Socl - platforma społecznościowa od Microsoftu
Kilka miesięcy temu w sieci pojawiły się doniesienia o projekcie Tulalip, którego roboczą wersję udostępniono wówczas przypadkiem pod adresem Socl.com. Wcześniejsze spekulacje zostały potwierdzone: Microsoft tworzy własną platformę społecznościową!
Microsoft doszedł do wniosku, że skrywany - do tej pory - projekt trzeba w końcu pokazać światu i zaprosił do testów jednego z dziennikarzy The Verge. W rezultacie w sieci pojawiło się kilka zrzutów ekranu, pokazujących wygląd serwisu Socl, którego nazwa wydaje się równie odkrywcza, jak Flickr czy Tumblr. Albo Micrsft.
Rewolucji, której w gruncie rzeczy nikt nie zapowiadał, nie ma. Standardowy dla tego typu serwisów układ wydaje się mówić "jeśli działa na Facebooku, będzie działać i u nas". Górny pasek zawiera wyszukiwarkę i - najprawdopodobniej - dostęp do ustawień profilu, skrywany pod zdjęciem bok nazwy użytkownika.
Lewa strona to typowe menu z listą opcji, a środkowa część ekranu przeznaczona jest na wiadomości. Słowem: nuda. I nie jest to zarzut - standardy są znane, wygodne i powszechnie akceptowane i - na razie - nikt nie wymyślił niczego lepszego. Gdy wymyśli - będzie autorem przełomu, ale Microsoft chyba nie ma takich aspiracji.
Choć pod względem wyglądu serwis Microsoftu nie wyróżnia się niczym szczególnym, wabikiem na użytkowników ma być społecznościowe wyszukiwanie. Idea nie jest nowa, nowością mają być jednak zapytania, publikowane w strumieniu naszych wiadomości.
Kolejną innowacją jest system tagów, używanych do oznaczania wpisów. Tagi być może sprawdzały się w połowie poprzedniej dekady, jednak w czasach, gdy wyszukiwarki wiedzą lepiej od nas, czego potrzebujemy, takie oznaczanie wpisów wydaje się anachronizmem.
Ciekawą funkcją wydaje się za to "video party" - możliwość wspólnego oglądania filmów z YouTube'a. Brzmi znajomo? Wszelkie podobieństwo do znanych z Google'a+ Spotkań jest zapewne niezamierzone i zupełnie przypadkowe.
Microsoft od dziesięcioleci nie jest już startupem grupy entuzjastów, wdrażających swoje pomysły w garażu lub coworkingowym biurze, udostępnionym do Dolinie Krzemowej. Solidne podstawy finansowe zapewniają mu nie społecznościowe zabawki, co przede wszystkim rozwiązania dla biznesu i przemysł, skupiony wokół elektronicznej rozrywki.
Po co zatem pracuje nad projektem, który - jak się wydaje - nie przyniesie istotnych zmian? Prawdopodobne wydają się dwie przyczyny.
Jedną z nich jest nie tyle próba opanowania rynku społeczności, na którym Microsoft - za sprawą udziałów w Facebooku - jest obecny od lat, co stworzenie dodatkowego gracza. Konkurencja dla istniejących serwisów, nie ma wprawdzie szans, by im zagrozić, ale może ograniczyć ich wzrost i dochody.
Druga przyczyna wynika z zaangażowania na rynku wyszukiwarek. Firma z Redmond - mimo ponoszonych na tym rynku strat - jest na razie skłonna sporo dopłacać i nowy serwis społecznościowy, oferując skuteczne wyszukiwanie może być kolejną próbą wsparcia dla wyszukiwarki Microsoftu. Otwarte pozostaje pytanie, na ile zmieni to sytuację Binga.
Łukasz Michalik