judaszem i dużym, przypominającym kierownicę kołem.
Naciągana historia
Na koniec warto przytoczyć jeszcze jedną opowieść o pobycie Hubertusa Strugholda na Dolnym Śląsku: "Od połowy wojny właściciele okolicznych dóbr udostępnili zamek Grodno armii. Był punktem obserwacyjnym i stacją łączności radiowej. Z jakichś względów nie łączy się go z tajemniczą budową "Riese" w Górach Sowich (...) i Hubertusem Strugholdem, badaczem medycyny lotniczej. (...) Podejrzewanych było kilkanaście miejsc, łącznie z zamkiem Książ, który nazywać "zamkiem baronowej" byłoby, ze względu na światową sławę jego i jego właścicieli - książąt von Pless, szczytem ignorancji.
Czy sąsiedztwo tajemniczego "Riese", zapas surowców i energii (z pobliskiej zapory - przyp. Sz.W.) oraz dzisiejszy brak zamkowych podziemi, a także dziwne milczenie w tej kwestii nie są jakimś sygnałem?". Niestety nie są! W wydanej w 2009 roku skromnej publikacji autorstwa Bartłomieja Faberskiego przytoczone "argumenty" nijak się mają do naciąganej historii o pobycie prof. Strugholda na zamku Grodno. Autor wspominając o właścicielach okolicznych dóbr zapomniał uzasadnić sens określenia "zamek baronowej" oraz próbował na wyrost łączyć Grodno z kompleksem "Riese". Pozostaje zatem zasadnicze pytanie: w jakim zamku znajdowały się laboratoria niemieckiego profesora?
Mury o grubości metra
Specjalne życzenia Strugholda
Po hrabinie von Schmettow, ok. 1845 roku właścicielem pałacu był wrocławski bankier Arnold Lüschwitz, zaś później kapitan piechoty August von Braufe oraz porucznik Hermann Krause (1894-1898). Po nim we wsi pojawił się niejaki Branse, bogaty śpiewak operowy, który na starość zajął się... specjalistyczną hodowlą ziemniaków. Po początkowych sukcesach przyszła zła passa i musiał sprzedać majątek w 1900 roku. Pięć lat później (1905) zadłużone dobra nabyła Ella Luise von Pritwitz-Graffron z domu Kaestner, która posiadała pałac w Rząsinach przez kolejne dekady.
W 1944 roku na specjalne życzenia Hubertusa Strugholda do wsi przyjechał prof. Autrum. Wcześniej jednak niemiecki naukowiec przewiózł aparaturę badawczą do gospodarza we wsi Klaistow koło Poczdamu, gdzie mieszkała jego żona z córką. Następnie za pomocą oddanego mu do dyspozycji przez Strugholda ciężarowego samochodu napędzanego gazem drzewnym przetransportował cenne urządzenia do Rząsin. Wśród przewożonego sprzętu znajdował się - według Autruma pierwszy na świecie - wzmacniacz napięcia prądu stałego dużej mocy, który służył do wzmacniania niewielkiego napięcia powstającego na gałce ocznej.
Bez słowa krytyki
Autrum był zafascynowany osobą Strugholda i w swych wspomnieniach bez słowa krytyki wypowiadał się o każdej jego decyzji zapadłej w Rząsinach: "Strughold był życzliwy - o ile poważnie się podchodziło do pracy. Kto zajmuje się nauką i ją bada, musi - tak jak Strughold - nie tylko pozostawić za sobą sprawy poboczne (...). Gdy pewna asystentka poskarżyła się u niego, że przyrządza kawę 4 razy dziennie "szefowi", i że to nie należy do jej obowiązków, to nakazał jej, aby przyrządzała tyle kawy, na ile on będzie miał ochotę. Naukowiec bowiem nie martwi się o takie błahostki. Ponadto jego czas jest zbyt cenny i ucierpiałyby na tym badania".
Nie samą pracą...
Przed domem naszego gospodarza zatarasowano drogę zgodnie ze starym zwyczajem deskami, belkami i zaroślami. Nowo zaślubiony musiał najpierw się napracować, aby dotrzeć do domu swojej żony". Autrum wraz z żoną i poszczególnymi pracownikami, od czasu do czasu opuszczał kompleks pałacowy, by po "naładowaniu baterii" z większą energią wrócić do badań:
Zabawa niemieckich naukowców i ich pomocników to tylko barwne tło trudnego życia codziennego, pełnego żmudnych i wielogodzinnych badań. Zwłaszcza dla Strugholda badania miały pierwszorzędne znaczenie. Interesowały go nie tylko wyniki prac prowadzonych w pałacu, ale również w okolicznych miejscowościach. O tym w kolejnym artykule...
Szymon Wrzesiński
Autor za pomoc w przygotowaniu artykułu dziękuje pani Małgorzacie Stankiewicz, autorce książki: "Gościszów. Dzieje zamku" (2009).
Tytuł oraz śródtytuły pochodzą od redakcji portalu INTERIA.PL
Tekst ukazał się w magazynie "Odkrywca" pod tytułem "Z Berlina na Dolny Śląsk"