Najdziwniejszy eksperyment w historii. 60 godzin bez snu i "brak efektów"
Zanim jeszcze nauka udowodniła korzyści zdrowotne snu, naukowcy zachodzili w głowę, czy wysypianie się nie jest zwykłym marnowaniem jednej trzeciej życia. W tym roku mija 100 lat od prawdopodobnie najdziwniejszego eksperymentu psychologicznego w historii. Zebrano w nim ośmiu studentów, którzy nie spali przez 60 godzin. Co się wtedy wydarzyło?

Spis treści:
- Najdziwniejszy eksperyment psychologiczny w historii
- 60 godzin bez snu i "żadnych szkodliwych efektów w ciele". Mistyfikacja?
- Długotrwały brak snu. Jakie są skutki dla człowieka?
- Niedobór snu i praca ponad siły. To nie przypadek
Najdziwniejszy eksperyment psychologiczny w historii
Frederick August Moss, profesor z Uniwersytetu George'a Washingtona w USA, w latach 20. XX wieku opracował słynny test MCAT (Medical College Admission Test), który zaczął służyć rekrutacji na studia medyczne. Przygotowując się do trudnych egzaminów, przyszli studenci niejednokrotnie zarywali noce. Również sam profesor psychologii był nosicielem przekonania, że sen jest stratą czasu. Postanowił dowieść tego naukowo.
Profesor, który mówiąc delikatnie, nie był fanem spania, 100 lat temu przeprowadził bodaj najdziwniejszy eksperyment psychologiczny w historii. Było to jedno z pierwszych badań naukowych nad snem. Miało na celu m.in. sprawdzenie, czy ludzi można wyszkolić do funkcjonowania bez snu. Artykuł na jego temat ukazał się w listopadzie 2025 roku w "Popular Science".
Dziś, po 100 latach, wiemy już bez jakichkolwiek wątpliwości, że sen i regeneracja są absolutnie konieczne do prawidłowego funkcjonowania, optymalnie w wymiarze 7-8 godzin na dobę. Wymagało to jednak uzyskania dowodów empirycznych. Te miały być jednymi z pierwszych. Co się wydarzyło podczas słynnego eksperymentu?
60 godzin bez snu i "żadnych szkodliwych efektów w ciele". Mistyfikacja?
Eksperyment został przeprowadzony pod koniec sierpnia 1925 roku. Wzięło w nim udział ośmiu studentów studiów licencjackich, których Moss zebrał w Foggy Bottom, dzielnicy Waszyngtonu. Uczestnicy mieli pozostawać bez snu przez co najmniej 60 godzin, a profesor miał badać co jakiś czas ich funkcje życiowe i refleks, sprawdzać ich w testach np. parkowania równoległego, a także przeprowadzać im testy na inteligencję.
Spośród ochotników najmłodszy miał 17 lat. Przez kolejne 2,5 dnia grupa poddawała się deprywacji snu. Aby nie zasnąć, śpiewali piosenki czy grali w baseball. Całej ósemce udało się wytrzymać 60 godzin. Wnioski z tego badania, opisane w artykule Is sleep Just a Useless Habit? z 1925 roku przez niejakiego Newtona Burke'a, stoją jednak w sprzeczności z dzisiejszym stanem wiedzy.
"Podczas gdy wydłużone czuwanie powoduje ekstremalną senność i rozdrażnienie, najwyraźniej nie powoduje żadnych szkodliwych efektów w ciele. Pod koniec ich długiego czuwania ośmioro studentów zadeklarowało, że czuli, że są w dobrej formie" - czytamy w artykule z 1925 roku.
Jest też więcej rewelacji. Autor badania odnotował, że zdolność prowadzenia pojazdów ulega pogorszeniu po 50 godzinach bez snu, ale potem znów poprawia się po 55 godzinie. Artykuł omawia także inne dziwaczne badania z tamtego okresu. W jednym z nich uczestnicy nie spali rzekomo 115 godzin i "odkryli, że mogą strząsnąć inwazję snu, trzymając swoje mięśnie w napięciu". Ile z tego jest prawdą, a ile mistyfikacją?
Długotrwały brak snu. Jakie są skutki dla człowieka?
Wspomniany artykuł nie miał charakteru naukowego i stanowił raczej zbiór różnych wniosków. Warto pamiętać, że przed wiekiem rygor naukowy nie był specjalnie przestrzegany, zwłaszcza w badaniach nad psychiką. Badacze pozwalali sobie na spore naginanie rzeczywistości, koloryzowanie i tendencyjność, aby publikacja potwierdzała ich tezy. To całkowite zaprzeczenie idei nauki. Tak postępował nawet ojciec psychoanalizy, Zygmunt Freud.
Wiele badań z zakresu psychologii nie było nigdy powtarzanych, a te powtórzone częstokroć dawały odmienne wyniki (stąd tzw. kryzys replikacyjny w psychologii). Wszystko to kwestionuje naukowość wielu tych badań i publikacji, ale ma pewną wartość historyczną. Pozwala nam dzisiaj poznawać dawne sposoby myślenia oraz zabiegi retoryczne, które miały uwiarygadniać różne idee.
Nie sposób ustalić, co dokładnie wydarzyło się podczas badania profesora Fredericka Augusta Mossa. Dziś wiemy już, że deprywacja snu pogarsza zdolności poznawcze, po upływie 48 godzin może dochodzić do mikrosnu, czyli kilkusekundowych, nieświadomych przypadków zaśnięcia lub utraty przytomności - a według badania z 1925 roku wszyscy uczestnicy zachowywali czujność nieustannie przez 60 godzin. Badani mogli nie wejść jeszcze w etap halucynacji i paranoi, które pojawiają się zwykle w 3 dobie (po 72 godzinach) bez snu. Po 96 godzinach może już dochodzić do silnych halucynacji, depersonalizacji i poważnych trudności w wykonywaniu najprostszych czynności oraz w komunikacji.
Nie wiadomo, po ilu godzinach bez snu człowiek umiera. Prawdopodobnie nigdy tego nie badano ze względów etycznych. Rekord czuwania należy do Randy'ego Gardnera, który w 1964 roku nie spał przez 264 godziny i 24 minuty (nieco ponad 11 dni). Dziś natomiast wiadomo, że częste niedosypianie zwiększa ryzyko przedwczesnej śmierci.
Zupełnie niezgodne ze stanem obecnej wiedzy jest twierdzenie, jakoby brak snu nie powodował żadnych negatywnych zmian fizjologicznych. Dziś wiemy już, że niedosypianie, zwłaszcza chroniczne, rozregulowuje wiele układów w naszym organizmie. Wpływa to niekorzystnie na ciśnienie krwi, zwiększa poziom stresu oksydacyjnego, uszkadzając komórki, zwiększa ryzyko chorób, zaburza równowagę hormonalną, osłabia układ odpornościowy, promuje stany zapalne, upośledza działanie układu glimfatycznego usuwającego toksyczne produkty przemiany materii z mózgu i nie tylko.
Niedobór snu i praca ponad siły. To nie przypadek
Nie wiadomo, ile z tych doniesień było prawdziwych, a ile pisanych było pod z góry założoną tezę o zbyteczności snu. Takie przekonanie było bowiem rozpowszechnione w krajach anglosaskich pod wpływem specyficznej doktryny religijno-gospodarczej (zob. Max Weber, Etyka protestancka a duch kapitalizmu, wyd. org. 1905). Doktryna ta, wywodząca się jakoby z etyki protestanckiej, obrała produktywność człowieka za wartość nadrzędną - nawet wobec jego zdrowia. I nawet dzisiaj, gdy dowody naukowe z kolejnych dziesięcioleci obaliły wnioski z 1925 roku, wielu ludzi pracuje ponad siły, gdyż tylko w ten sposób czują się wartościowi. Inni już nie poprzez pracę, lecz następującą po niej konsumpcję realizują swoje najwyższe wartości.
Te wartości przyszły jednak z zewnątrz. Nadmierna pracowitość i potępienie jakiegokolwiek lenistwa czy odpoczynku, wliczając w to 7-8 godzin snu, pojawiły się dopiero na pewnym etapie historii. Eksperci szacują bowiem, że jeszcze w społeczeństwach łowiecko-zbierackich człowiek do pełnego zaspokojenia wszystkich swoich potrzeb pracował nie więcej niż 4-6 godzin dziennie. Rewolucja neolityczna, która miała ułatwić nam życie, sprawiła jednak, że zaczęliśmy pracować znacznie dłużej, a przez to odpoczywać mniej. I tak poprzez kolejne ustroje, niewolniczą pańszczyznę i industrializację sprzed czasów nastania praw pracowniczych - człowiek przepracowywał się z konieczności, w imię ideałów lub na pokaz. Dziś niejednokrotnie wywierane są naciski, by nawet hobby i czas wolny były "produktywne". Czy te mroczne czasy już się skończyły? Otóż nie.
Obecnie, gdy w większości krajów świata istnieją już prawa pracownicze, nadal nie wszędzie są one przestrzegane, a bywa też, że są omijane w kreatywny sposób. W Japonii fenomen śmierci z przepracowania ma nawet własne słowo - karoshi. W Chinach nikogo nie dziwi model pracy 996 - od 9 rano do 9 wieczorem, 6 dni w tygodniu. Jest on także promowany na Zachodzie. Wszystko to pomimo niebotycznego wzrostu produktywności w ciągu ostatniego wieku. Obecny system działa tak, że wszystkiego musi być więcej - poza snem. Nie bez powodu w niemal każdym zakładzie pracy jest automat z kawą, często za darmo.
Powiedzenia "wyśpię się w grobie" albo "sen jest dla słabych" nadal można usłyszeć w 2025 roku, mimo że na naturalną potrzebę naszego organizmu naprawdę nie ma mocnych, a przekonanie, że jest coś ważniejszego od snu, wywodzą się ze specyficznej doktryny, która nie istnieje od zawsze i ma jakiś cel - a z pewnością nie jest nim nasz dobrostan ani work-life balance. W świetle współczesnej wiedzy naukowej negowanie snu - jednej z naszych absolutnie podstawowych potrzeb fizjologicznych - wydaje się szaleństwem.










