Pod koniec lat 60. w Niemczech zachodnich zaprezentowano nowy lekki pojazd ciężarowy - mercedes-benz seria T2. Ten popularny mercedes na kilka dziesięcioleci zyskał rzeszę klientów w różnych branżach oraz stał się koniem roboczym wielu przedsiębiorstw i jednostek ratowniczych.
W Polsce nowe pojazdy w wersji mikrobus trafiły na wyposażenie min. Biura Ochrony Rządu czy państwowego Orbisu. Jako karetki, głównie używane, zostały podarowane do kilku stacji pogotowia ratunkowego.
T2 pierwszej generacji były produkowane od 1967 roku aż do 1986 roku, kiedy zastąpiła go druga generacja, ostatecznie nazwana vario. Pojazd zyskał przydomek "pancerny" przez to, że potrafił znieść nawet katorżniczą pracę. Osadzone na ramie nadwozie, z umieszczonym z przodu silnikiem dawało radę z każdym zadaniem.
Sercem pojazdu były zarówno silniki benzynowe jak i wysokoprężne. Tradycyjnie w konstrukcji zastosowano napęd na tylne koła, oraz różne wersje nadwoziowe typu furgon, bus, oraz ramę pod specjalistyczne zabudowy z pojedynczą lub podwójną kabiną. Mercedesy były produkowane w wielu miejscach m.in. niemieckich fabrykach w Dusseldorfie, hiszpańskim Alcobendas, wenezuelskiej Barcelonie i argentyńskim Buenos Aires. W 1981 roku pierwsza generacja doczekała się faceliftingu przedniej części nadwozia, która dostosowywała go do ówczesnej linii marki.
W Polsce nowe t2 były nieosiągalne nawet dla państwowych przedsiębiorstw, choć oczywiście i tu zdarzały się wyjątki. Tego typu pojazdy są znane m.in. z taboru państwowego "Orbisu", oraz z wyposażeniu Biura Ochrony Rządu do przewozu większych delegacji, czy zabezpieczenia wizyt Papieża Jana Pawła II. Na wielu filmach czy fotografiach widać charakterystyczne biało-niebieskie busiki na bazie mercedesa. W miarę upływu lat używane pojazdy tego typu spływały coraz częściej na rynek krajowy. Znalazły zastosowanie jako podmiejskie busy, na przeróżnych budowanych, pracach drogowych, czy autolawetach.
Te ostatnie były szczególnie lubiane za duże możliwości ładunku, nawet mocno ponad oficjalne parametry. Realnie mocno przeciążony t2 dawał radę i nieraz przewoził dużo większe od siebie pojazdy czy inne ładunki. Pojawiły się też karetki, głównie jako dary z państw zachodnich. I tak np. Wojewódzkie Kolumny Transportu Sanitarnego w Nowym Sączu i Opolu użytkowały t2 z wysokim dachem w wersji rettungswagen.
Oczywiście poza pozytywnymi aspektami użytkowania mercedesów w tym przypadku były też minusy. Pojazdy mocno przekraczające masą całkowitą 3,5 t potrzebowały już kierowców z ciężarowym prawem jazdy. Nie każdy zatem kierowca zasiadający np. za kierownicą reanimacyjnej nysy mógł nimi jeździć. Pojawiło się też klika fabrycznie nowych ambulansów na bazie t2 w zabudowie fińskiego Tamro.
Na przełomie lat 70. i 80. dwie takie karetki zakupił KGHM. Jedna z nich stacjonowała w Hucie Miedzi w Głogowie, natomiast druga jeździła w Szpitalu MCZ. Ta ostatnia zagrała w filmie "Klątwa doliny węży" kręconym we Wrocławiu. Prawdopodobnie jeden taki egzemplarz służył też na terenie Warszawy w wersji reanimacyjnej.
Zalety nowego mercedesa szybko dostrzegli producenci specjalistycznych wersji pożarniczych. Zwinne małe auto ciężarowe z dużym udźwigiem było idealne do zabudowy na platformy gaśnicze. Najpopularniejsza stała się wersja z podwójną brygadową kabiną, oraz zbiornikiem na środek gaśniczy z tyłu. Przed kabiną kierowcy zainstalowano wydajną autopompę. Jak wspomina Przemysław Pryk z Muzeum Ratownictwa mercedes to solidny mały strażak.
- Mercedesy tego typu były przede wszystkim bardzo dobrze zaprojektowane. Doskonale wyważone z rozłożonym najlepiej jak tylko się da sprzętem ratowniczym. Pojazd na ramie, z przodu silnik i kabina załogi, a z tyłu mały zbiornik na środek gaśniczy obudowany skrytkami z roletami po bokach. W porównaniu do dostępnych w tym czasie polskich pojazdów to taki pośredni między żukiem, a większymi starami. Niestety do Polski trafiły już pojazdy tylko używane, głównie do jednostek OSP. Często zastępowały właśnie poczciwe żuki, mogły od nich zabrać więcej sprzętu, ludzi i zazwyczaj miały zamontowaną wydajną autopompę.
Najpopularniejsze zabudowy powstawały w niemieckich zakładach Ziegler, Bachert, Metz i austriackich Rosenbauer. Co ciekawe pojazdy takie były też na wyposażeniu niemieckiej policji federalnej, niemieckiego i bawarskiego czerwonego krzyża czy wyspecjalizowanej formacji do zwalczania katastrof i ratownictwa THW - Technisches Hilfswerk. T2 pierwszej generacji, choć mogą wydawać się archaiczne, nadal służą ochotnikom w wielu miejscowościach w Polsce, skutecznie niosąc pomoc w razie pożarów czy wypadków drogowych. Prosta i niezawodna konstrukcja doczekała się w 1986 roku kolejnej generacji, jeszcze bardziej udoskonalonej.
Wspomniany wcześniej egzemplarz z Nowego Sącza udało się przypadkiem namierzyć i było to znalezisko dość sensacyjne, gdyż unikatowa karetka w zabudowie firmy Binz odnaleziona została na składowisku starych opon. Spod sterty wystawał jedynie dach i część lewej strony pojazdu.
Jest to prawdopodobnie jedyny tego typu zachowany ambulans w Polsce i jeden z niewielu zachowanych w Europie. Jego malowanie wskazuje na wcześniejsze użytkowanie w niemieckiej straży pożarnej.
Szanse na to, by mercedes ze składowiska trafił do Muzeum Ratownictwa są - niestety - nikłe. Ekscentryczny właściciel posesji zdążył już zezłomować wiele unikatowych pojazdów, więc wiele wskazuje na to, że i ratownicze 409 czeka podobny los.
W zbiorach Muzeum Ratownictwa znajduje się egzemplarz w wersji pojazdu pożarniczego na bazie Mercedes-Benz 409. Jest to dar Gminy Ropczyce woj. Podkarpackie gdzie kilka lat służył w Ochotniczej Straży Pożarnej Gnojnica Dolna. Zabudowę wykonała niemiecka firma Ziegler.
O autorze
Łukasz Pieniążek jest inicjatorem powstania i współzałożycielem Muzeum Ratownictwa w Krakowie. Absolwent Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie. Artykułem o historii reanimacyjnej Nysy rozpoczął serię swoich tekstów, które co tydzień pojawiać będą się w serwisie Menway.interia.pl.