Najmłodszy esesman Hitlera. Żyd, który przestał wierzyć w Boga
Kapral Kurzemnieks brał udział w walkach na froncie wschodnim w szeregach łotewskiego legionu SS. Byłaby to historia jakich wiele, gdyby nie dwa fakty: chłopiec był Żydem i miał wtedy... osiem lat
Sierżant od paru minut zastanawiał się, co zrobić ze stojącym przed nim kilkulatkiem. Wiedział, że powinien po prostu zastrzelić chłopca, ale im dłużej na niego patrzył, tym trudniej było mu pociągnąć za spust. W końcu podjął decyzję. Podszedł do dziecka i nachylił się do jego ucha.
- Nie chcę cię zabić, ale nie mogę cię ocalić. Jedyne wyjście: zabiorę cię ze sobą. Masz mówić, że jesteś rosyjskim sierotą, któremu partyzanci zabili rodziców. I nigdy nie pozwól, by ktokolwiek zobaczył cię bez majtek - poinstruował półgłosem.
Instynkt przetrwania
Ilia Galperin urodził się prawdopodobnie w 1936 roku w Kojdanowie. Pięć lat później do tej niewielkiej miejscowości nieopodal Mińska wkroczyli naziści. Jednostki niemieckie przy wsparciu oddziałów łotewskich natychmiast rozpoczęły eksterminację ludności żydowskiej. Gdy przyszła kolej na rodzinę Galperinów, rozpętała się potężna ulewa. Była tak intensywna, że oprawcy zdecydowali o odłożeniu egzekucji na później. Chwilowo ocalonych ludzi zagoniono do chat, jednak nikt nie miał złudzeń, jaki los ich czeka. - Jutro wszyscy umrzemy. Musisz być bardzo dzielny. Musisz trzymać za rękę braciszka, kiedy będziemy wychodzili z domu - powiedziała matka Ilii, przygotowując syna na najgorsze.
Ale chłopiec nie miał zamiaru ginąć, postanowił uciec. Około północy wstał z łóżka. Pocałował na pożegnanie śpiącą mamę i wymknął się na zewnątrz. Aby nikt go nie zauważył, przeczołgał się pod ogrodzeniem z tyłu chałupy, po czym zniknął w ciemnościach. Szedł po omacku. W pewnym momencie stracił równowagę i wpadł do dołu, do którego wrzucono ciała rozstrzelanych wcześniej Żydów. Okazało się, że nie wszyscy byli martwi - chłopiec znieruchomiał z przerażenia, gdy jedna z leżących tam kobiet niespodziewanie chwyciła go za rękę. Ranna błagała o pomoc, lecz malec nie był w stanie jej uratować. Ostatkiem sił wydostał się z masowego grobu. Potem udało mu się jeszcze wdrapać na niewielki zalesiony pagórek, gdzie wyczerpany zasnął.
Świadek masakry
Rankiem zbudziły go ujadanie psów oraz krzyki. Ze ściśniętym ze strachu żołądkiem obserwował, jak naziści wywlekają ludzi z domów i prowadzą w stronę wykopanych dołów. Chwilę później na oczach przerażonego Ilii zamordowano jego matkę i rodzeństwo. Aby nie krzyczeć z rozpaczy, wbił zęby w dłoń - z taką siłą, że po ręce popłynęła strużka krwi... Gdy po jakimś czasie trochę ochłonął z szoku, uciekł w głąb lasu.
Żywił się tym, co znalazł w gęstwinie. Początkowo spał na gołej ziemi, jednak którejś nocy usłyszał w pobliżu wycie watahy wilków. Czym prędzej wdrapał się na pierwsze lepsze drzewo i zasnął na gałęzi. Niestety, tylko na moment, bo prawie natychmiast spadł. Obolały, ponownie wszedł na górę, lecz tym razem przypiął się paskiem - od tamtej pory robił tak za każdym razem.
W pewnym momencie natknął się na pobojowisko pełne zabitych żołnierzy. Poświęcił cały dzień na ściągnięcie z jednego z trupów płaszcza, który mógłby dać mu choć odrobinę ciepła. Z powodu głodu i dojmującego zimna w końcu zaczął opadać z resztek sił. Zrozumiał, że aby przeżyć, musi znaleźć jakąś wioskę i poprosić tam o cokolwiek do jedzenia. Przez kilka tygodni krążył po okolicznych miejscowościach. W jednych udawało mu się otrzymać pożywienie, z innych był przepędzany. Wreszcie trafił do niewielkiej chaty zamieszkanej - jak początkowo myślał - przez samotną staruszkę. Kobieta wpuściła go do środka i dała talerz ciepłej zupy. Ale radość Ilii była przedwczesna...
Maskotka oprawców
Wkrótce wrócił do domu syn gospodyni. Mężczyzna błyskawicznie zorientował się, kim jest mały przybysz. Złapał go i przygniótł nogą do podłogi. - Nie powinieneś żyć, powinieneś być zabity razem z innymi - oznajmił. Następnie wywlókł go z domu i zaprowadził do pobliskiego budynku szkoły, w którym stacjonował pułk Łotyszów walczących po stronie hitlerowców. Chłopiec został dołączony do grupy Żydów czekających na rozstrzelanie. Stojąc z nimi, obserwował posilających się żołnierzy. Kiedy skończyli, chwycili za karabiny. W tym momencie wygłodniały Ilia wyszedł z szeregu i spojrzał na podoficera dowodzącego plutonem egzekucyjnym.
- Daj chleba - powiedział, patrząc mu prosto w oczy. Zaskoczony sierżant Jekabs Kulis zaprowadził go na tyły zabudowań, a potem rozebrał, aby sprawdzić, czy malec na pewno jest Żydem. Oględziny potwierdziły przypuszczenia. Ostrzegł chłopca, że nikt nie może zobaczyć, iż jest obrzezany, a następnie... zabrał go ze sobą. W ten sposób sześciolatek został maskotką 18 Łotewskiego Pułku Policyjnego. Kulis nie tylko się nim zaopiekował, ale też załatwił nowe dokumenty, które wystawiono na nazwisko Uldis Kurzemnieks.
Na rozkaz Niemców głównym zadaniem jego jednostki była eksterminacja ludności żydowskiej. Chłopiec był zmuszony uczestniczyć w realizacji tego polecenia - i przyglądać się mordowaniu swoich rodaków.
Najmłodszy esesman Hitlera
Jednym z najgorszych wspomnień Ilii z tego okresu był moment, gdy kazano mu zastrzelić żydowskiego chłopca. Celowo spudłował, a wtedy sierżant Kulis spojrzał na niego groźnie i... powiedział, że powinien więcej trenować.
Mały żołnierz chodził w specjalnie uszytym dla niego mundurze, otrzymał również pistolet, który nosił w kaburze zawieszonej przy pasie. Dowództwo pułku uznało, iż prezentuje się nad wyraz korzystnie, i poleciło mu uczestniczyć w... pogrzebach poległych oficerów. Musiał także odwiedzać leżących w szpitalu rannych, gdzie rozdawał im m.in. słodycze.
Kiedy koledzy z oddziału otrzymywali parę dni urlopu, czasami zabierali chłopca do swoich rodzinnych domów. Latem 1944 roku jednostkę Ilii włączono w szeregi 15 Dywizji Grenadierów Pancernych SS - tym samym został najmłodszym esesmanem w hitlerowskiej armii. Mało tego, awansowano go nawet na rottenführera (odpowiednik kaprala w Wehrmachcie).
W tym czasie siły zbrojne III Rzeszy były już w odwrocie, wycofywały się pod naporem Armii Czerwonej. Dowódca pułku Kurzemnieksa, płk Karlis Lobe, doszedł do wniosku, iż na froncie stało się zbyt niebezpiecznie - odesłał więc ośmiolatka do znajomego mieszkającego w Rydze. Wkrótce jednak do miasta zaczęli zbliżać się Rosjanie. Jekabs Dzenis, u którego przebywał Ilia, postanowił zabrać swoją rodzinę oraz oddanego mu pod opiekę chłopca i uciec do Niemiec.
Stracone korzenie
Plan się powiódł, tam zastał ich koniec wojny. Ponieważ Łotwę zajęli Sowieci, Dzenisowie podjęli decyzję o pozostaniu na Zachodzie. Przenieśli się do Neapolu, a stamtąd w 1949 roku wraz z Ilią wyemigrowali na stałe do Australii, gdzie nastolatek zmienił nazwisko na Alex Kurzem.
Przez kolejne dekady Ilia vel Alex wypierał z pamięci koszmar lat wojny. Wszystko zmieniło się, kiedy zdiagnozowano u niego raka. Choroba się rozwijała, a gdy lekarze stwierdzili, że jego dni są policzone, postanowił odzyskać tożsamość - i odnaleźć swoje korzenie. Onkolodzy na szczęście się pomylili (mężczyzna nadal żyje), ale w międzyczasie kawałek po kawałku rekonstruował swoją biografię.
Kim dziś jest? Najmłodszego członka SS zapytali o to Piotr Głuchowski i Marcin Kowalski, którzy w 2008 roku wydali książkę opisującą jego losy. Bohater ich reportażu odparł, że na pewno nie czuje się Żydem. Nie wierzy też w Boga. Dlaczego? - Gdyby istniał, nie pozwoliłby na to wszystko, co się wydarzyło - przekonuje Kurzem.
Kim tak naprawdę jest Alex?
W obliczu (źle zdiagnozowanej) śmiertelnej choroby Alex Kurzempostanowił odszukać swoich najbliższych. Okazało się, że jego ojciec przeżył wojnę i doczekał się jeszcze jednego syna, Eryka. I choć w przypadku tych trzech mężczyzn da się dojrzeć rodzinne podobieństwo, nie wszystkich przekonuje opowieść Alexa. Trzeba przyznać, iż wydaje się zbyt nieprawdopodobna, aby była prawdziwa.
Niektórzy historycy zarzucają Kurzemowi fałszowanie części informacji, m.in. szczegółów dotyczących przebiegu egzekucji w Kojdanowie oraz opowieści o śmierci matki i rodzeństwa. Nie pomaga z pewnością fakt, że Alex kategorycznie odmawia poddaniu się badaniom DNA, które raz na zawsze rozstrzygnęłyby spory o jego tożsamość. Tymczasem zarabia on tysiące dolarów z tytułu praw autorskich za bestsellerową książkę, w której syn opisał jego barwną biografię
Piotr Boczoń