Nasz najdroższy internet...

Realizacja wytycznych Unii Europejskiej, wg których internet powinien być obłożony podstawową stawką VAT, obowiązującą w danym kraju, przebiegła po linii najmniejszego oporu. W zdecydowanej większości przypadków operatorzy doliczyli do cen dostępu 22 proc. VAT, co przez większość internautów zostało odebrane - słusznie - jako kolejna podwyżka. Pomijając już fakt, że takie postępowanie jest nieetyczne, gdyż tak naliczony VAT operator może sobie później odliczyć, a "prosta" podwyżka uderzy po kieszeni końcowych odbiorców, to relacje pomiędzy zarobkami a cenami dostępu do internetu w Polsce - w porównaniu z innymi krajami - po raz kolejny wzrosły.

article cover
RMF24.pl

Czy rzeczywiście? Jakiś czas temu pojawił się raport Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji, sygnowany przez dr. Wacława Iszkowskiego, stwierdzający, że opłaty za dostęp do sieci wcale nie są u nas takie wysokie. Szef PIIT stwierdził w nim, że "powszechna opinia o wysokich kosztach dostępu do internetu w Polsce jest nieprawdziwa, bowiem już teraz ceny najtańszych pakietów internetowych są w zasięgu każdego gospodarstwa domowego".

Czy jednak tak właśnie jest? Popatrzmy. Zestawienie cen dostępu do sieci pozornie przemawia na korzyść tezy doktora Iszkowskiego. Ceny za godzinę korzystania z sieci (w najbardziej popularnym u nas systemie "wdzwanianym", czyli przez modem) wynoszą bowiem - poza godzinami szczytu:

Polska - 0,61-0,92 euro (zależnie od operatora i promocji, średnia 0,78 euro), Hiszpania - 0,75 euro (a nie, jak podają niektóre źródła, 3,00 euro), Austria - 0,71 euro, Wielka Brytania - 0,60 euro, Holandia - 0,55 euro, Niemcy - 0,48 euro, Czechy - 0,47 euro, Węgry - 0,43 euro, Finlandia - 0,25 euro, Słowenia - 0,13 euro, USA - 0,06 euro;

zaś miesięczny abonament za najtańsze "oficjalne" łącze stałe:

Hiszpania - 48 euro, Austria - 44 euro, Finlandia - 41 euro, Holandia - 39 euro, Niemcy - 33 euro, Wielka Brytania - 29 euro, Węgry - 29 euro, Polska - 28 euro Czechy - 22 euro, Słowenia - 21 euro, USA - 17 euro.

(Uwaga: do ceny najtańszej neostrady doliczono obowiązujący od dziś VAT i opłatę za miesięczny abonament, gdyż bez tego surfować przez TP SA się nie da.)

To jeszcze nie wygląda najgorzej, ale... wystarczy teraz tylko zestawić to ze średnią pensją w danym kraju, aby prawie cala ta tabela wywróciła się do góry nogami. Zobaczmy, ile (w tych samych państwach) trzeba pracować, aby móc rozkoszować się (później) z domu dostępem do sieci. Średni miesięczny zarobek netto ("na rękę") w 2004 roku wynosił:

Niemcy - 2739 euro, Wielka Brytania - 2641 euro, Finlandia - 2598 euro , Austria - 2434 euro, USA - 2317 euro, Holandia - 2269 euro, Hiszpania - 1289 euro, Słowenia - 1046 euro, Polska - 493 euro, Czechy - 477 euro, Węgry - 432 euro.

A zatem - za średnią miesięczną pensję modemowcy mogą sobie posurfować przez: Polska - 632 godziny, Węgry - 1004 godziny, Czechy - 1014 godzin, Hiszpania - 1718 godzin, Austria - 3428 godzin, Holandia - 4125 godzin, Wielka Brytania - 4401 godzin, Niemcy - 5706 godzin, Słowenia - 8046 godzin, Finlandia - 10392 godziny, USA - 38 616 godzin,

a na stałym łączu (też za miesięczną pensję) przez: Węgry - 15 miesięcy, Polska - 18 miesięcy, Czechy - 21 miesiące, Hiszpania - 27 miesięcy, Holandia - 27 miesięcy, Austria - 55 miesiące, Słowenia - 50 miesięcy, Wielka Brytania - 91 miesięcy, Finlandia - 63 miesiące, Niemcy - 83 miesiące, USA - 136 miesięcy.

Nawet i to porównanie, pokazujące, jak wysoka jest u nas cena dostępu, jest nieco mylące. W krajach zachodnich bowiem praktycznie już nikt nie oferuje tak wolnych łącz, jakie są dostępne u nas. Stąd w "starych" krajach Unii trudno jest znaleźć opłaty za łącze 128kbps. Zatem w powyższym zestawieniu (poza Hiszpanią, Czechami, Węgrami i Polską) widnieją ceny najtańszego łącza szerokopasmowego. Wnioski są chyba jasne: nie dość, że opłata za dostęp do internetu jest w Polsce zdecydowanie zbyt wysoka, to na dodatek nie zrobiono absolutnie nic, aby zminimalizować efekty podwyżki!.

Przecież - mogąc sobie odliczyć VAT - operatorzy mogli zmniejszyć podstawę, tak, aby klient za wiele nie stracił. Tak zrobili jednak tylko niewielcy, dbający o klientów providerzy. Monopoliści po prostu VAT doliczyli. Oznacza to, że zarobią na nas dodatkowo ok. 20 procent. A wystarczyło, by "dbający o nas" rząd wydał odpowiednie rozporządzenie...

Oczywiście, można powiedzieć: "gdzie nam równać się z krajami tak bogatymi, jak USA czy Niemcy"? To też prawda, ale... abyśmy stali się bogatsi - powinno się dotować nie kopalnie, stocznie, huty czy polityków, a właśnie rozwój nowych technologii.

Coraz wyższe ceny dostępu do sieci odstraszają wielu i obecnych, i potencjalnych klientów. A bez dostępu do sieci - postępu i rozwoju nie będzie. A TP SA i operatorzy mają piękną wymówkę: "No, my chcieliśmy, ale ta Unia..." i to kanalizuje gniew internautów, nie tylko internautów-eurosceptyków.

Euroentuzjaści twierdzą jednak, że obecna sytuacja to nie wina Unii, ale polskich władz i TP SA. O tym, że Unia wymaga podstawowej stawki na niektóre usługi, wiedziano bowiem już od początku negocjacji, dotyczących wejścia do UE. Gdyby wtedy zajęto się (obok tysiąca rzeczy mniej lub bardziej ważnych) sprawą opłat za sieć, może udałoby się wynegocjować inne warunki. Nie jest też winą Unii Europejskiej, że w Polsce mamy jedną z najwyższych w Europie stawek podstawowych VAT ( w większości krajów Unii wynosi 14-17 proc.). I w ten sposób politycy przepychają się między sobą, a klient na tym traci.

Wieszając psy na TP SA należy jednak pamiętać, o tym, że gdyby nie SDI i Neostrada, stały dostęp do sieci mieliby w Polsce jedynie wybrani, a zatem i narzekań na TP SA byłoby mniej ;) I jeszcze jedno. Niewiele osób stać na stałe łącza. Bywa też i tak, że nawet jeśli kogoś stać, to np. w jego miejscowości "nie ma możliwości technicznych" (czytaj: TP SA się nie opłaca, chyba że zbierze się odpowiednio duża grupa, ok. 40 chętnych, co nie zawsze i wszędzie jest możliwe). Osoby takie korzystają z tzw. dostępu wdzwanianego - przez modem.

Teoretycznie w ten sposób mogą regulować swoje płatności długością przebywania w sieci. Jednak potwierdza się stara prawda, że to, co tanie, to drogie. Połączenia przez modem są wolniejsze niż za pomocą stałego łącza, no i mniej pewne. Niekiedy "wdzwonienie się" pożera kilka impulsów, czasem połączenie zostaje przerwane i trzeba zabawę zaczynać od nowa. Wszelkie podwyżki cen dostępu najbardziej dotykają właśnie "wdzwaniających się" modemowców. Pamiętajmy, że stanowią oni wciąż ok. 70 proc. polskich internautów i szybko się to nie zmieni. TP SA nie będzie przecież bez przerwy inwestować w rozwój infrastruktury.

