Zamach na Fidela: Prezydent, mafia, CIA i Frank Sinatra
Uwielbiany prezydent USA, gwiazda muzyki, CIA, włoska mafia i dyktator. W tej historii pojawia się więcej niż w niejednym hollywoodzkim filmie. Niektórzy uważają, że powiązania Białego Domu z gangsterami i próby zamachu na Fidela Castro to bujdy wyssane z palca. Sęk w tym, że mówią tak głównie przedstawiciele władz i ludzie z nimi związani. Lee Server w biograficznej książce "Handsome Johnny" opisuje swoją wersję wydarzeń.
W lecie 1960 roku, agent CIA nazwiskiem Robert Maheu otrzymał historycznie ważne i politycznie niebezpieczne zadanie: nakłonić włoską mafię do zabójstwa kubańskiego dyktatora, Fidela Castro. O dziwo znalezienie odpowiedniego człowieka nie zajęło mu długo. O wiele większym problemem było wprowadzenie w życie szaleńczego planu pozbycia się El Comandante.
Człowiekiem, który miał zająć się sprawą był John "Przystojny Johnny" Roselli - jeden z najbardziej wpływowych gangsterów w Los Angeles, a prywatnie przyjaciel takich postaci jak Al Capone, Charlie Chaplin czy szef Columbia Pictures, Harry Cohn.
Ale dlaczego mafia miałaby pomagać w czymkolwiek CIA? Jak zwykle za wszystkim stanęły interesy. Szefowie włoskich struktur nienawidzili Castro za to, że skonfiskował ich majątki - między innymi kluby nocne czy flotę statków przemytniczych - i ograniczył ich wpływy na Kubie praktycznie do zera. Zanim objął rządy, wyspa była ich placem zabaw i sporym źródłem zarobku. Stanęli więc przed szansą odzyskania tego, co utracili.
Mafia nie żywiła rzecz jasna głębokiej miłości do rządu. Chyba że ten rząd siedziałby w ich kieszeni. Roselli w odpowiedzi na propozycję Maheu stwierdził, że musi skonsultować temat ze swoim szefem w Chicago, Samem Giancaną. Ten zgodził się, gdyż ujrzał w całej historii sporą szansę dla swojej organizacji.
Gdyby Włosi pomogli rządowi, ten musiałby jakoś okazać wdzięczność. A tak się akurat składało, że Giancana już od jakiegoś czasu próbował wprowadzić ponoć swojego człowieka do Białego Domu.
Według niektórych źródeł tym człowiekiem miał być John F. Kennedy.
Autor książki o historii Johna Rosellego, Lee Server jest przekonany, że to prawda. - "Co więcej, to głowa rodziny Kennedych, Joseph, pierwszy wyciągnął rękę do mafii" - pisze. - "Zwrócił się do Giancany o pomoc w wyborach prezydenckich i wsparcie dla Johna F. Kennedy’ego za pośrednictwem ich wspólnego znajomego - Franka Sinatry".
Jakkolwiek niewiarygodnie by to nie brzmiało, Sinatra miał ponoć ręczyć za JFK i uzyskać poparcie potężnego Giancany. Teraz nadarzała się okazja, żeby ten ostatni zdobył lojalność przyszłego gospodarza Białego Domu.
Dla Stanów powodzenie tej misji było niezwykle ważne. USA planowało bowiem inwazję na Kubę. Sygnałem do ataku miała być śmierć komunistycznego przywódcy, która wywołałaby chaos w kraju.
Fidela Castro planowano zabić po cichu. Zastanawiano się pomiędzy snajperem a trucizną, ostatecznie decydując się na otrucie dyktatora. Podania trucizny miał dokonać zaufany człowiek z najbliższego otoczenia Kubańczyka - kucharz albo sprzątaczka.
W obliczu konfliktu USA i Kuby na początku lat 60. CIA musiało działać szybko. Ewentualna interwencja zbrojna pokrzyżowałaby plany zamachu. Rosselli znalazł wreszcie odpowiedniego człowieka, któremu wysłano zabójczą neurotoksynę. Ciekawostką jest fakt, że została ona ponoć przygotowana przez niejakiego Cornelisua Roosevelta, wnuczka prezydenta, Theodore’a Delano.
Na przełomie marca i kwietnia 1961 roku do mediów dotarła informacja o tym, że Castro ciężko zachorował. Maheu miał zadzwonić do Rossellego i powiedzieć: "Mamy to". Nie mieli - El Comandante wyzdrowiał kilka dni później.
Trucizna nie zadziałała? Czy choroba Fidela była tylko przypadkiem, który zgrał się z planami CIA? A może komunistyczne władze zorientowały się i chciały tylko zagrać na nosie Amerykanom?
Fidel dalej żył, a tymczasem rząd amerykański wydał 40 milionów dolarów na inwazję, 12 tys. ludzi czekało w gotowości, by najechać Kubę.
Podjęto drugą próbę. Tym razem podanie trucizny w postaci tabletek ukrytych w specjalnie skonstruowanym ołówkiem miał zaaranżować sam Roselli do spółki z przydzielonym mu agentem wywiadu.
O tej akcji wiadomo również niewiele. Agent miał ponoć zostać szybko zdemaskowany i zbiec do ambasady meksykańskiej. Castro znowu uniknął zamachu.
Kennedy nie mógł jednak odwołać kubańskich emigrantów i amerykańskich najemników czekających na sygnał do ataku. Zatwierdził ponoć rozpoczęcie operacji, która znana jest do dzisiaj jako Inwazja w Zatoce Świń - akcja, zakończona kompletnym fiaskiem USA. Zaraz po tym nastąpił Kryzys Nuklearny i dyplomatyczny pat pomiędzy oboma państwami. Wszelkie szanse na jakiekolwiek wniknięcie Amerykanów w struktury kubańskie przepadły.
Co spotkało JFK kilka lat później, wiedzą wszyscy. A co stało się ze słynnymi gangsterami? W 1975 roku Sam Giancana został znaleziony martwy w swojej kuchni z siedmioma kulami w ciele. Rosellego spotkał podobny los. Ponad rok później, po zgłoszeniu jego zaginięcia, policja natrafiła na ciało Przystojnego Johnny'ego na plaży w Miami. Ktoś odciął mu nogi i położył obok korpusu. Żadnego z dwóch morderstw nie wyjaśniono.