Taman Shud: Zagadka, której nie da się rozwiązać?
W 1948 roku na australijskiej plaży Somerton Beach znaleziono ciało niezidentyfikowanego dotychczas mężczyzny. Wkrótce potem wszczęto śledztwo, które do dzisiaj pozostaje nierozwiązane.
Do tej pory nie udało się określić, kim był nieboszczyk oraz wskutek czego zmarł. Zagadką pozostaje również skrawek papieru z napisem: "Tamam Shud", schowany w kieszeni zmarłego. Eksperci zdołali jedynie ustalić, że pochodzi z księgi perskiego poety Omara Chajjama.
Na podstawie wyglądu można było przypuszczać, że zmarły mężczyzna miał około 45 lat. Charakteryzował się wysokim wzrostem (180 cm), brązowymi oczami, rudymi włosami oraz gładko ogoloną twarzą. Z aparycji przypominał Brytyjczyka. W skład jego schludnej garderoby wchodziły: biała, odprasowana koszula, czerwony krawat w granatowe wzory, spodnie oraz drogie buty.
Dziwił nieco fakt, że mimo upalnej pogody mężczyzna miał na sobie także sweter i marynarkę. Tego rodzaju strój zwykle uzupełniał kapelusz, którego tym razem brakowało. Na ubraniach nie znaleziono ani jednej metki. Na zwłokach nie dostrzeżono żadnych śladów przemocy fizycznej.
W kieszeni marynarki leżał bilet na pociąg z Adelaide do Henley Beach z przedawnioną datą oraz bilet autobusowy do Glenelg, dokąd, najprawdopodobniej, wybrał się mężczyzna. W jaki zatem sposób jego ciało znalazło się 1,5 km od tego miejsca - nie wiadomo.
W 2009 roku przeprowadzono ponowne badania, które wykazały, że napis jest szyfrem z kluczem jednorazowym. Nie do złamania
Sekcja zwłok wykazała, że anonimowy podróżny zmarł o godzinie drugiej w nocy. W protokole ujęto: obrzmiałe tkanki przełyku, biały nalot oraz wrzody w przewodzie pokarmowym, trzykrotnie powiększoną śledzionę, nerki w stanie zapalnym, a także wątrobę wypełnioną krwią. Również znajdujące się w żołądku pozostałości pokarmu, który mężczyzna spożył 4 godziny przed swoją śmiercią, były zmieszane z krwią, jednak śladów obecności substancji obcych w organizmie nieboszczyka nie odnotowano.
Z drugiej strony, sam badający ciało lekarz twierdził, iż w tym konkretnym przypadku wszystko wskazywało na przyjęcie przez ofiarę barbituranów lub leków nasennych. Tak czy inaczej, w pobliżu ciała nie zauważono wymiocin, które są charakterystyczne dla zatrucia toksynami.
Walizka bez przywieszki
Kiedy australijska policja rozpoczęła dochodzenie, w pierwszej kolejności do jednostek policji w innych krajach rozesłane zostały odciski palców oraz fotografie denata. Działania te nie przyniosły żadnego efektu. Wówczas ciało tajemniczego mężczyzny zabalsamowano, by zachowało się do czasu ustalenia jego tożsamości oraz okoliczności śmierci.
Nowy trop w śledztwie pojawił się, gdy w przechowalni bagażu w Adelaide znaleziono brązową walizkę - bez żadnej przywieszki. Jej zawartość stanowiły: szlafrok uszyty, sądząc na podstawie technologii, w USA, kapcie, bielizna, brudne spodnie, temperówka, nożyczki i pędzel do nakładania farby na szablon. Oprócz tego znaleziono również szpulkę pomarańczowych nici, jakich nie sprzedawano w Australii. To właśnie nimi zostały zacerowane spodnie zmarłego. Poza tym przy ubraniach brakowało metek.
Najwidoczniej pasażer przybył do Adelaide jednym z nocnych kursów. Tamtego dnia na dworcu nie funkcjonowały miejsca obsługi podróżnych, dlatego mężczyzna poszedł do najbliższej łaźni, w której umył się i przebrał. Stracił rachubę czasu, przez co ostatecznie spóźnił się na pociąg. Oddał walizkę do przechowalni, a w dalszą drogę ruszył autobusem.
Trzymając się tego tropu, śledczy jeszcze raz obejrzał zwłoki. Zauważył, że buty nieboszczyka były idealnie czyste. Na tej podstawie wysnuł następujący wniosek: mężczyzna nie mógł cały dzień chodzić po Glenelg, co oznacza, iż na plażę przywieziono go już martwego. Wszystkie fakty świadczyły o tym, że zbrodni dokonali prawdziwi profesjonaliści.
Tajemnicza książka
Trzeba przyznać, że najbardziej zagadkowy w tej sprawie okazał się kawałek papieru, na którym widniały słowa: "Tamam Shud". Skrawek odnaleziono w ukrytej kieszeni w spodniach ofiary. Dziennikarze w swoich publikacjach popełnili literówkę, pisząc: "Taman Shud". Od tamtej pory właśnie tymi dwoma słowami zaczęto nazywać ową nierozwiązaną sprawę.
Ekspertyza wykazała, że wspomniane połączenie wyrazowe tłumaczy się jako "dokonany" bądź "zakończony", z kolei skrawek papieru był fragmentem stronicy Rubajjatów, dzieła Omara Chajjama. Księga stanowiła zbiór utworów, których treść wzywała do radowania się każdą chwilą, a także godzenia z myślą o rychłej śmierci. Fotografię kawałka papieru rozesłano po całym świecie.
W rezultacie odnaleziono księgę z wyrwaną ostatnią stronicą. Właściciel "zguby" powiedział śledczemu, że znalazł ją w swoim niezamkniętym samochodzie właśnie tego dnia, kiedy na plaży odkryto zwłoki. Być może to tematyka zbioru popchnęła mężczyznę w stronę samobójstwa i dlatego przyjął silną truciznę? Ta wersja okazała się jednak niepoparta żadnymi dowodami.
Na odwrocie książki ołówkiem zapisano pięć wersów. Składały się one z liter łacińskich; drugi był przekreślony:
- WRGOABABD
MLIAOI- WTBIMPANETP
- MLIABOAIAQC
- ITTMTSAMSTGAB
Specjaliści do spraw kryptografii przez długi czas próbowali rozszyfrować napis. Bezowocnie. W 1978 roku zapiskami zajęło się Ministerstwo Obrony Australii, które doszło do wniosku, że z tego zbioru znaków nie powstanie spójny tekst. Litery mogły stanowić zarówno bardzo skomplikowany kod, jak i nagromadzenie zupełnie przypadkowych jednostek graficznych. Deszyfracja okazała się niemożliwa.
W 2009 roku przeprowadzono ponowne badania, które wykazały, że jest to szyfr z kluczem jednorazowym. Znaków jest jednak zbyt mało, by można było odnaleźć rozwiązanie.
Zagadka pielęgniarki z Glenelg
W książce, oprócz zakodowanych wersów, znajdował się jeszcze jeden zapis, a mianowicie numer telefonu, który, jak się później okazało, należał do pielęgniarki o imieniu Jessica. Kobieta mieszkała niedaleko miejsca odnalezienia zwłok. Natychmiast do niej zadzwoniono i poproszono o wzięcie udziału w identyfikacji anonimowego nieboszczyka. Jednak kobieta go nie rozpoznała.
Oświadczyła natomiast, jakoby to ona była pierwotną właścicielką książki. Ponoć w 1945 roku Jestyn (tak nazywali ją przyjaciele) podarowała zbiór poezji Omara Chajjama pewnemu porucznikowi o nazwisku Boxall, który w tamtym czasie starał się o jej względy. Koniec końców kobieta niedługo później wyszła za mąż za innego mężczyznę.
Wówczas śledczy rzucili się do poszukiwań odtrąconego adoratora pielęgniarki. Znalazł się - cały i zdrowy. Co więcej, miał przy sobie podarowaną kiedyś książkę, tyle że wszystkie jej stronice były w nienaruszonym stanie. Ta informacja wprawiła Jessicę w osłupienie. Kobieta nie miała pojęcia, jakim cudem jej numer telefonu znalazł się w nienależącym do niej egzemplarzu.
Wszystkie fakty świadczyły o tym, że zbrodni dokonali prawdziwi profesjonaliści
Jednak detektyw, który rozmawiał z nią w 2002 roku, czyli prawie pół wieku po opisywanych zdarzeniach, zaczął podejrzewać, że kobieta przemilcza pewne kwestie. Najprawdopodobniej Jestyn wiedziała, kim był nieboszczyk z plaży.
Śledczy przypuszczał, że ostatni wers - ITTMTSAMSTGAB - może oznaczać skrót frazy: "It’s Time To Move To South Australia Moseley Street", czyli w tłumaczeniu: "trzeba dostać się do Australii Południowej na ulicę Moseley". Właśnie przy tej ulicy w centrum Glenelg mieszkała pielęgniarka.
A może to tylko czysty przypadek? Tak czy inaczej, prawdy się już nie dowiemy. O ile Jessica wiedziała coś na ten temat, wszystkie tajemnice zabrała ze sobą do grobu - zmarła w 2007 roku.
Kandydat na nieboszczyka
Kiedy prasa przystąpiła do wzmożonego publikowania informacji dotyczących wydarzeń na plaży Somerton, na policję zaczęły napływać zgłoszenia od obywateli, którzy jakoby rozpoznali mężczyznę. Początkowo świadkowie twierdzili, że ofiarą zbrodni padł niejaki pan Johnson. Jednak ten pojawił się na komisariacie - cały i zdrowy.
Z kolei inny świadek oznajmił, iż zapoznał się ze zmarłym w hotelowym barze. Ponoć nowy znajomy pokazał mu dokumenty na nazwisko Solomonson. Później w nieboszczyku rozpoznano zaginionego drwala o nazwisku Walsh. Ale i tym razem coś się nie zgadzało. Po pierwsze, Walsh miał 63 lata. Po drugie, sądząc po wyglądzie, ręce zmarłego nigdy nie zaznały ciężkiej pracy.
Na przestrzeni kilku lat policja otrzymała 250 tego rodzaju zgłoszeń. Zanim nieboszczyka pochowano na cmentarzu w Adelaide, z jego głowy i ramion wykonano gipsowy odlew. Napis nagrobny informował: "Tutaj spoczywa nieznany mężczyzna znaleziony 1 grudnia 1948 r.oku na plaży Somerton".
Nieoczekiwanie kilka lat później ktoś zaczął przynosić kwiaty na jego grób. Policji udało się wyśledzić i zatrzymać kobietę, która odwiedzała zmarłego. Jednak ta nic nie wiedziała o nieboszczyku, po prostu dbała o jego grób z odruchu serca...