A konkurencji jakoś - mimo zapowiedzi - nie widać. Mści się kumoterska polityka byłego Ministerstwa Łączności i Telekomunikacji, które nielegalnie i po kryjomu roztoczyło nad TP SA parasol ochronny. Winni zostali ukarani jedynie pozbawieniem stanowisk (i sowitą odprawą z naszych podatków), niemniej swój cel osiągnęli. Potencjalni konkurenci są przekonani, że parasol nad TP SA, mimo zmiany struktur, rozpostarty jest nadal, zwłaszcza że władze nie robią nic, aby ich z tego przeświadczenia wyprowadzić. Ukryty cel czy głupota?

A może Polska jest zbyt biednym krajem, aby móc sobie pozwolić na obniżki cen internetu? Nieprawda. Wiele jest krajów znacznie od nas (w przeliczeniu na mieszkańca) biedniejszych, np. Indie, lecz w krajach tych rządy rozumieją potrzebę rozwoju technologicznego i starają się utrzymać ceny za dostęp do internetu w rozsądnej wielkości. Stad tak wielu Hindusów zostaje cenionymi na całym świecie informatykami - zmniejszając jednocześnie bezrobocie w rodzimym kraju. A to wszystko oznacza ni mniej ni więcej tylko to, że w naszym kraju coś jest nie tak z wydawaniem wypracowanych pieniędzy. Być może za dużo wydaje się na wypłaty dla urzędników i polityków, a za mało na inne dziedziny życia - w tym na internet?

Jaki zatem jest polski internet? Drogi czy tani? Wbrew optymistycznym raportom - jak wynika z przedstawionych analiz - drogi, a nawet bardzo drogi!Znacznie droższy niż wynikałoby to z siły nabywczej złotówki! Nie zmienią tego stanu rzeczy raporty, pokazujące tylko wygodną stronę medalu, nie zmieni też zrzucanie wszystkiego na "Unię, masonów, cyklistów i inne szatańskie siły"...

Unia i tak poszła nam na rękę, dopuszczając bezVATowość sieci w placówkach edukacyjnych. Ale... większość z Was wie, jaka to jest sieć i nauka internetu w szkołach. Tu jest tak, jak na nartach: "Jak się (sam) nie wywrócisz - to się nie nauczysz"!!! Pamiętajmy o tym, że internet zdobył popularność na świecie głównie dzięki temu, że początkowo był za darmo (choć tylko na uczelniach), a potem ceny dostępu ustalano w miarę rozsądnie. Przez to stał się w większości krajów dostępny naprawdę dla każdego.

Przykładowo: miesięczny abonament na szerokopasmowe stałe łącze w USA to równowartość ceny czterech hamburgerów. Skoro staramy się naśladować USA we wszystkim, naśladujmy ich także i w tym, co robią dobrze. Wszystkim próbującym wycisnąć kasę drogą podnoszenia cen, dedykuję niemieckie przysłowie: "Kasę robi ilość". Czyż nie jest znamienny przypadek akcyzy na alkohol? Po jej obniżeniu dochody budżetu wzrosły, bo ludzie mogli więcej kupić. To samo nastąpiłoby w przypadku internetu. Obniżenie cen za dostęp zwróciłoby się w dwójnasób. Może nie całkowicie w pieniądzach, ale także we wzroście zaawansowania technicznego mieszkańców Polski czy stopnia nabytej wiedzy.

Rozumiem to, że operatorzy wykorzystują każdą okazję do zarobku. Ale dlaczego nic nie zrobili w tym kierunku - poza lekkim pobrzękiwaniem szabelką - posłowie i przedstawiciele rządu?Czyżby taka sytuacja była dla nich wygodna? Wszak z VAT-u na sieć wpłynie do budżetu nieco pieniędzy i znów będzie sobie można podnieść nieopodatkowane diety lub wyznaczyć milionowe "nagrody za działalność roczną".

Do rozwiązania potrzebna jest dobra wola wszystkich stron, nie tylko operatorów. Tymczasem bez przerwy padają deklaracje o takiej dobrej woli, ale na tym się kończy. A to nie rokuje najlepiej...

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas