Muzeum lotnictwa i techniki Vyskov: Strażacki żuk odnaleziony

Zaniedbany, zdewastowany strażacki żuk w czeskim muzeum Vyskov /Krakowskie Muzeum Ratownictwa /INTERIA.PL
Reklama

Na terenie byłego wojskowego lotniska Vyskov znajduje się muzeum gromadzące perły techniki lotniczej. Nie spodziewałem się jednak, że odnajdę tu prawdziwego rodzynka - strażackiego żuka rodem z Polski.

Muzeum mieści się w doskonale widocznym z drogi kompleksie Ołomuniec - Brno. Przejeżdżając nie sposób nie zauważyć wielkich ogonów transportowych ił-ów 14 czy całej alei MIG-ów używanych niegdyś przez lotnictwo wojskowe Czechosłowacji. Żeby tam dojechać trzeba nieco zboczyć z głównej drogi i przejechać krętymi uliczkami małego miasteczka o tej samej nazwie.

Co ciekawe, samo lotnisko jest nadal czynne, choć teraz jest aeroklubowe. Wysiadając z samochodu można poczuć zapach lotniczej nafty, a nawet usłyszeć rozruch silników zgromadzonych w hangarze samolotów. Podchodząca do lądowania maszyna na tle swoich starszych, muzealnych braci to przepiękny widok.

Reklama

Część muzealna jest oddzielona od tej stricte lotniczej. Na wejściu wita groźny, choć wybebeszony, mig-23 niegdyś duma lotnictwa wojsk układu warszawskiego. Tego typu maszyny o zmiennej geometrii skrzydeł i potężnym silniku odrzutowym służyły też u nas, z biało czerwoną szachownicą na ogonie. Zaraz potem stoją ustawione fragmenty maszyn niemieckich, radzieckich i amerykańskich rozbitych na terenie byłej Czechosłowacji. To prawdziwa lotnicza archeologia zobaczyć fragmenty latającej fortecy, czy latającego czołgu jak nazywany był radziecki ił-2.

Muzeum tworzone jest przez prawdziwych pasjonatów, bez państwowych dotacji i wielkiego wsparcia. Na pierwszy rzut oka można powiedzieć, że panuje tam chaos. Poukładane na betonie lotnicze części, fragmenty samolotów, silniki, a z drugiej strony kilka alejek samolotów i śmigłowców. Nie znajdziemy tutaj nowoczesnej multimedialnej ekspozycji, nie wypijemy kawy w muzealnej kawiarni... Ale za to możemy ją wypić sami z termosu, wśród reliktów minionej epoki.

Oprócz techniki lotniczej znajdzie się też coś dla pasjonatów motoryzacji i militariów. Pojazdy pancerne  - w tym legendarny czołg t-34, lotniskowe, ciężarówki i autobusy. Ale dla mnie największym zaskoczeniem było odnalezienie na zapleczu muzeum pożarniczego Żuka!

Choć zapomniany i w kiepskim stanie technicznym potwierdził, że również polskie pojazdy były niegdyś na wyposażeniu czechosłowackich strażaków. Tego małego dostawczaka eksportowano aż do 31 krajów świata, w tym do byłej Czechosłowacji. Kilka egzemplarzy trafiło do straży pożarnej mimo, że podstawowym wozem tego typu była rodzima avia.

Ten konkretny okaz to popularny "naiwniak", a dokładniej wersja dostawcza oznaczona symbolem a06m. Nie jest znana jego historia i funkcja, być może został zaadaptowany jako wóz kwatermistrzowski, ale możliwa jest też jego funkcja bojowa. Szkoda, że pojazd jest tak zaniedbany mając porównanie z Żukami eksploatowanymi w naszych jednostkach OSP, zawsze lśniącymi czerwienią i gotowymi by nieść ratunek potrzebującym. Nadwozie jest już mocno skorodowane, a przede wszystkim wybrakowane. Widać, że auto długie lata stało opuszczone i pozostawione samemu sobie, pomalowane przez graficiarzy i porośnięte mchem. Szkoda, bo odpowiednio zadbany eksponat z Polski wśród pozostałych czeskich pojazdów mógłby być prawdziwą gwiazdą tego muzeum.

O autorze

Łukasz Pieniążek jest inicjatorem powstania i współzałożycielem Muzeum Ratownictwa w Krakowie. Absolwent Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie. Artykułem o historii reanimacyjnej Nysy rozpoczął serię swoich tekstów, które co tydzień pojawiają się w serwisie Menway.interia.pl.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama