Opalanie przez komputer
Po tym, gdy ponad 30 tys. osób dało się nabrać, że zalogowanie na witrynie ComputerTan.com włącza oprogramowanie wykorzystujące promieniowanie monitorów LCD, by zapewnić piękną opaleniznę, brytyjska organizacja charytatywna Skcin przyznała, że to mistyfikacja. Celem akcji było i jest nadal zwiększenie świadomości społecznej związanej z nowotworami skóry.
Autorzy zamieszczonego na stronie WWW tekstu przekonywali, że pobudzając atomy za pomocą określonych częstotliwości, można spowodować, że CCFL będą emitować promienie świetlne o różnej długości: od podczerwieni po ultrafiolet (twórców prezentowanej technologii miał szczególnie interesować właśnie ten koniec spektrum). Twierdzili również, że ściśle kontrolując parametry prądu dostarczanego do CCFL, są w stanie regulować poziom i intensywność promieniowania, aby dostosować je do skóry użytkownika.
Komputerowe opalanie miało eliminować ryzyko poparzenia. Zgodnie z opisem, najlepiej odbywać 3 sesje tygodniowo. Wtedy pobudzone promieniowaniem UVB melanocyty produkują więcej barwnika, który przemieszcza się w kierunku powierzchni skóry, gdzie ulega utlenieniu.
Po zadeklarowaniu przez internautę chęci wzięcia udziału w darmowej sesji, prezenterka zachwalała technologię. Potem wystarczyło nacisnąć guzik "start", by po krótkiej "kalibracji" monitora rozpocząć 5-minutowe opalanie. Gdy kontrolki znikały, pojawiały się świetlówki, które nie tylko coraz silniej się jarzyły, ale i wydawały charakterystyczny bzyczący dźwięk.
Niespodziewanie na białym tle wyświetlał się napis: "Nie daj się oszukać, promieniowanie UV szkodzi" oraz seria zdjęć nowotworów skóry. Oprawa graficzna kampanii jest dziełem agencji reklamowej McCann Erickson.
Anna Błońska