Ostatni incydent zimnej wojny
Dokładnie 22 lata temu, 12 lutego 1988 r., dwa amerykańskie okręty wojenne wtargnęły na wody terytorialne ZSRR. Radzieccy marynarze otrzymali rozkaz staranowania wrogich jednostek...
Rosjanie zareagowali nerwowo na obecność USS Caron na Morzu Czarnym, gdyż na jego pokładzie znajdowały się urządzenia umożliwiające nasłuch ich radiostacji i zakłócanie wskazań radarów. Obsługiwał je zespół 18 ekspertów z Agencji Bezpieczeństwa Narodowego (NSA). Radziecka generalicja, która doskonale zdawała sobie sprawę z prawdziwego powodu obecności Amerykanów w pobliżu ZSRR, starała się uniemożliwić jankesom zbliżenie się do ich terytorium...
- Płyniecie w kierunku radzieckich wód terytorialnych. To niedopuszczalne! - oznajmił radiooperator fregaty. - Niczego nie naruszamy. Płyniemy tym samym kursem, z ta samą prędkością - odpowiedziano z amerykańskiego okrętu.
Okręty US Navy, od momentu wpłynięcia na Morze Czarne, utrzymywały kurs na Sewastopol na Krymie. Kiedy zbliżyły się na odległość 2 mil morskich do wód terytorialnych ZSRR, kpt. Władimir Bogdaszyn, dowódca fregaty "Uczciwy", nakazał nawiązać łączność radiową z krążownikiem Yorktown. W krótkiej wymianie zdań ostrzegł Amerykanów, że wkrótce naruszą prawo nieszkodliwego przepływu przez wody terytorialne ZSRR:
- Płyniecie w kierunku radzieckich wód terytorialnych. To niedopuszczalne! - oznajmił radiooperator fregaty.
- Niczego nie naruszamy. Płyniemy tym samym kursem, z ta samą prędkością - odpowiedziano z amerykańskiego okrętu.
Wobec takiego stwierdzenia dowództwo Marynarki Wojennej ZSRR wydało rozkaz natychmiastowego zmuszenia Amerykanów do zmiany kursu i niepodpuszczenia ich w pobliże wybrzeża Krymu. Rosjanie otrzymali zakaz używania broni.
Kiedy radzieckie jednostki podpłynęły na odległość 30-40 metrów od USS Yorktown i USS Caron, Amerykanie nie spodziewali się, że ci zdecydują się na jakiekolwiek działania. Tłumnie wylegli na burty okrętów i z aparatami fotograficznymi w rękach "pozdrawiali", w niewybredny sposób, radzieckich matrosów.
Gdy amerykańskie okręty wpłynęły na radzieckie wody terytorialne, "Uczciwy" staranował dwa razy większy od siebie USS Yorktown. Podpłynął do jego lewej burty, "wdrapał się" na pokład i przez kilkanaście metrów przesuwał się w kierunku centralnych nadbudówek okrętu. W ten sposób uszkodził m.in. wyrzutnię rakiet Harpoon, wirniki śmigłowców i wzniecił pożar na pokładzie amerykańskiej jednostki. Radziecka fregata nie uległa większym uszkodzeniom, choć po stronie strat musiała odnotować zostawioną na USS Yorktown... kotwicę.
Do podobnej akcji przygotowywała się także fregata "SKR-6", której dowódca otrzymał rozkaz staranowania okrętu USS Caron. Jego, cztery razy mniejsza od amerykańskiego niszczyciela jednostka, także zaatakowała ze swojej prawej burty. Nie wyrządziła jednak większych szkód, gdyż Amerykanie odbili w lewo na burtę i jednocześnie ustawili się na kursie "Uczciwego". Dwa amerykańskie okręty chciały w ten sposób zakleszczyć miedzy sobą radziecką fregatę, ale zrezygnowały, gdy Rosjanie przygotowali wyrzutnię rakietowych bomb głębinowych RBU-6000 do odpalenia...
Morskie starcie wrogich mocarstw wyglądało tak:
Cały incydent na radzieckich wodach terytorialnych nie trwał dłużej niż 15 minut. Żaden z marynarzy nie zginął, ani nie odniósł ran. Amerykanie zmienili kurs w odległości ok. sześciu mil morskich od wybrzeża Krymu. Na ich decyzję, oprócz ataku "Uczciwego" i "SKR-6" miała z pewnością obecność radzieckich śmigłowców Mi-26 krążących nad pokładami amerykańskich jednostek.
Po latach wpłynięcie Amerykanów na wody ZSRR nazwano "ostatnim gorącym incydentem zimnej wojny". Eksperci oceniają, że było to niepotrzebne i pozbawione logiki zachowanie okrętów amerykańskiej floty. Nie przyniosło on żadnych wymiernych korzyści, a wręcz przeciwnie - utrudniło toczące się wówczas rozmowy na temat redukcji arsenałów atomowych. Natomiast Rosjanie, świadomi znajdujących się na pokładzie USS Caron urządzeń, zareagowali nazbyt nerwowo. Opisywany incydent nie był bowiem pierwszym przypadkiem, kiedy okręty US Navy zbliżały się do wód terytorialnych ZSRR. Rosjanie zazwyczaj wtedy nie reagowali.
Marcin Wójcik