Na koniu niebezpieczniej niż na haju?
Brytyjski profesor wywołał burzę porównaniem jazdy konnej do zażywania ecstazy.
Nie byłoby pewnie aż tak głośnych protestów, gdyby autor tego stwierdzenia, nie był... szefem Komisji Doradczej ds. Nadużywania Narkotyków. W tym tygodniu kierowana przez niego instytucja ma rekomendować brytyjskiemu rządowi przesunięcie pochodnej amfetaminy z kategorii A (substancji zagrażających zdrowiu) do kategorii B.
Nutt uważa jednak, że "szkody powodowane przez 3,4-metylenodioksymetamfetaminę (czyli MDMA) są porównywalne do szkód związanych z innymi aktywnościami i dziedzinami życia".
Profesor wylicza, że jazda konna odpowiada za ponad 100 zgonów rocznie, a następnie posuwa się o krok dalej: - I tu pojawia się najistotniejsze pytanie - czemu społeczeństwo toleruje, a nawet zachęca do pewnych form potencjalnie niebezpiecznych zachowań, a do innych, takich jak zażywanie narkotyków, nie.? - pisze
Zażywanie ecstasy to w Wielkiej Brytanii przyczyna około 30 zgonów rocznie (od lat 90. odnotowano wzrost o 200 proc.). Przyczyną śmierci jest niewydolność wielonarządowa będąca skutkiem przegrzania, odwodnienie lub przewodnienie.
Eksperci podkreślają, że nie istnieje bezpieczna dawka ecstasy, a narkotyk uśmierca nieprzewidywalnie. Obrazoburczy artykuł profesora, badacza m.in. z Uniwersytetu Bristolskiego, ukazał się w styczniowym numerze pisma "Journal of Psychopharmacology".
Naukowiec ukuł nawet specjalnie nowy termin "equasy" (od ang. equine addiction syndrome, zespół końskiego uzależnienia), który miał swym brzmieniem przypominać ecstasy. W ten sposób podkreślał, jak wiele, jego zdaniem, łączy uzależnienie od jazdy konnej z uzależnieniem od substancji psychoaktywnych.
Farmakolog dowodzi, że istnieje wiele niebezpiecznych sportów, takich jak wspinaczka, skoki spadochronowe z wieżowców (BASE jumping) czy skoki bungee, które wydają się bardziej ryzykowne od narkotyków.
Anna Błońska