Płatne wyniki wyszukiwania w Google

Dawno, dawno temu płatne wyniki wyszukiwania postrzegane były jako zło. A Google dumnie chwaliło się, że na ich wyniki pieniądze nie mają wpływu. Ale wszystko się zmienia.

Nie przyjmowanie pieniędzy w zamian za prezentowanie wyników wyszukiwania było częścią polityki "Don't be evil". Teraz, nie dokładnie w takiej formie ale jednak, Google wprowadza mechanizm, w którym wynik wyszukiwania jest powiązany z pieniędzmi, które płyną do Mountain View.

Ale o co właściwie chodzi? W zeszłym roku Google uruchomiło usługi Google Hotel Finder i Google Flight Search. Branżowe wyszukiwarki, które miały konkurować z istniejącymi już wyszukiwarkami hoteli i połączeń lotniczych. Teraz okazuje się, że w usługach tych Google pobiera opłaty od usługodawców, na których wskazują te wyszukiwarki.

Czyli jeśli za pośrednictwem tego mechanizmu kupicie bilet lotniczy, pewna część kwoty, którą wpłacicie na konto przewoźnika, powędruje do Google. Uczciwy deal. Problem polega na tym, że całkowicie sprzeczny z zasadami "Don't be evil". Jeszcze w 2004 roku, kiedy Google wchodziło na giełdę, ich zasady w kwestii wyników wyszukiwania wyglądały tak:

Reklama

"Nie przyjmujemy pieniędzy za pojawienie się lub lepszą pozycję w wynikach wyszukiwania. Przyjmujemy pieniądze za reklamę, ale nie wpływa ona na sposób w jaki generujemy wyniki wyszukiwania. Reklamy są wyraźnie zaznaczone i oddzielone. Przypomina to trochę gazetę, w której artykuły są niezależne od reklam. (...) Zasady te stosujemy w przypadku każdego naszego produktu i usługi. Wierzymy, że dla użytkowników ważnym jest by otrzymać rzetelne informacje a nie informacje, za wyświetlenie których ktoś chce płacić".

Google tłumaczy to tym, że pewnych informacji nie da się uzyskać za pomocą crawlerów i potrzebne jest do tego nawiązanie "płatnych relacji" z niektórymi podmiotami" "Zdaliśmy sobie sprawę, że musimy albo licencjonować te dane albo ustanowić relacje z dostawcami danych" - mówił Amit Singhal, osoba odpowiedzialna za rozwój przeglądarek w Google.

Wszyscy konkurenci Google, na przykład Facebook czy Twitter mają już swoje mechanizmy płatnego udostępniania treści, które są dużo bardziej przejrzyste niż te w Google. To jest business, a fakt, że Google zmieniło zdanie nie oznacza jeszcze, że stanie się od razu megakorporacją, która zniszczy świat. Po prostu zachowuje się jak duża korporacja, którą jest już od jakiegoś czasu.

Źródło informacji

gizmodo.pl
Dowiedz się więcej na temat: Google
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy