Li-Fi - przyszłość internetu bezprzewodowego?
Technologia z XIX wieku może już niedługo wrócić do łask. Trwają bowiem prace nad bezprzewodowym łączem internetowym, które wykorzystuje sygnały świetlne do przesyłania danych.
W odróżnieniu od "oceanicznych" sygnałów świetlnych, diody w sprzęcie mają przekazywać dane przy pomocy bardzo szybkich i subtelnych, praktycznie niezauważalnych zmian jasności świecenia - dla zewnętrznego obserwatora jednak będzie to wyglądało, jakby LED-y świeciły jednolicie.
Technologia ta ma wprawdzie spore ograniczenia, np. raczej trudno ją wykorzystywać poza pomieszczeniami, ze względu na podatność na zwykłe zasłonięcie emitera - zadymienie czy zamglenie otoczenia. Jednak z drugiej strony tę wadę można łatwo przekuć w zaletę. Li-Fi praktycznie wyeliminuje możliwość włamania do sieci bezprzewodowej, co jest wręcz na wagę złota w środowisku firmowym.
Kolejną zaletą jest możliwość implementacji technologii np. w samolotach, gdzie tradycyjne sieci radiowe mogą zakłócić działanie wyposażenia w kabinie pilotów, narażając pasażerów. Niestety, światło bardzo traci na intensywności wraz z rosnącym dystansem, więc Li-Fi może transmitować dane na raczej niewielkie odległości.
Złożony z ogólnodostępnego sprzętu wartości kilku dolarów prototyp "modemu" Li-Fi zaprezentowany został w zeszłym tygodniu na konferencji TEDGlobal w Edynburgu. Haas użył go do przesłania pliku wideo, który był na bieżąco wyświetlany na wielkim ekranie przez projektor. Transmiter osiągnął prędkość 10 Mb/s, lecz twórca chce przyspieszyć go do 100 Mb/s w ciągu najbliższych kilku miesięcy.
Nad podobną technologią pracuje także Siemens, któremu udało się osiągnąć prędkość 500 megabitów na sekundę na odległość 5 metrów, jednak to pomysł Haasa ma większe szanse, aby bardzo szybko trafić pod strzechy - chociażby ze względu na koszty i łatwość transmisji.
Piotr Dopart