Zrzucili atomówkę na własnych żołnierzy...

Dokładnie 55 lat temu, 18 lutego 1955 r., na pustyni w Nevadzie rozpoczęła się operacja "Teapot". Seria 14 próbnych wybuchów jądrowych mogła wywołać raka tarczycy nawet u 13 tys. osób...

Atomowy grzyb nad Nevadą: Amerykanie zawsze lubili dbać o realizm ćwiczeń
Atomowy grzyb nad Nevadą: Amerykanie zawsze lubili dbać o realizm ćwiczeńAFP

Kompleksowe testy

Wkrótce po tej próbie wojskowi, zadowoleni z efektów detonacji ładunku jądrowego na niskiej wysokości, przystąpili do kolejnych. Najsilniejszy ładunek, jaki odpalono w trakcie operacji "Teapot", miał siłę 43 kiloton.

Jeden z najważniejszych testów odbył się 29 marca 1955 r. Sprawdzano wtedy wytrzymałość różnych konstrukcji budynków na wybuch bomby termojądrowej. Kilka budynków w tzw. Strefie 1, gdzie przeprowadzono test, stoi do dziś, bowiem... odpalony ładunek zamiast spodziewanych 40 kiloton miał siłę "tylko" 14 kiloton.

Ostatni test w ramach operacji przeprowadzono 15 maja 1955 r. Wybuch bomby termonuklearnej o kryptonimie "Cukinia" miał siłę 28 kiloton.

Najgorzej mieli żołnierze...

Zobacz film dokumentujący operację "Teapot":

Próbne wybuchy atomowe przeprowadzone podczas operacji "Teapot" spowodowały uwolnienie do atmosfery olbrzymich ilości radu. W efekcie, według obliczeń amerykańskiego Instytutu Badań nad Rakiem, na szkodliwe promieniowanie narażonych zostało aż 41 mln cywilów - radioaktywne chmury przemieszczały się bowiem nad znaczną częścią Stanów Zjednoczonych.

Zgodnie z wyliczeniami amerykańskich ekspertów, na skutek 14 wybuchów atomowych przeprowadzonych w pierwszych miesiącach 1955 roku, zachorować na raka tarczycy mogło nawet 13 tys. cywilów. Przynajmniej 650 z nich z tego powodu zmarło.

Co się stało z żołnierzami biorącymi udział w ćwiczeniach, nie wiemy...

Marcin Wójcik

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas