Chiny szpiegują cały świat?

Ogromną siatkę szpiegowską odkryli kanadyjscy badacze. Inwigilowane były ambasady, ministerstwa spraw zagranicznych, a nawet NATO. Tropy prowadzą do Chin.

Zaczęło się od podejrzeń biura Dalajlamy - sądzili oni, że są przez kogoś inwigilowani. Zlecili więc w lecie 2008 roku kanadyjskiej firmie Information Warfare Monitor (IWM) zbadanie sytuacji. Trwające przez 10 miesięcy śledztwo ujawniło, że tybetańscy mnisi byli faktycznie elektronicznie śledzeni. IWM odkryło złośliwe programy, wykradające informacje z prywatnego biura Dalajlamy.

Mnisi otrzymywali także maile z programami szpiegowskimi, które po zainstalowaniu przesyłały zawartość dysków twardych we wskazane miejsce. Dyplomaci otrzymywali telefony z Chin, w których zniechęcano ich do udziału w spotkaniach, na które zaproszeń nawet jeszcze nie dostali, gdyż biuro Dalajlamy ich nie wysłało.

Reklama

Analiza logów kont poczty elektronicznej wykazała z kolei, że korzystano z nich na terenie Chin, w prowincji Syczuan. Nie jest możliwe, by stamtąd pracowali Tybetańczycy, gdyż zostaliby natychmiast aresztowani. Faktem jest jednak, że w Syczuanie znajduje się komórka chińskiego wywiadu, rozpracowująca mnichów - informuje "Gazeta Wyborcza".

Okazało się jednak, że jest to wierzchołek góry lodowej. Prowadzone dalej, przez naukowców z Uniwersytetu w Toronto, dochodzenie wykazało istnienie ogromnej elektronicznej siatki szpiegowskiej. Kanadyjczycy szacują, że monitorowanych było przynajmniej 1 295 komputerów ze 103 krajów.

Były to głównie komputery ministerstw spraw zagranicznych, ambasad, a także biur Dalajlamy w Indiach, Brukseli, Londynie i Nowym Jorku. "New York Times" podaje, że w kręgu zainteresowań szpiegów były przede wszystkim rządy państw południowej oraz południowo-wschodniej Azji.

Nie znaleźli oni dowodów na to, by złamane zostały zabezpieczenia systemów komputerowych Stanów Zjednoczonych, niepokoić jednak powinien fakt, że szpiegom udało się uzyskać na pół dnia dostęp do jednego z komputerów NATO.

Zdecydowana większość komputerów, które wykorzystywano do monitorowania, znajduje się na terytorium Chin. Badacze ostrzegają jednak przez automatycznym oskarżaniem Państwa Środka o szpiegostwo na skalę światową. Kanadyjczycy podkreślają, że równie dobrze mogą to być prywatne firmy, działające dla zysku lub nawet Rosjanie.

Nie jest jasne, kto śledzi zagraniczne rządy, ani dla jakich celów. Automatycznego powiązania z Chinami trudno uniknąć, głównie ze względu na naturę poszukiwanych informacji.

Zarówno władze w Pekinie, jak i agencje wywiadowcze Stanów Zjednoczonych odmówiły jakichkolwiek komentarzy.

Źródło: Dziennik Internautów
Dowiedz się więcej na temat: NATO | badacze | Chiny | świat
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy