Kultowe zabawy po szkole. Tak bawiliśmy się po lekcjach

Co robiliście po szkole? Gdy zadzwonił ostatni dzwonek, wielu z nas wybiegało z murów placówki oświatowej, aby wreszcie odetchnąć - i nieźle się rozerwać. Oto najbardziej kultowe zabawy po lekcjach, które pamiętają zarówno starsi, jak i młodsi.

Zabawy po szkole

Dzieciaki, niezależnie od pokolenia, czasów i realiów, muszą się pobawić. Zwłaszcza po szkole, gdy mają za sobą kilka godzin wchłaniania informacji i wiedzy. Sposób na zabawę po szkole każdy miał swój. Nieodłącznym elementem rozrywki ze znajomymi na pewno były i są gry zespołowe, jak choćby piłka nożna czy koszykówka albo rowery. Podczas zimy kultowe były na pewno bitwy na śnieżki, choć od lat aura coraz rzadziej na to pozwala.

W jaki jeszcze sposób dzieciaki mogą bawić się po szkole? Niektóre gry i zabawy pamiętają tylko starsi, inne przetrwały próbę czasu i do dziś znajdują zainteresowanie młodych uczniów. Rzućmy okiem na najbardziej kultowe zabawy i gry z dzieciństwa - hity każdego szkolnego dziedzińca.

Reklama

Tazosy, karty i zbieractwo

Na sam początek wybrałem wszystko to, co zbierało się w latach szkolnych. Mam tu na myśli kolekcjonerskie kapsle, naklejki i inne małe gadżety, które mogliśmy znaleźć np. w paczkach chipsów, choć nie tylko - niektóre zestawy kart kupowało się w dedykowanych zestawach. Każda seria wiązała się z jakimiś konkretnymi zasadami rozgrywki, choć dzieciaki podchodziły do nich z dużym dystansem. Doskonale pamiętam czasy metalowych kapsli z chipsów, które zbierało się do kupy i rzucało o ziemię, a wygrane były tylko te, które odwróciły się drugą stroną.

Choć niektórzy nauczycieli uznawali proceder wymiany i gry w takie kapsle za hazard, to nie ograniczyło to ich popularności podczas szkolnych przerw czy po lekcjach. Denerwujący mógł być jednak szczęk metalu odbijający się od kamiennej posadzki, gdy tylko rozpoczęła się kolejna z przerw. Swoją drogą, z graniem w takie kapsle związana jest również inna dziecięca zabawa...

Papier, kamień i nożyce - gra perfekcyjna

Nie da się znaleźć drugiej tak wyważonej gry, jak papier, kamień i nożyce. Trzy "pozycje", każda pokonuje jedną i przegrywa z drugą. Nie ma "najlepszej" ręki, bo każda z nich ma dokładnie taką samą szansę na zwycięstwo, jak i porażkę. To dlatego był to idealny sposób na rozwiązywanie sporów czy podejmowanie decyzji - na przykład o to, kto rzuca kapslami jako pierwszy.

Dało się też w ten sposób dowodzić swoich racji, czy wpływać na inne aspekty szkolnego, jak i pozaszkolnego życia. Było to uczciwe, proste i w dużej mierze losowe, choć niektórzy uczyli się stosować pewnych psychotechnik. Niektórzy sądzą, że dobrym sposobem jest wybranie takiej pozycji, która w poprzedniej rundzie została użyta przez przeciwnika.

Kapsle, czyli wyścig po wszystko

Było już o kapslach kolekcjonerskich, ale co powiecie na te najbardziej kultowe? Form gry w kapsle było naprawdę sporo, ale najbardziej charakterystyczną jest zdecydowanie wyścig. Na płaskiej powierzchni wytyczało się trasę (np. kredą), a każdy uczestnik brał swój kapsel i "strzelając" go palcem musiał doprowadzić do mety. Łatwo było przesadzić z siłą, przez co "zawodnik" wypadał z trasy. Wtedy należało rozpocząć wyścig z pozycji startowej.

Emocji dodawał fakt wyklejania wnętrza kapsla flagami, co wprowadzało pewien element międzynarodowy - dla zabawy, oczywiście. Wyścig mógł trwać długo, ale zabawa nieustannie była na najwyższym poziomie. To była prawdziwa kuźnia charakterów.

Pora poskakać

Swego czasu szczególną popularnością cieszyły się gry i zabawy związane ze skakaniem. Gibkość i chęć do ćwiczenia czy zapamiętywania układów była zdecydowanie domeną dziewczyn, choć i chłopacy potrafili czasami zaskoczyć - na przykład podczas gry w gumę. To prosta zabawa, która wymagała od nas tytułowej gumy i dwóch osób trzymających ją rozciągniętą, np. opierając ją na biodrach.

Zadaniem uczestnika gry było odpowiednie przeskakiwanie i powtarzanie określonych układów. Wymagało to wskakiwania do środka gumy, na boki z podciągniętą jedną nogą i tym podobne. Gra nie była skomplikowana na płaszczyźnie zasad, choć prawdziwi weterani mogli tworzyć kombinacje trudne do powtórzenia. Ostatecznie ćwiczyliśmy w ten sposób zręczność, skoczność i... pamięć.

Równie skoczna była gra w klasy czy zabawa na skakance. Ta druga jest ponadczasowa, bo stanowi niezbędny przyrząd nie tylko dzieciaków w szkołach, ale nawet profesjonalnych sportowców.

Podchody, czyli szukajcie, a znajdziecie

Podchody - to chyba najbardziej zaawansowana, przygodowa i ekscytująca gra dla dzieciaków w wieku szkolnym. Wymagała pewnej dozy przygotowań i czasu wolnego, a także terenu. Świetnie sprawdzała się z reguły na terenach wiejskich, gdzie łąk, pól i dróg było sporo. A o co konkretnie w niej chodziło? Podchody były niczym innym, jak grą w poszukiwania. Jedna grupa musiała ukryć się w jakimś miejscu, wcześniej przygotowując zestaw wskazówek i zagadek, na które poszukiwacze trafiali podczas drogi.

Druga grupa musiała ich znaleźć. Ruszała w teren z opóźnieniem, aby ci pierwsi mieli czas na ukrycie. Później musieli nieźle główkować, aby rozwiązać pozostawione zagadki czy zrozumieć poszlaki. Podchody do dziś są świetnym sposobem np. na integrację. Uczą pracy zespołowej, logicznego myślenia i komunikacji.

A jaki był wasz ulubiony sposób na spędzanie czasu po lekcjach?

***

Co myślisz o pracy redakcji Geekweeka? Oceń nas! Twoje zdanie ma dla nas znaczenie. 

***

Bądź na bieżąco i zostań jednym z 90 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Geekweek na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: szkoła | zabawy | rozrywka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy