Internetowa wieża Babel
Pierwsze rozdziały historii internetu zapisano w języku angielskim. Kierunek, w jakim zmierza sieć pokazuje, że kolejne zostaną opowiedziane w różnych językach i zapisane przy użyciu różnych alfabetów.
Angielski nr 1
Pomimo różnorodności sieci oraz jej szybkiego rozwoju we wszystkich regionach świata, wciąż dominującym językiem pozostaje angielski. Według danych Internet World Stats, ponad 27 proc. internautów posługuje się językiem Szekspira. Powód jest oczywisty - to na zlecenie armii Stanów Zjednoczonych opracowano rozwiązania technologiczne, które dały początek globalnej sieci.
Nowa technologia była początkowo rozwijana w ośrodkach akademickich w USA i Europie, a naukowcy komunikowali się między sobą przeważnie po angielsku. Również komercyjne i prywatne zastosowanie internetu upowszechniło się najpierw po obu stronach Atlantyku.
Szekspir ustępuje Konfucjuszowi
Internet zmienia się na naszych oczach i wiele wskazuje na to, że stoimy na progu umiędzynarodowienia sieci w bardzo szerokim sensie - ilościowym, językowym oraz technologicznym. Zmiany najłatwiej można dostrzec obserwując liczbę internautów na całym świecie. Pod koniec XX wieku globalna sieć była niemal równo podzielona między mieszkańców Północnej Ameryki (29,9 proc. wszystkich internautów), Starego Kontynentu (29,1 proc.) oraz Azji (31,6 proc.). W ciągu ostatniej dekady proporcje zmieniły się radykalnie. Z danych opublikowanych przez serwis Internet World Stats wynika, że obecnie czterech na dziesięciu internautów mieszka w Azji. Z Europy i Ameryki Północnej pochodzi w sumie 37,8 proc. użytkowników sieci.
Chiński wygra
Statystyczny internauta wciąż posługuje się językiem Szekspira (27,6 proc.). Jednak w 2009 roku już 22,1 proc. użytkowników sieci mówiło po chińsku. Język chiński, obok arabskiego i rosyjskiego, należy do grupy języków o największej dynamice wzrostu, rozumianej jako wzrost liczby internautów, posługujących się danym językiem. Warto również zwrócić uwagę na fakt, że obecnie już ponad 60 proc. użytkowników internetu podpisuje się nie używając liter alfabetu łacińskiego.
Kolejne piętra wieży
Rosnąca liczba internautów, którzy posługują się alfabetami innymi niż łaciński wymusiła zmiany w rozwiązaniach będących filarami internetu. Jednym z nich jest system nazw internetowych (Domain Name System - DNS). Jest to protokół, który w latach osiemdziesiątych XX w. opracował Ian Postel. System DNS można porównać do tłumacza pomiędzy człowiekiem a komputerem. Dzięki niemu możemy posługiwać się przyjaznymi i łatwymi do zapamiętania nazwami domen, zamiast wpisywać w przeglądarce cyfry tworzące adres IP danej strony.
Pod koniec lat 90. rozpoczęto prace nad poszerzeniem systemu DNS o znaki spoza alfabetu łacińskiego. Efekt tych prac możemy zaobserwować już dziś. Od sześciu lat możemy rejestrować domeny z końcówką .pl zawierające polskie znaki diakrytyczne, takie jak ś, ć lub ż. Niedawno taką możliwość wprowadził operator europejskiej domeny .eu. Serwisy branżowe donoszą, że w ciągu pierwszej godziny zarejestrowano ponad 38 tys. takich domen.
Nowe języki, nowe domeny
Kolejne piętro internetowej wieży Babel budują kraje, które oprócz adresów zawierających znaki z ich alfabetów chcą posługiwać się rozszerzeniami domen w ich rodzimych językach. Od lat 80. sufiksy .com, .net, .pl i i inne są zapisywane przy pomocy alfabetu łacińskiego. Zielone światło dla końcówek tworzonych w cyrylicy, alfabecie arabskim i innych zapaliła Internetowa Korporacja ds. Nadawania Nazw i Numerów (ang. skrót ICANN).
W trakcie wrześniowej konferencji w Seulu ICANN oficjalnie zatwierdził zmianę sposobu adresowania stron internetowych. Od tego momentu wiele krajów zgłosiło wnioski o utworzenie własnych sufiksów. Jednym z nich jest Rosja, która od dawna zabiegała o utworzenie domeny zapisywanej cyrylicą. Starania wspiera prezydent Miedwiediew, który na konferencji prasowej zapowiedział, że administracja publiczna będzie posługiwała się adresami internetowymi pisanymi w cyrylicy tak szybko, jak tylko będzie to możliwe.
Według ICANN, obecnie ponad 30 krajów zamierza wprowadzić domeny krajowe IDN w ciągu najbliższych dwóch lat. Wśród nich znajdują się m.in. Chiny, Maroko, Arabia Saudyjska i Grecja. Eksperci szacują, że w ciągu najbliższych kilkunastu miesięcy system DNS może zostać poszerzony o ponad 15 nowych języków.
Gżegżółka.pl
Wróćmy z poziomu globalnego na nasze lokalne podwórko. Wiele osób wątpi czy adresy z polskim "ogonkami" są w ogóle potrzebne, skoro przez ostatnich kilkanaście lat dawaliśmy sobie radę bez nich. - Obserwując rynek wtórny handlu domenami widać, że wersje IDN osiągają kilkukrotnie niższe ceny niż adresy bez polskich znaków ? zauważa Katarzyna Gruszecka-Kara, Hosting & Domains Director firmy 2BE.PL.
Nie oznacza to jednak, że adresy z polskimi znakami są przelotną modą i niepotrzebną fanaberią. Zarezerwowanie własnej domeny IDN może mieć znaczenie dla wizerunku strony internetowej oraz dla bezpieczeństwa jej użytkowników. Doświadczenie pokazuje, że przestępcy i oszuści działający w sieci dość szybko adaptują wszelkie nowości, w tym adresy IDN. - Właściciele firm lub serwisów internetowych, których nazwa zawiera polskie znaki powinni zadbać o zarezerwowanie wersji IDN swojej domeny. Dzięki temu unikniemy ryzyka tzw. cybersquattingu czyli sytuacji, gdy ktoś w złej wierze rejestruje domenę łudząco podobną do naszej i używa jej do wyłudzania poufnych informacji od użytkowników lub działania na szkodę firmy - doradza Gruszecka-Kara.
Podobny przypadek spotkał niedawno spółkę Swistak.pl, będącą właścicielem popularnego serwisu aukcyjnego. Przez pewien czas pod adresem świstak.pl, zarejestrowanym przez "dzikiego lokatora", można było znaleźć linki do stron erotycznych. Na szczęście firma odzyskała domenę po złożeniu skargi do Sądu Polubownego ds. Domen Internetowych, który działa przy Polskiej Izbie Informatyki i Telekomunikacji.
Perspektywy na przyszłość
Obecnie termin "wieża Babel" oznacza miejsce, gdzie spotykają się ludzie mówiący różnymi językami lub przedsięwzięcie prowadzące do powstania zamętu. Zmiany techniczne, mające ułatwić korzystanie z internetu osobom posługującym się m.in. językami azjatyckimi są na wczesnym etapie rozwoju. W tym momencie trudno wskazać jak wpłyną na dalszy rozwój internetu.
Sceptycy obawiają się powstania w internecie swoistych enklaw językowych. Zwolennicy adresów IDN twierdzą, że proces globalizacji jest na tyle zaawansowany, że pomimo ekspansji nowych języków i alfabetów internauci nie obejdą się bez wspólnego języka i funkcję lingua franca wciąż będzie pełnić język angielski.