NASA prawie straciła sondę MAVEN! Bez niej badania byłyby utrudnione...
NASA była bliska utraty jednej z sond kosmicznych, krążących wokół Marsa. Orbiter MAVEN wpadł w poważne tarapaty w najmniej oczekiwanym momencie.
Główna badaczka misji, Shannon Curry, właśnie przedstawiała kierownictwu NASA optymistyczne wizje na przyszłość. Niespodziewanie zadzwonił do niej telefon od kierownika projektu. Zamiast słów uznania usłyszała: "Jesteśmy w trybie awaryjnym". Sondy kosmiczne NASA wchodzą w tryb awaryjny w momencie, gdy natrafią na problem, którego nie są w stanie autonomicznie rozwiązać. Wówczas statek kosmiczny wyłącza wszystko, czego nie potrzebuje do przetrwania i czeka na dalsze instrukcje inżynierów z Ziemi. Czasami wystarczy "wyłączyć i włączyć", jednak tym razem problem był bardziej skomplikowany.
NASA stanęła na granicy utraty sondy MAVEN znanej również pod nazwą Mars Atmosphere and Volatile Evolution. Sonda znalazła się na orbicie wokół Marsa w 2014 roku i od tego czasu oprócz badania atmosfery, pełni funkcję stacji przekaźnikowej między Ziemią, a pojazdami na powierzchni planety. To jeden z wielu powodów, dla których NASA nie zamierzała kończyć misji sondy, mimo że spędziła ona w kosmosie sporo więcej czasu niż zakładano.
Sonda MAVEN posiada na pokładzie dwie inercyjne jednostki pomiarowe (IMU), a więc IMU-1 i IMU-2. Odpowiadają one za utrzymanie sondy we właściwej pozycji lub orientacji w przestrzeni, co jest konieczne na przykład do odpowiedniego zasilania baterii słonecznych statku. Pod koniec 2017 roku zespół kontroli misji wyłączył IMU-1 i przełączył statek na IMU-2. IMU-2 zużywała się znacznie szybciej niż zakładano, więc na początku lutego 2022 roku zespół przełączył MAVEN znów do IMU-1.
22 lutego, gdy Shannon Curry przedstawiała prezentację kierownictwu NASA, sonda odmówiła posłuszeństwa. Nie mogła użyć żadnego z IMU do prawidłowego ustawienia swojej pozycji, przełączyła się zatem w tryb awaryjny. IMU-1 się zawiesił, a IMU-2 tracił życie. Największym wyzwaniem w tej sytuacji okazała się stabilizacja statku kosmicznego. Po godzinie wskrzeszania IMU-1 zespół przełączył MAVEN na dogorywający IMU-2. Mimo opanowania sytuacji, zespół nadal musiał zmierzyć się z problemem przedłużenia życia sondy.
Przyszła pora spojrzeć w gwiazdy...
Zespół kontrolujący sondę MAVEN zabrał się do pracy nad trybem all-stellar. Nie jest on tak precyzyjny, jak IMU, ale pozwala sondzie określić swoje położenie na podstawie obserwowanych gwiazd. Niestety w momencie wystąpienia awarii, tryb ten nie był jeszcze w pełni gotowy do zaimplementowany go w komputerach pokładowych sondy. Zespół nie przewidział sytuacji awaryjnej i planował wdrożyć go nieco później.
Gdy sonda MAVEN cały czas stabilizowała się na IMU-2, zespół starał się możliwie najszybciej opracowywać tryb all-stellar. Ukończono go w kwietniu, a więc wystarczająco szybko, aby w odpowiednim czasie móc wysłać polecenia do statku kosmicznego. Około miesiąc później sonda zaczęła stopniowo włączać i sprawdzać instrumenty.
Przez trzy miesiące urządzenie nie było zdolne do pełnowymiarowej pracy. Przejście w tryb awaryjny oznaczało ograniczenie połączenia z lądownikiem InSight, łazikami Curiosity i Perseverance, czy innymi urządzeniami NASA przebywającymi na Marsie. Choć inne orbitery również potrafią pełnić rolę przekaźników sygnału między Marsem, a Ziemią, to MAVEN przenosi jedno z największych obciążeń. Trzy miesiące przestoju okazały się zatem również ograniczeniem w nieskrępowanej eksploracji Marsa i ograniczeniem dla prowadzonych tam badań.